Po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego w Szczecinie powiało grozą.
– Polska elita ekonomiczna musi być nowa, inna – zadeklarował prezes PiS. Oczywiście ten temat nie pojawia się po raz pierwszy. Już w 2013 roku w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Kaczyński mówił: – Duży i średni biznes w niemałej części, ale small biznes także stanowił i niestety w wielu przypadkach nadal stanowi przystań dla ludzi dawnego systemu.
Twierdził też, że „w Polsce po 1989 r. doszło do zjawiska fatalnego: mechanizm selekcji negatywnej, charakterystyczny dla komunizmu, przeniósł się do biznesu”.
Kłopot tylko w tym, że dziś, po czterech latach wiemy, jak wygląda budowanie nowych elit przez Prawo i Sprawiedliwość. Ten wątek wyraźnie widać w zmianach przeprowadzanych w wymiarze sprawiedliwości. PiS stwierdził, że dotychczasowe elity sędziowskie zawiodły, więc postanowił stworzyć nowe. Sęk w tym, że budowanie nowych elit sędziowskich przez polityków oznacza ich upolitycznienie. To partia zaczęła decydować, kto zostanie członkiem nowej KRS, kto dostanie sędziowski awans, kto będzie prowadził postępowania dyscyplinarne wobec innych sędziów, których działanie odbiegało od wzorca, który zdefiniowała partia. Przy okazji okazało się, że kompetencje moralne nowych sędziowskich elit delikatnie rzecz biorąc pozostawiają wiele do życzenia.
PiS ma też plan na stworzenie nowej klasy średniej. I tu również dominuje przekonanie, że obecna zawdzięcza swoją pozycję układom, postkomunistycznym sitwom, selekcji negatywnej. Oczywiście istnieją rozmaite patologiczne układy. Sęk w tym, że setki tysięcy, może nawet miliony Polaków należy dziś do klasy średniej nie dzięki układom, ale dlatego, że najpierw mozolnie się kształcili, potem ciężko pracowali budując pozycję zawodową jako prawnicy, architekci, lekarze, profesorowie, menedżerowie, przedsiębiorcy. I, w ślad za tą pozycją zawodową, szedł awans społeczny i materialny.