To efekt doniesień na temat zarządzenia, które premier Jarosław Kaczyński wydał dwa dni po wyborach (informację jako pierwsza podała PAP w poniedziałek po południu). Reguluje ono zasady niszczenia przez ABW dokumentów. Chodzi o komunikaty z obserwacji, dokumenty szyfrowe oraz tzw. legalizacyjne służące ukryciu tożsamości agentów.

Po informacjach o zarządzeniu pojawiły się obawy, że dzięki niemu służby specjalne mogą się pozbywać dowodów nielegalnych operacji, co w przyszłości może utrudnić lub wręcz uniemożliwić pracę komisjom śledczym. – Od chwili wejścia w życie zarządzenia nie został zniszczony ani jeden tego typu dokument. Nie było takiej potrzeby – zapewnia rzeczniczka ABW. Wyjaśnia też, że moment wejścia w życie zarządzenia nie ma nic wspólnego ze zmianą rządu. – Prace nad nim zaczęły się jeszcze w zeszłym roku. Poprzednie zarządzenie przestało obowiązywać w maju tego roku. Termin wejścia aktu w życie wynika jedynie z długotrwałych procedur.

Potwierdzają to posłowie, którzy pracowali w Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych i zarządzenie opiniowali.

– Zajmowaliśmy się nim i nie wzbudziło kontrowersji – mówi Jan Bury z PSL. W całej sprawie nie doszukuję się żadnego przekroczenia prawa. – Jeśli ktokolwiek myśli, że w służbach da się zniszczyć cokolwiek niewygodnego, to się grubo myli. Jeśli tylko w jednym pokoju w ruch poszłyby niszczarki, w drugim zaczęłyby pracować kopiarki.

Janusz Zemke z LiD również podchodzi do sprawy spokojnie. – Nie ma żadnych informacji, by niszczone były jakiekolwiek dowody – podkreśla. Jego obiekcje budzi jedynie fakt, że prace nad zarządzeniem ruszyły gwałtownie przed wyborami. – To dość niefortunne i trudno się dziwić, że może budzić obawy – komentuje.