Jednym z tych, którzy zdradzili swego prezesa, jest – wedle eurodeputowanego Ryszarda Czarneckiego – Jarosław Kalinowski. Odebrał Pawlakowi fotel prezesa partii, gdy ten wylansował go na wicepremiera w rządzie SLD – PSL. Parę lat Pawlak wegetował na wewnętrznej emigracji, kierując Warszawską Giełdą Towarową, zanim wrócił do wielkiej polityki.Dziś ten niespełna 50-letni prezes ludowców jest najbardziej doświadczonym i utytułowanym ministrem w rządzie Donalda Tuska. Dwukrotnie był premierem. Po raz pierwszy w wieku 33 lat. A ci, którzy go znają, twierdzą, że największym marzeniem życiowym Pawlaka jest stanąć na czele rządu po raz trzeci. – Chce dorównać Wincentemu Witosowi – śmieje się Czarnecki, który zna Pawlaka od 1991 r.
I coś w tym jest. Gdy w 2005 r. było wiadomo, że premierem zostanie polityk PiS, Jarosław Kaczyński namawiał Pawlaka, żeby wszedł do rządu. – Pawlak był niby otwarty, ale mówił: „jesteście fajni, tylko macie te swoje wynalazki: CBA czy Komisję Prawa i Sprawiedliwości”. Używał właśnie słowa „wynalazki”. To był taki manifest elit III RP – wspomina Adam Lipiński, jeden z negocjatorów tej koalicji. PSL jednak do rządu nie weszło, a gdy PiS ponowiło ofertę koalicyjną (po wyrzuceniu z rządu Andrzeja Leppera), prezes PSL postawił warunki zaporowe. – Zapatrzony w Witosa, zażądał teki premiera – wspomina jeden z polityków PiS. Ludowcy twierdzą jednak, że Pawlak po prostu nie chciał zasilić rządu i dlatego zażądał niemożliwego.
Czarnecki dodaje, że Pawlak liczył na tekę premiera także po ostatnich wyborach. – Sądził, że PiS i PO zyskają podobne poparcie, żadna z partii nie będzie mogła rządzić bez PSL i wtedy on znowu stanie na czele rządu. Przeliczył się – mówi.
„Panie Waldku, pan się nie boi, dwie trzecie Sejmu za panem stoi” – tak o Pawlaku śpiewał zespół Kult, nawiązując do akcji z 1992 r. z udziałem prezydenta Lecha Wałęsy. W jej wyniku upadł rząd Jana Olszewskiego. Wyniosło to na polityczne wyżyny młodego, 33-letniego lidera PSL. To właśnie jemu Wałęsa powierzył misję stworzenia chrześcijańsko-ludowo-liberalnego rządu. Były to tzw. 33 dni Pawlaka. Misja zakończyła się porażką. – Od początku nie wierzyliśmy w jej powodzenie – wspomina Michał Strąk, wtedy jeden z bliskich współpracowników Pawlaka. – To była akcja marketingowa. Chodziło nam o wypromowanie młodego, nieznanego lidera – wyjaśnia.
Ale podczas tych 33 dni poszukiwania większości parlamentarnej wielu ludowców zdradzało znacznie większe emocje niż te, które zwykle towarzyszą marketingowi. – Trudno się dziwić, bo to był nasz spektakularny sukces – komentuje Strąk. – Pawlak zrobił karierę w amerykańskim stylu. W USA wszyscy nosiliby go na rękach, a u nas tylko opluwali.