O człowieku, który chce zostać Witosem

Waldemar Pawlak. Ludzie, którzy od lat znają obecnego wicepremiera, mówią, że gdy przyjmuje gości, zawsze siada plecami do ściany. Dlaczego? Bo kilku politycznych przyjaciół wbiło mu nóż w plecy.

Aktualizacja: 17.05.2008 10:49 Publikacja: 17.05.2008 03:10

O człowieku, który chce zostać Witosem

Foto: Rzeczpospolita

Jednym z tych, którzy zdradzili swego prezesa, jest – wedle eurodeputowanego Ryszarda Czarneckiego – Jarosław Kalinowski. Odebrał Pawlakowi fotel prezesa partii, gdy ten wylansował go na wicepremiera w rządzie SLD – PSL. Parę lat Pawlak wegetował na wewnętrznej emigracji, kierując Warszawską Giełdą Towarową, zanim wrócił do wielkiej polityki.Dziś ten niespełna 50-letni prezes ludowców jest najbardziej doświadczonym i utytułowanym ministrem w rządzie Donalda Tuska. Dwukrotnie był premierem. Po raz pierwszy w wieku 33 lat. A ci, którzy go znają, twierdzą, że największym marzeniem życiowym Pawlaka jest stanąć na czele rządu po raz trzeci. – Chce dorównać Wincentemu Witosowi – śmieje się Czarnecki, który zna Pawlaka od 1991 r.

I coś w tym jest. Gdy w 2005 r. było wiadomo, że premierem zostanie polityk PiS, Jarosław Kaczyński namawiał Pawlaka, żeby wszedł do rządu. – Pawlak był niby otwarty, ale mówił: „jesteście fajni, tylko macie te swoje wynalazki: CBA czy Komisję Prawa i Sprawiedliwości”. Używał właśnie słowa „wynalazki”. To był taki manifest elit III RP – wspomina Adam Lipiński, jeden z negocjatorów tej koalicji. PSL jednak do rządu nie weszło, a gdy PiS ponowiło ofertę koalicyjną (po wyrzuceniu z rządu Andrzeja Leppera), prezes PSL postawił warunki zaporowe. – Zapatrzony w Witosa, zażądał teki premiera – wspomina jeden z polityków PiS. Ludowcy twierdzą jednak, że Pawlak po prostu nie chciał zasilić rządu i dlatego zażądał niemożliwego.

Czarnecki dodaje, że Pawlak liczył na tekę premiera także po ostatnich wyborach. – Sądził, że PiS i PO zyskają podobne poparcie, żadna z partii nie będzie mogła rządzić bez PSL i wtedy on znowu stanie na czele rządu. Przeliczył się – mówi.

„Panie Waldku, pan się nie boi, dwie trzecie Sejmu za panem stoi” – tak o Pawlaku śpiewał zespół Kult, nawiązując do akcji z 1992 r. z udziałem prezydenta Lecha Wałęsy. W jej wyniku upadł rząd Jana Olszewskiego. Wyniosło to na polityczne wyżyny młodego, 33-letniego lidera PSL. To właśnie jemu Wałęsa powierzył misję stworzenia chrześcijańsko-ludowo-liberalnego rządu. Były to tzw. 33 dni Pawlaka. Misja zakończyła się porażką. – Od początku nie wierzyliśmy w jej powodzenie – wspomina Michał Strąk, wtedy jeden z bliskich współpracowników Pawlaka. – To była akcja marketingowa. Chodziło nam o wypromowanie młodego, nieznanego lidera – wyjaśnia.

Ale podczas tych 33 dni poszukiwania większości parlamentarnej wielu ludowców zdradzało znacznie większe emocje niż te, które zwykle towarzyszą marketingowi. – Trudno się dziwić, bo to był nasz spektakularny sukces – komentuje Strąk. – Pawlak zrobił karierę w amerykańskim stylu. W USA wszyscy nosiliby go na rękach, a u nas tylko opluwali.

Czy Pawlak przeżywał fakt, że nie udało mu się sformować rządu? Nawet jego najbliżsi współpracownicy nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

– On nigdy nie pokazuje po sobie emocji – mówi Roman Jagieliński, były działacz PSL. – Tylko kilka razy widziałem go silnie wzburzonego, ale zawsze potrafił nad sobą zapanować.

Media z tamtych czasów cytowały ludowców, którzy w nieoficjalnych rozmowach twierdzili, że Pawlak jest w stanie myśleć wyłącznie o tym, jak ponownie zostać premierem.

Z powodu ogromnej powściągliwości w okazywaniu emocji media nadały Pawlakowi przydomek cyborg. A ponieważ młody prezes jak ognia unikał dziennikarzy, szybko stał się obiektem żartów. Naśladowano jego urywany sposób mówienia, dość wysoki tembr głosu nazywano kozim. Reporter Paweł Płuska tak udatnie podrabiał głos premiera, że proszono go dla żartu, aby „wkręcał” kolegów, dzwoniąc do nich jako premier.

Najgorzej Pawlak traktował fotoreporterów i wzięli na nim odwet. W 1995 r., gdy drugi raz stracił tekę premiera, ze zdziwieniem stwierdził, że fotoreporterzy już się nie rzucają, by robić mu zdjęcia. Zamiast biec za nim, spokojnie siedzieli na schodach sejmowych, paląc papierosy. Pawlak zawrócił więc i zagadnął ich: – No co jest, panowie?

– Nic, panie inżynierze – odparł z satysfakcją jeden z nich, podkreślając w ten sposób, że Pawlak już nie jest numerem jeden, tylko zwykłą „inteligencją techniczną”.

Jednak mimo niechęci mediów w swych najlepszych czasach Pawlak cieszył się zaufaniem przeszło 70 proc. społeczeństwa.

Jego znakiem firmowym w czasach drugiego premierostwa był samochód Polonez. Pawlak jeździł nim, żeby udowodnić, że władza jest skromna. Paradoksalne było to, że z poloneza korzystał tylko szef rządu.

– Wszyscy ministrowie od początku jeździli lanciami, porządnymi włoskimi limuzynami – śmieje się Leszek Miller, który w rządzie Pawlaka był ministrem zdrowia. Opowiada, że gdy Pawlak raz odwiedził go w domu, wszyscy rozpoznali, kto jest jego gościem. Podjechały bowiem trzy polonezy: dwa z BOR-owcami i jeden z premierem. – A że mieszkałem w tej samej klatce co Aleksander Kwaśniewski, który był w konflikcie z Pawlakiem, koledzy mieli do mnie pretensje, iż fraternizuję się z wrogiem – wspomina Miller.

Dziś FSO nie produkuje już polonezów, a i Pawlak stał się bardziej wybredny – woli toyotę z napędem hybrydowym. Prasa wytknęła mu, że udzielił wywiadu „Toyota News”, w którym wychwalał pod niebiosa zalety tej marki. A na dodatek pozował do zdjęć ze swoim samochodem na tle Sejmu. Nie pomogły tłumaczenia, że to model oszczędny i ekologiczny. Zwłaszcza że jego cena zaczyna się od 100 tys. złotych.

Miller dobrze wspomina Pawlaka. – Był konkretny i dawał mi dużo samodzielności, lubiłem go i często broniłem przed kolegami z SLD – podkreśla. Bronił, bo w koalicji SLD – PSL iskrzyło od początku. – Zaczęło się od tego, że Pawlak uzgodnił z Kwaśniewskim listę ministrów, ale do prezydenta pojechał z innymi propozycjami – wspomina Miller. – Kwaśniewski miał mu też za złe, że gdy trzeba było coś uzgodnić, Pawlak znikał i nie udawało się do niego nawet dodzwonić.

Nieudaną misję Pawlaka, któremu Lech Wałęsa powierzył stworzenie rządu, upamiętnił zespół Kult, śpiewając: “Panie Waldku, pan się nie boi”

Jagieliński uważa jednak, że Kwaśniewski po prostu „podgryzał” po kolei wszystkich premierów z własnego obozu.

Faktem było, że milczący Pawlak na tle błyskotliwego, zaprzyjaźnionego z dziennikarzami Kwaśniewskiego wypadał blado. Lider SLD nigdy nie pozwoliłby sobie na powiedzenie do dziennikarki telewizyjnej jak do kury: sio! Pawlak tak powiedział, a telewizja pokazała.

Medialnego wizerunku Pawlaka nie zdołała poprawić nawet Ewa Wachowicz, była Miss Polonia, która została rzeczniczką prasową rządu. – To Strąk ją wymyślił – wspomina Jagieliński. – Była młoda, ładna, inteligentna. Chcieliśmy w ten sposób przyciągnąć do PSL młodych ludzi. Zatrudnienie Miss Polonii zostało jednak źle przyjęte w elektoracie PSL. – Negatywna reakcja wsi przeszła nasze najśmielsze oczekiwania – przyznaje Strąk.

Jednak to nie Wachowicz była problemem tego rządu, tylko Anna M. W 1994 r. tygodnik „Wprost” napisał o „Femme fatale premiera”. Miała nią być sekretarka Pawlaka z 1991 r. Tygodnik napisał, że była kimś więcej, robiła błyskawiczną karierę, a później dzięki znajomościom w rządzie została doradcą w firmie InterAms dostarczającej sprzęt komputerowy i oprogramowanie licznym urzędom państwowym. – To była pierwsza w wolnej Polsce polityczno-kryminalno-obyczajowa sprawa. O ile wiem, całkowicie nieprawdziwa – wspomina Miller. – W kolportowaniu tej historii maczali palce moi koledzy z SLD, głównie z otoczenia Kwaśniewskiego.

Politycy twierdzą, że Pawlak się zmienił i nie prowokuje już konfliktów. Mediuje w koalicji i między rządzącymi a opozycją. Aż się wierzyć nie chce, że w 1997 r., pod koniec koalicji SLD – PSL, zgłosił wotum nieufności do własnego rządu.

Jednym z tych, którzy zdradzili swego prezesa, jest – wedle eurodeputowanego Ryszarda Czarneckiego – Jarosław Kalinowski. Odebrał Pawlakowi fotel prezesa partii, gdy ten wylansował go na wicepremiera w rządzie SLD – PSL. Parę lat Pawlak wegetował na wewnętrznej emigracji, kierując Warszawską Giełdą Towarową, zanim wrócił do wielkiej polityki.Dziś ten niespełna 50-letni prezes ludowców jest najbardziej doświadczonym i utytułowanym ministrem w rządzie Donalda Tuska. Dwukrotnie był premierem. Po raz pierwszy w wieku 33 lat. A ci, którzy go znają, twierdzą, że największym marzeniem życiowym Pawlaka jest stanąć na czele rządu po raz trzeci. – Chce dorównać Wincentemu Witosowi – śmieje się Czarnecki, który zna Pawlaka od 1991 r.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"