Przez całą poprzednią kadencję Cezary Grabarczyk przygotowywał się do roli ministra sprawiedliwości. Kierował Sejmową Komisją Sprawiedliwości i nadzwyczajną komisją do opracowania zmian w kodeksach. Skutecznie bronił w Trybunale Konstytucyjnym mandatów samorządowców, którzy za późno złożyli oświadczenia majątkowe. Wśród nich była m.in. prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
To on dowodził też niekonstytucyjności tzw. bankowej komisji śledczej. I skutecznie przyblokował jej prace.
A jednak Donald Tusk nie powierzył mu Ministerstwa Sprawiedliwości. Bo – jak mówi się w Klubie PO – Grabarczyk nie jest żołnierzem Tuska. Sympatyzuje z zepchniętą na margines konserwatywną częścią Platformy.
Dlaczego w takim razie lider PO w ogóle powierzył mu jakieś ministerstwo? Politycy Platformy uważają, że maczał w tym palce Mirosław Drzewiecki od lat rywalizujący z Grabarczykiem. – Chciał, żeby Grabarczyk spalił się w rządzie i w polityce, bo wiadomo, że szybkich efektów budowania autostrad nie będzie – mówi polityk PO.
Jest też inne wytłumaczenie. – Grabarczyk jest bardzo lubiany w klubie – mówi osoba bliska ministrowi. – Gdyby został w Sejmie, mógłby zbudować wewnątrzpartyjną opozycję. A jako minister nie ma na to szans. Jest i kolejne pytanie: dlaczego Grabarczyk zgodził się objąć resort infrastruktury? – Ma doświadczenia w tym zakresie, był przecież wiceprezesem Urzędu Zamówień Publicznych – tłumaczy jego kolega.