Rozlane lewicowe mleko

Jeżeli Grzegorz Napieralski okaże się zręczny, to może przynajmniej uda mu się utrzymać SLD w roli jednego z najważniejszych graczy po lewej stronie sceny politycznej – uważa znany socjolog

Publikacja: 03.06.2008 01:36

Red

Zmiana personalna w SLD nie jest zmianą zasadniczą. Istotne zmiany dokonały się nieco wcześniej, w toku rywalizacji pomiędzy Wojciechem Olejniczakiem a Grzegorzem Napieralskim. Mam na myśli wycofanie się SLD z koalicji LiD. To była zmiana podstawowa, określająca miejsce SLD w najbliższym czasie.

SLD wybrał politykę tożsamościową, rezygnując z budowy szerokiej formacji centrolewicowej. Ten zwrot nie był przygotowany, ani poprzedzony dyskusją programową. Był czysto taktyczną zagrywką ówczesnego przewodniczącego partii. Dlatego też zrobił fatalne wrażenie nawet na wiernych sympatykach lewicy. I choć wewnątrz SLD ten ruch spotkał się z pewną akceptacją, to zarazem pokazał cynizm kierownictwa – że program i głoszone hasła są rzeczami drugorzędnymi. Taka oportunistyczna postawa lidera ostatecznie okazała się dla niego nieopłacalna.

Oczywiście w SLD od dłuższego czasu istniało pęknięcie na tle stosunku do koalicji LiD. Tuż po wyborach formuła LiD wymagała odnowienia, a nawet przekształcenia, by współpracę uczynić bardziej efektywną. Gdyby zamiast podążać w kierunku rozwiązania koalicji Lewica i Demokraci Olejniczak podjął próbę jej zdynamizowania i gdyby to z tego powodu przegrał z Napieralskim, wtedy w dłuższej perspektywie zyskałby na tym i on, i cała lewica. Bo w Polsce formacja radykalnie lewicowa nie ma poważnych szans wyborczych, ma je za to formacja o klasycznym profilu socjaldemokratycznym.

Na poziomie haseł w SLD nie dokonał się przy tym żaden zasadniczy zwrot programowy. Mało tego, w uchwałach ostatniego kongresu Sojuszu, sądząc po samych tylko tytułach uchwał, demonstrowane jest wręcz otwarcie na inne partie i związki zawodowe, mowa jest o wspólnej liście szerokiej lewicy w wyborach do PE.

Wygląda więc na to, że jedyną konsekwencją rezygnacji z udziału w koalicji LiD jest dla SLD utrata tzw. strategicznej inicjatywy. Wszelkie działania integracyjne na lewicy, które moim zdaniem wcześniej czy później nastąpią, nie będą się już dokonywały pod dyktando Sojuszu.

Dotąd w obrębie LiD to SLD miał pozycję dominującą i w umiejętny sposób wchłaniał schizmatyków od Marka Borowskiego, czyli SdPl. Teraz tak już nie będzie.

Można zaobserwować zapowiedzi działań, które pozornie mają pomóc SLD wyjść z kryzysu. Chodzi o zmiany statutowe, prawybory itp. Znaleziono też klasycznego kozła ofiarnego – co zwykle czyni się w momentach kryzysu – w osobach Krzysztofa Janika i Lecha Nikolskiego jako głównych winnych i odpowiedzialnych za konflikt w partii. Ten drugi to skądinąd bardzo dobry analityk wyborów.

Dużo zresztą zależy od nowego przewodniczącego, czy podda się presji i zacznie dokonywać czystek (jeśli to zrobi, winien zacząć od Olejniczaka). Ale nawet gdyby miał dość siły, by tak postąpić, to krokiem tym przypieczętowałby ostateczne skarlenie Sojuszu.

SLD od trzech lat szuka swojej lewicowej tożsamości, dlatego co jakiś czas będą podnoszone hasła światopoglądowe. Nie ma tutaj większego znaczenia, czy wygłaszał je Olejniczak czy będzie je głosił Napieralski.

Szansą Sojuszu jest otwarcie i współpraca w ramach szerszej koalicji centrolewicowej

Odwiecznym problemem zaś jest to, czy te postulaty będą miały skrajny, radykalny charakter typu: aborcja bez ograniczeń, wyrzucenie religii ze szkół, zerwanie konkordatu, czy też będą mówiły o egzekwowaniu świeckości państwa, liberalizacji skrajnie restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej, podjęcie działań w sprawie finansowania zapłodnienia in vitro itd. Wiadomo, że w takim kraju jak Polska radykalny polityczny antyklerykalizm nie spotka się ze zrozumieniem, mimo iż dość rozpowszechniony jest antyklerykalizm ludowy, którego przejawem są na przykład narzekania, iż ksiądz za dużo bierze za ślub czy pogrzeb.

Bardzo niepokojącym zjawiskiem, które dostrzegam wśród aktywu SLD, jest pogodzenie się z wizerunkiem partii o niskim poparciu: „trzeba wziąć te swoje 10 – 12 proc. i z nikim się nie dzielić”. Rzeczywiście przy takim poziomie poparcia kierownicze struktury mają się zupełnie nieźle, bo podstawowe interesy organizacyjne działaczy są zaspokajane. Cel aparatu staje się celem całej partii. Ale jaki pożytek może mieć z takiej partii zwykły lewicowy wyborca?

Nie sądzę, aby wszyscy aktorzy polityczni lewicy pogodzili się z takim stanem rzeczy. Perspektywy formacji lewicowej są bowiem daleko lepsze niż owe 10 – 12 proc., jeżeli tylko będzie potrafiła na nowo się zorganizować. I jeżeli to, co istnieje – SLD, SdPl czy nawet socjalnoliberalna Partia Demokratyczna, różnego rodzaju kluby i środowiska, jak Krytyka Polityczna – zostanie potraktowane jako ważne elementy przyszłej układanki. Ten proces będzie dość długi, ale może się zacząć już niebawem. Prawdopodobnie pierwszym krokiem będzie połączenie kół SdPl i PD w Sejmie i tym samym częściowa reaktywacja LiD.

Gdy scena lewicowa zapełni się ważnymi aktorami (jednym z najważniejszych znów będzie Włodzimierz Cimoszewicz), SLD dokona kolejnego zwrotu i będzie tę przyszłą formację współtworzyć. Prędzej czy później Grzegorz Napieralski zrozumie, że jedyną szansą dla polskiej lewicy nie jest radykalizacja SLD i zamykanie się tylko w swoich strukturach, ale otwarcie i współpraca w ramach szerszej koalicji centrolewicowej, z której tak łatwo zrezygnował jego poprzednik. Widać zresztą, iż Napieralski już zaczął wykonywać gesty otwarcia i stara się łagodzić konflikt. Jeśli na tym polu okaże się zręczny, to może przynajmniej uda mu się utrzymać SLD jako jednego z najważniejszych graczy po lewej stronie. Nie sądzę jednak, by dzięki niemu SLD odzyskało to, co wcześniej nazwałem inicjatywą strategiczną. Mleko zostało rozlane.

not. k.b.

prof. Jacek Raciborski jest socjologiem polityki, wykłada na Uniwersytecie Warszawskim

Zmiana personalna w SLD nie jest zmianą zasadniczą. Istotne zmiany dokonały się nieco wcześniej, w toku rywalizacji pomiędzy Wojciechem Olejniczakiem a Grzegorzem Napieralskim. Mam na myśli wycofanie się SLD z koalicji LiD. To była zmiana podstawowa, określająca miejsce SLD w najbliższym czasie.

SLD wybrał politykę tożsamościową, rezygnując z budowy szerokiej formacji centrolewicowej. Ten zwrot nie był przygotowany, ani poprzedzony dyskusją programową. Był czysto taktyczną zagrywką ówczesnego przewodniczącego partii. Dlatego też zrobił fatalne wrażenie nawet na wiernych sympatykach lewicy. I choć wewnątrz SLD ten ruch spotkał się z pewną akceptacją, to zarazem pokazał cynizm kierownictwa – że program i głoszone hasła są rzeczami drugorzędnymi. Taka oportunistyczna postawa lidera ostatecznie okazała się dla niego nieopłacalna.

Pozostało 86% artykułu
Polityka
Lewica wybrała swoją kandydatkę na prezydenta
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Czarne chmury nad ministrem Wieczorkiem. Nawet wniosek PiS niewiele może już zmienić
Polityka
Sondaż: Jak zmieniło się zdanie Polaków o Nawrockim, gdy został kandydatem PiS?
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię