– Wniosek o uchylenie immunitetu Miłoszewskiego skierowaliśmy do sądu dyscyplinarnego – potwierdza “Rz” Iwona Śmigielska-Kowalska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Płocku. – Chcemy postawić mu zarzut przekroczenia uprawnień – dodaje.
Zaskoczony tymi planami Miłoszewski mówi krótko: – Nie złamałem prawa. To szykana za to, że nie chciałem złożyć zawiadomienia na ministra Ziobrę – mówi “Rz” śledczy.
W 2006 r. ówczesny minister sprawiedliwości polecił Miłoszewskiemu, by ten stawił się w Warszawie z aktami śledztwa paliwowego, które prowadził. Prokurator przywiózł m.in. protokoły przesłuchań świadków, w tym biznesmena Krzysztofa Baszniaka mówiącego o wielomilionowych łapówkach, jakie za zrealizowanie kontraktu Orlenu z Jukosem miały trafić do polityków lewicy. Jarosław Kaczyński – w obecności Ziobry i Miłoszewskiego – czytał akta w siedzibie PiS.
Płoccy śledczy – jak wynika z informacji “Rz” – uważają, że pozwalając na to, by materiały śledztwa czytała osoba nieuprawniona – niebędąca stroną postępowania – swoich uprawnień nadużył nie tylko były minister, ale także prokurator.
Miłoszewski nie poczuwa się do winy. – Dostałem polecenie udania się do Warszawy i wzięcia akt. Gdybym uważał, że jest ono bezprawne, tobym go nie wykonał – mówi “Rz” Miłoszewski. – To prokurator generalny podjął decyzję o udostępnieniu akt prezesowi Kaczyńskiemu, do czego miał prawo. Moja zgoda nie była potrzebna – przekonuje.