Były lewicowy premier, który dwa dni temu przegrał wybory na sekretarza generalnego Rady Europy, jest najbardziej znanym politykiem lewicy. W rankingach prezydenckich zwykle lokuje się na trzecim miejscu, za Donaldem Tuskiem i Lechem Kaczyńskim. W SLD jednak mało kto wierzy, że mógłby on walczyć w przyszłym roku o prezydenturę.
[srodtytul]Warunek: szyld SLD [/srodtytul]
– Uważam, że należy zapytać Włodzimierza Cimoszewicza, czy byłby skłonny wystartować w wyborach prezydenckich, bo ma znakomite kwalifikacje na to stanowisko – mówi Janusz Krasoń, szef dolnośląskiego Sojuszu. – Nie wiadomo jednak, czy będzie się czuł na siłach pociągnąć aż trzy kampanie: prezydencką, toczącą się równolegle do niej samorządową i jeszcze położyć podwaliny pod kampanię parlamentarną, która odbędzie się kilka miesięcy później.
Europosłanka SLD Joanna Senyszyn mówi wprost, że kandydat na prezydenta musi występować pod szyldem SLD, a nie szeroko pojętej lewicy.
– Sojusz potrzebuje kandydata, który w pełni się identyfikuje z partią, a Cimoszewicz identyfikuje się z każdym, nawet z Platformą Obywatelską, jak pokazał jego start w wyborach na sekretarza generalnego Rady Europy – ocenia Senyszyn. – Musimy promować nasz szyld, który ma swoją wartość na scenie politycznej. A poza tym należy wystawić kandydata, który ma na swoim koncie sukcesy, a nie porażki.