Były poseł opowiadał o tym, jakie zasady panują w polityce oraz o mocnych słowach pod adresem Jarosław Kaczyńskiego.

- Ja mam temperament, który bardziej pasuje do PiS i byłbym pewnie w PiS jednym z poważniejszych liderów frakcji. Jednak to jest temperament na czas stanu wojennego - powiedział Frasyniuk.

- W demokracji trzeba to rozgrywać spokojniej, szukać kompromisu, a nie konfliktu, tak starałem się funkcjonować, kiedy byłem w polityce. Ale teraz nie waham się używać mocnych słów, jak chcę coś podkreślić, tym bardziej że jestem wolnym człowiekiem, poza polityką. Reaguję głównie na głupotę i gdy ktoś pluje na historię - komentował swoje słowa o Jarosławie Kaczyńskim. Na początku grudnia Frasyniuk powiedział w Radiu Zet: "Nie ma takiej możliwości, żeby komuna w tamtych czasach zatrzymała kogoś i wypuściła", sugerując, że Jarosław Kaczyński w 1981 r. podpisał deklarację lojalności.

Frasyniuk przyznaje dziś, że z "pełną świadomością" zastosował złośliwy, ostry język, by dostosować się do "sposobu działania prawicy" - Oni tak mówią od 20 lat: pokazują placem, ten zdrajca, ten tchórz - stwierdził polityk. Zaleca "stosowanie języka adekwatnego do rozmówcy" bo - jak mówi - "inaczej rozmówca traktuje cię jak skończonego frajera, a twoje kulturalne zachowanie i poprawne słownictwo są traktowane jako słabość".

Polityk komentował też zachowanie Antoniego Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej. - Dziś patrzę na Macierewicza i widzę, że się nie zmienił. Nieraz się zastanawiam, dlaczego nikt go nie zapyta: no, był pan kilkadziesiąt kilometrów od tej katastrofy. Dlaczego pan wsiadł do pierwszego pociągu i wrócił do kraju, a nie pojechał pomóc kolegom zabezpieczać ślady przestępstwa? - mówił były poseł. - A on wraca do kraju i staje się bohaterem, który walczy ze zbrodniarzami, czyli przede wszystkim z Tuskiem.