Gdy po wyborach parlamentarnych w 1993 r. z Sejmu wypadła praktycznie cała rozdrobniona wówczas prawica (oprócz Konfederacji Polski Niepodległej), rozpoczęły się nerwowe rozmowy zjednoczeniowe. Był 1994 r., patronował im ksiądz Józef Maj.
Rozmowy odbywały się w podziemiach stołecznego kościoła św. Katarzyny. Stąd nazwa przedsięwzięcia – Konwent Świętej Katarzyny.
Te spotkania pełne były nieufności i podejrzeń. Ksiądz Maj dwoił się i troił, żeby jednać zwaśnionych, a i tak wszystko rozbiło się o wybór wspólnego kandydata na prezydenta. W prawyborach uczestniczyło czterech kandydatów.
„Teraz, k... my"
Do dzisiaj nie wiadomo, czy wygrała je prezes NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz czy były premier Jan Olszewski. Do wyborów w 1995 r. zgłosili się oboje i przegrali je z kretesem, a prymas Józef Glemp nakazał prałatowi Majowi zdystansować się od Konwentu.
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki, weteran prawicy, wówczas członek ZChN, mówi, że owa inicjatywa zaczęła się jako zacna i patriotyczna, a skończyła jako groteska.