W poniedziałek polski rząd poinformował, że w miejscowości Mika, na trasie kolejowej Warszawa–Lublin, doszło do uszkodzenia torowiska w wyniku „aktu dywersji” oraz że doszło do „eksplozji ładunku wybuchowego”. Do sprawy odniósł się w rozmowie z TVP Info szef MSZ Radosław Sikorski.
Sikorski o mężczyznach stojących za aktami dywersji na kolei: Nadmiernych nadziei nie mam
Sikorski odniósł się między innymi do tego, jak Dmitrij Pieskow skomentował słowa premiera Donalda Tuska, który przekazał we wtorek, że za akty dywersji na linii kolejowej Warszawa–Lublin odpowiedzialni są dwaj obywatele Ukrainy, którzy działali na zlecenie Rosji. – Rosja jest oskarżana o wszelkie przejawy toczącej się wojny hybrydowej i bezpośredniej - stwierdził rzecznik Kremla. – W Polsce – powiedzmy sobie – wszyscy próbują wyprzedzić europejską lokomotywę w tej sprawie. I oczywiście rusofobia tam kwitnie — dodał.
Czytaj więcej
Donald Tusk w sposób polityczny chce pokazać, że panuje nad sytuacją. I w tym momencie, tak jak t...
– Słowo rusofobia jest ciekawe, pochodzi z greckiego fobia, irracjonalny strach – stwierdził w odpowiedzi Radosław Sikorski. – Ja uważam, że to jest nieprecyzyjne, bo my po prostu mamy powody, żeby się bać rosyjskiego sabotażu. Więc jak Rosja wysyła i płaci agentom, żeby u nas podpalać, dezinformować, wyklejać, to to nie jest rusofobia, tylko to jest reagowanie na terror państwowy ze strony sąsiada, który postanowił odbudować imperium – dodał.
Sikorski potwierdził także, że dwaj mężczyźni, którzy według służb stoją za aktami dywersji na kolei, uciekli z Polski na Białoruś. Podkreślił też, że „nie ma nadmiernych nadziei”, iż uda się ich sprowadzić do Polski i osądzić. – Wiemy, z jakim reżimem mamy do czynienia i wiemy, że on nie przekazuje nam chociażby mordercy naszego żołnierza, który zginął na granicy. Więc zrobimy to, co do nas należy, ale nadmiernych nadziei nie mam – przyznał.