Łukaszenko nie jest dla mnie prezydentem

Od ponad 20 lat na Białorusi nie było wolnych wyborów – mówi „Rzeczpospolitej" Mikoła Statkiewicz, były więzień polityczny i jeden z liderów białoruskiej demokratycznej opozycji.

Publikacja: 11.10.2015 21:07

Mikoła Statkiewicz (domena publiczna/User1963)

Mikoła Statkiewicz (domena publiczna/User1963)

Foto: Wikimedia Commons

Poprzednie wybory prezydenckie na Białorusi skończyli się dla pana aresztem i prawie pięcioletnim pozbawieniem wolności. Jak ciężkie były te lata? 

Mikoła Statkiewicz: Tuż po areszcie głodowałem 24 dni, piłem jedynie wodę. Później było 4 lata i 8 miesięcy ostrej presji. Zaczęło się w kolonii karnej, gdzie przez ponad pół roku próbowano mnie wykończyć ciężką pracą fizyczną. Administracja kolonii wielokrotnie proponowała napisać prośbę o ułaskawienie do Łukaszenki. Nie zgodziłem się na to, ponieważ nie uznaję tej osoby za prezydenta. Podczas rewizji znaleźli u mnie chusteczkę do nosa, która nie była wymieniona na liście moich rzeczy osobistych. Wyprowadzili wszystkich więźniów na dwór i kazano im rzucić wszystkie swoje rzeczy na ziemię. Strażnik więzienny powiedział: „Czy znajdzie się wśród was jakaś osoba, która da mu w mordę, ponieważ przez niego wszyscy będziecie mieli problemy”. Od razu otoczyło mnie z dwudziestu chłopaków, którzy stanęli w mojej obronie. Chętny do bicia się nie znalazł. Wsadzono mnie do izolatki, a później przeprowadzono do więzienia zamkniętego. 

Jak najgroźniejszego przestępcę... 

Dokładnie tak mnie potraktowano. Przez 23 godziny dziennie przebywałem w zamkniętej dwuosobowej celi. Miałem jednogodzinny spacer, podczas którego nie można stać i trzeba przez cały czas chodzić. Niebo widać jedynie w kratkę. Do mojej celi wsadzano zabójców, ludzi psychicznie chorych. Musiałem trzymać się więziennych zasad i nie dać się złamać. Wyrzucałem tych ludzi z celi. Nie było łatwo, ale jestem jeszcze w stanie siebie obronić. W końcu wsadzili do mnie chłopaka, który kilka razy tygodniowo pisał wielostronicowe listy do swojej mamy. Dopiero później zrozumiałem co to za mama. Zadawał pytania, wszystko uważnie notował i wysyłał. Będąc w więzieniu dałem im do zrozumienia, że nie zamierzam wycofywać się z mojej walki z reżimem. 

Czy po wyjściu z tego piekła nie chciał pan wycofać się z polityki? 

Mam mocne poczucie przynależności do narodu białoruskiego. Czuje osobistą odpowiedzialność za nasz kraj. Cała historia mojej rodziny jest związana z Białorusią. Moi przodkowie walczyli wtedy, kiedy inni woleli przeczekać.  

Łukaszenko ułaskawił pana tuż przed wyborami prezydenckimi na Białorusi. Czy wynik tych wyborów był oczywisty? 

Na Białorusi wyborów nie ma. Zostały one sfałszowane już w momencie rejestracji kandydatów. Zostałem uwolniony dzień po zakończeniu rejestracji. Moja kandydatura została odrzucona, mimo, że miałem w swoim sztabie ponad 1,7 tys. osób. Po za Łukaszenką zarejestrowano trzech kandydatów, którzy zadaniem było wykonywanie roli statystów. 

Mimo że przez ostatnie lata białoruskie służby robiły wszystko, by zniszczyć i zastraszyć demokratyczną opozycję, udało mi się ją zjednoczyć. Od początku apelowaliśmy do Białorusinów, by nie uczestniczyli w spektaklu jednego aktora i bojkotowali te tak zwane wybory. 

Są jednak tacy opozycjoniści, którzy zdecydowali na udział w tym spektaklu. Faworytka tegorocznych wyborów Tacciana Karatkiewicz, którą na początku popierało kilka opozycyjnych ugrupowań, namawiała Białorusinów do głosowania i twierdziła, że wybory jednak są. 

To jest osoba, którą specjalnie postawili, aby ta odgrywała rolę „opozycyjnego kandydata”. Ona mówi to, co jej napiszą. Stoją za nią siły, które mają bardzo złą reputację. W demokratycznym środowisku nikt nie ma wątpliwości co do tego, na czyją korzyść działają te siły. Od początku swoich rządów Łukaszenko próbuje stworzyć tak zwaną kontrolowaną opozycję, która będzie go krytykować, a jednocześnie popierać. 

Podczas kampanii wyborczej białoruska opozycja co tydzień przeprowadzała manifestacje w centrum Mińska. W odróżnieniu od poprzednich lat tym razem nikt nie wylądował za kratami. Czy władze w Mińsku w ten sposób chcą poprawić stosunki z Zachodem? 

Wiele wskazuje na to, że w Europie też tego chcą. Po moim uwolnieniu od razu zauważyłem, że nasi europejscy partnerzy panicznie boją się białoruskiego Majdanu. Patrzą na mnie jak na osobę, która może zepsuć ten cały proces ocieplenia stosunków z Białorusią. Na Zachodzie próbują odciągnąć Łukaszenkę od Moskwy, a on z kolei udaje, że bierze udział w tej grze. Gdyby Rosja podniosła koszt gazu i ropy, Białoruś zbankrutowałaby w ciągu dwóch tygodni. Białoruska gospodarka jest stratną filią rosyjskiej gospodarki. Przez wszystkie te lata Mińsk otrzymał dziesiątki miliardów dolarów od Moskwy. Teraz w Rosji sytuacja jest trudna i dlatego wsparcie dla Białorusi jest mniejsze. W związku z tym Łukaszenko postanowił wyciągnąć pieniądze z Zachodu udając niezależnego. Nic poza tym. 

Jak bardzo Białoruś jest uzależniona od Rosji? 

Pytanie, jak długo jeszcze Białoruś będzie Białorusią. W obecnych warunkach rosyjska aneksja jest tylko kwestią czasu. W sytuacji kryzysowej Łukaszenko może otrzymać od Moskwy parę miliardów dolarów i polecieć samolotem do Wenezueli. Białoruś coraz bardziej jest nieopłacalna Rosji w postaci niepodległego państwa. To jak filia, która nie przynosi dochodu. Co robi duża korporacja z filią, która jest nieopłacalna? Wszystko się wyjaśni w najbliższe dwa lata. Putinowi jest potrzebny kolejny „sukces” przed wyborami 2018 roku. Dlatego na wszelkie sposoby będziemy dążyli do konsolidacji narodu białoruskiego. Dlatego wsparcie i konsekwentna polityka Zachodu jest dla nas dzisiaj bardzo ważna. 

Wiele analityków twierdzi, że po raz pierwszy od dwudziestu lat wybór Aleksandra Łukaszenki na prezydenta zostanie częściowo uznany przez Zachód... 

Jeżeli do tego dojdzie, będzie to oznaczało, że Zachód zdradził wartości demokratyczne. Dla mnie Łukaszenko jest zabójcą i dyktatorem. Mam podstawy, by twierdzić, że to Łukaszenko wydał rozkaz wobec opozycyjnych polityków w 1999 roku (zaginął wtedy przewodniczący białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej Wiktor Gonczar, były minister obrony Juryj Zacharanka, biznesmen Anatolij Krasouski oraz w 2000 roku operator telewizji rosyjskiej ORT Dmitrij Zawadzkij). Dowiedziałem się, że w tej sprawie był specjalny wyrok tak zwanego tajnego trybunału, pod którym była pieczątka prezydenta. Żołnierze, którzy wykonywali ten rozkaz, wierzyli, że wykonują prawowity wyrok sądowy. Zobaczyli pieczątkę Łukaszenki i to im wystarczyło. Dokument ten posiada osoba, która bezpośrednio była zaangażowana w tę sprawę. Spodziewam się, że dokument ten zostanie niebawem opublikowany.   

Niektórzy twierdzą, że jest to główna przyczyna, dla której Łukaszenko tak mocno trzyma się władzy... 

W ciągu jednego dnia można przeprowadzić proces i udowodnić winę Aleksandra Łukaszenki. Zarzutów jest dużo. Od antybiałoruskich plebiscytów, które zostały przeprowadzone na jego zlecenie, do zlecenia zabójstw oponentów politycznych. On zdaje sobie sprawę z tego, że za te czyny grozi według białoruskiego prawa od 15 lat więzienia do kary śmierci.

Białoruski prezydent zabrał panu pięć lat życia. Jakie słowa pan powiedziałby mu podczas ewentualnego spotkania?

Nie chciałbym z nim rozmawiać. Powiem tylko tyle: nie mam w sobie nienawiści i złości. By przetrwać w jednoosobowej celi, nie można podtrzymywać w sobie takich cech charakteru. 

 

Poprzednie wybory prezydenckie na Białorusi skończyli się dla pana aresztem i prawie pięcioletnim pozbawieniem wolności. Jak ciężkie były te lata? 

Mikoła Statkiewicz: Tuż po areszcie głodowałem 24 dni, piłem jedynie wodę. Później było 4 lata i 8 miesięcy ostrej presji. Zaczęło się w kolonii karnej, gdzie przez ponad pół roku próbowano mnie wykończyć ciężką pracą fizyczną. Administracja kolonii wielokrotnie proponowała napisać prośbę o ułaskawienie do Łukaszenki. Nie zgodziłem się na to, ponieważ nie uznaję tej osoby za prezydenta. Podczas rewizji znaleźli u mnie chusteczkę do nosa, która nie była wymieniona na liście moich rzeczy osobistych. Wyprowadzili wszystkich więźniów na dwór i kazano im rzucić wszystkie swoje rzeczy na ziemię. Strażnik więzienny powiedział: „Czy znajdzie się wśród was jakaś osoba, która da mu w mordę, ponieważ przez niego wszyscy będziecie mieli problemy”. Od razu otoczyło mnie z dwudziestu chłopaków, którzy stanęli w mojej obronie. Chętny do bicia się nie znalazł. Wsadzono mnie do izolatki, a później przeprowadzono do więzienia zamkniętego. 

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Polityka
Kim Dzong Un grozi użyciem broni atomowej
Polityka
Kurt Volker: Trump ma pomysł na Ukrainę
Polityka
Wołyń. Zbrodnia, niepochowane ofiary i polityka. Jak zachowa się Ukraina?
Polityka
CNN: Bezprecedensowa propozycja wydawcy książki Melanii Trump. 250 tys. dolarów za wywiad. "Nie skorzystaliśmy"