To miało być najważniejsze wydarzenie kampanii wyborczej – w telewizyjnej debacie starły się liderka PO, premier Ewa Kopacz z Beatą Szydło, wiceszefową PiS i kandydatką tej partii na premiera. Jednak żadna z kandydatek nie rozstrzygnęła tego starcia wyraźnie na swoją korzyść.
W pierwszej części, poświęconej gospodarce i sprawom społecznym, Szydło powtórzyła swe obietnice z kampanii. Przekonywała, że pieniądze na wydatki socjalne PiS zyska m.in. dzięki zmianom w VAT i większej ściągalności tego podatku. – Nikomu w Polsce nie trzeba zabierać, ponieważ w Polsce jest dość pieniędzy. Trzeba tylko dobrze i uczciwie rządzić oraz wybierać priorytety – stwierdziła. Z kolei Kopacz nie potrafiła przekonująco zareklamować fundamentalnej reformy w podatkach osobistych, którą zapowiedziała PO.
– Pani szef polityczny powiedział, że dzisiaj można w końcu zwiększyć deficyt o 0,5 proc. PKB – mówiła premier o Jarosławie Kaczyńskim. – Jeśli to zrobi, to /.../ pieniądze, które w nowej perspektywie unijnej mogłyby przyjść do Polski, niestety nie dotrą do Polaków. Rolnicy, wy już uważajcie, bo w pierwszej kolejności to wam zabiorą dopłaty bezpośrednie – ostrzegała Kopacz.
Kopacz była w debacie bardziej energiczna, czasem agresywna. Próbowała dowodzić, że Szydło jest niesamodzielna i stoi za nią Jarosław Kaczyński. Atakowała ją także za sytuację w kasach SKOK. Z kolei Szydło wypomniała Kopacz zabranie przez rząd PO blisko połowy środków z OFE. Choć PiS był wówczas za całkowitym demontażem OFE.
Zarówno Kopacz, jak i Szydło opowiedziały się za minimalną stawką za godzinę pracy w wysokości 12 zł. Przy czym Kopacz wyszła daleko poza dotychczasową linię PO, która proponowała taką kwotę wyłącznie na umowach cywilnoprawnych, podobnie zresztą jak PiS. Pani premier stwierdziła bowiem, że będzie to dotyczyć również zatrudnionych na umowę o pracę – a to oznacza podniesienie płacy minimalnej do ponad 2 tys. zł. Pani premier obiecywała także gruszki na wierzbie. – Jedynym motywem, dla którego młodzi wyjeżdżają z kraju, to jest to, że zostając w Polsce, mogliby zbyt mało zarobić. Ja dzisiaj oferuję: będziecie zarabiać tak jak wasi rówieśnicy na Zachodzie – przekonywała, twierdząc, że do Polski przyjeżdżają pracować mieszkańcy zachodniej Europy.