– Staliśmy się trzecią siłą w polskiej polityce. Nie jest to oczywiście szczyt naszych ambicji. Chcemy dalej się rozwijać, rosnąć, zwiększać poparcie – oświadczył 9 czerwca jeden z liderów Konfederacji Sławomir Mentzen, komentując wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego. Konfederacja dostała 12,08 proc. głosów, niemal tyle, co Trzecia Droga i Lewica razem wzięte, co uznała za duży sukces.
W ślad tego sukcesu poszły jednak trudne do przezwyciężenia kłopoty w sejmowym Klubie Konfederacji. W ich efekcie od dwóch miesięcy nie ma on swojego przewodniczącego.
Konfederacja musi wybrać przewodniczącego klubu, bo dotychczasowy, Stanisław Tyszka, został europosłem
Wakat pojawił się, bo jednym z sześciorga polityków Konfederacji, którzy zdobyli euromandaty, jest Stanisław Tyszka, dotychczasowy poseł i przewodniczący klubu. Wydawało się, że wybór jego następcy pójdzie gładko. W klubie obowiązuje umowa, zgodnie z którą Ruch Narodowy obsadza stanowisko wicemarszałka (jest nim Krzysztof Bosak), szefem zaś klubu jest polityk Nowej Nadziei. Członkiem tej ostatniej partii jest Tyszka. Więc to Nowa Nadzieja miała wskazać jego następcę.
Pod koniec czerwca informowaliśmy, że nowym przewodniczącym klubu ma zostać prezes Nowej Nadziei Sławomir Mentzen. Oznaczałoby to istotną zmianę, bo po wyborach z 15 października nie objął żadnej funkcji w klubie w Sejmie. Powody? Nieoficjalnie mówiło się, że, po pierwsze, potrzebował czasu na wprowadzenie swojej firmy na giełdę, po drugie zaś rozczarował go wynik wyborów do Sejmu, w których Konfederacja dostała zaledwie 7,16 proc. głosów, dużo poniżej oczekiwań.
Awans Mentzena na szefa klubu miał go wzmocnić przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Przy okazji jednym z wiceprzewodniczących klubu miał zostać Przemysław Wipler, opisywany w mediach jako szara eminencja Konfederacji. Obecnie nie pełni on żadnych formalnych funkcji ani w partii, ani w Sejmie.