Erdogan gra o wszystko

Walczy nie tylko o trzecią kadencję, ale i ocenę swych dokonań. Cywilizacyjnie zmienił kraj nie do poznania, zasłużył przy tym na miano autokraty.

Publikacja: 11.05.2023 03:00

Wiec opozycji w 3-milionowym Izmirze, trzecim pod względem liczby mieszkańców tureckim mieście

Wiec opozycji w 3-milionowym Izmirze, trzecim pod względem liczby mieszkańców tureckim mieście

Foto: AFP

Ostatnie dni kampanii przed wyborami w Turcji to lawina obietnic zarówno ze strony obozu Recepa Tayyipa Erdogana, jak i opozycji. Oprócz prezydenta obywatele wybiorą w najbliższą niedzielę 600-osobowy parlament.

Obie strony twierdzą zgodnie, że po niedzieli wszystko się w kraju zmieni. Zdaniem Erdogana obywatelom żyć się będzie lepiej, rzesze syryjskich uchodźców wrócą do siebie, mordercza inflacja wróci do normy, a państwo będzie działać jak w najlepszych czasach rządów obecnej głowy państwa.

Czytaj więcej

Erdogan czy Kilicdaroglu? Z kim Turcja ruszy w nowe wspaniałe stulecie

– Jeżeli pojawiły się pewne problemy, to są za nie odpowiedzialni wrogowie państwa, zarówno w kraju, jak i za granicą – głosi Erdogan obiecując utworzenie sześciu milionów nowych miejsc pracy.

Odbudować demokrację

Opozycja zapewnia, że odbuduje demokrację, a mury więzienne opuszczą tysiące politycznych skazańców i nie będzie prześladowania mniejszości zarówno etnicznych, czyli Kurdów, jak i seksualnych.

Wspólny kandydat opozycji na prezydenta Kemal Kilicdaroglu, przywódca Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), określa prezydenta mianem dyktatora, podczas gdy Erdogan używa wobec niego takich epitetów jak pijak. Całą opozycję nazywa terrorystami, przekonując, że reprezentuje interesy separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), jak i środowiska LGBT.

Obaj kandydaci prezentują się często w towarzystwie żon. Małżonka prezydenta w nieodłącznej chuście islamskiej, co przypominać ma wszystkim, iż to właśnie jej mąż zerwał z republikańskim zakazem noszenia chust w takich miejscach, jak uniwersytety czy administracja państwowa. Od chusty stroni żona Kilicdaroglu, szefa partii utworzonej przez samego Kemala Atatürka, twórcy nowoczesnego państwa tureckiego, które zaprogramowało rozdział religii od państwa.

Na wiecach wyborczych nie brak ekscesów jak na spotkaniu Ekrema Imamoglu, burmistrza Stambułu, którego obrzucono kamieniami. To niezwykle popularny mer Stambułu miał być kontrkandydatem Erdogana w wyborach prezydenckich, jednak opozycja nie zdecydowała się na jego kandydaturę po tym, gdy w grudniu ubiegłego roku otrzymał kuriozalny wyrok dwu lat więzienia za znieważenie urzędników komisji wyborczej. W obozie prezydenta sądzono, że łatwiej będzie pokonać mało charyzmatycznego Kilicdaroglu niż burmistrza największej tureckiej metropolii.

Na to nie wygląda, gdyż z ostatnich sondaży wynika jednoznacznie, że to szef kemalistowskiej CHP prowadzi w sondażach trzema–pięcioma punktami procentowymi.

Do zwycięstwa daleko

– Nie oznacza to, że ma już zwycięstwo w kieszeni. Na ostatniej prostej sporo może się wydarzyć. Wielu wyborców nie zapomniało, że mimo trudności ostatnich lat to właśnie pod rządami Erdogana w Turcji zaszły ogromne zmiany cywilizacyjne i gospodarcze – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Ilter Turan z uniwersytetu Bilgi w Stambule. Przyśpieszenie gospodarcze zwłaszcza w pierwszej dekadzie rządów Erdogana i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) sprawiło, że Turcja przestała być postrzegana jako kraj słabo rozwinięty. Powstawały nowe autostrady, lotniska, rozbudowywały się z rozmachem miasta, a służba zdrowia stała się nie tylko powszechnie dostępna, ale i jej jakość zmieniła się nie do poznania.

To już wprawdzie przeszłość. Od mniej więcej sześciu lat widać stały regres. Ale i tak, jak ocenia Międzynarodowy Fundusz Walutowy, odsetek osób żyjących w ubóstwie, za poniżej 6,85 dolara dziennie, zmniejszył się w latach 2006–2020 o połowę – do 9,8 procent. Była to jedna z przyczyn wygranych przez Erdogana wyborów prezydenckich w 2014 i 2018 roku.

O tym sukcesie nie musi pamiętać 6 milionów wyborców, którzy w najbliższą niedzielę oddadzą swe głosy. Jest to jedna dziesiąta wszystkich obywateli uprawnionych do głosowania. Obecnie ponad połowa pracujących Turków musi się zadowolić pensją niższą niż 300 dol. miesięcznie, licząc po obecnym kursie liry. Przy obecnej inflacji przekraczającej 40 proc. jest to w gruncie rzeczy stawka głodowa. I to mimo dwukrotnego podniesienia płacy minimalnej, ostatnio o 50 proc., ogromnej części społeczeństwa trudno jest związać koniec z końcem.

– Wielu wyborców nie zapomniało o zasługach Erdogana i jego partii, ale w ostatecznym rachunku biorą pod uwagę swą obecną sytuację finansową – mówi Asli Aydintasbas z stambulskiego biura European Council on Foreign Relations.

Erdogan wie o tym doskonale i przypomina na każdym kroku o swych osiągnięciach czy to na pokładzie nowego potężnego okrętu marynarki wojennej, czy za kierownicą pierwszego tureckiego samochodu elektrycznego. Obiecuje przy tym bezpłatne dostawy gazu do gospodarstw domowych ze złóż na Morzu Śródziemnym, których eksploatacja właśnie się rozpoczęła. Może to się udać w sytuacji, gdy Moskwa odroczyła spłatę 20 mld dol. długu za dostawy gazu.

– To oczywiście dowód wsparcia prezydenta przed wyborami – mówi Asli Aydintasbas. Jest przekonana, że nawet w przypadku zwycięstwa opozycji Ankara nie zmieni zbalansowanej polityki wobec Rosji, co nie przeszkodzi zbliżeniu z UE czy USA.

Zadecydują Kurdowie

Nie brak opinii, że o wyniku wyborów zadecydują Kurdowie. Tworzą jedną piątą tureckiego społeczeństwa i doświadczyli z rąk prezydenta Erdogana wiele nieszczęść z racji swych aspiracji narodowych. Prokurdyjska partia HDP jest trzecim (po AKP i CHP) ugrupowaniem politycznym w Turcji pod względem ilości mandatów w parlamencie. W obawie, że jej kandydaci mogą zostać wykluczeni z wyborów, utworzyła sojusz wyborczy z ugrupowaniem zielonych oraz postkomunistyczną Partią Pracy. Obawa nie bez podstaw, gdyż były szef HDP siedzi w więzieniu.

Partia wspiera jednoznacznie Kemala Kilicdaroglu. W wyborach parlamentarnych trzy bloki partii opozycyjnych mogą w sumie liczyć na nieco ponad połowę głosów przy 34,4 proc. poparcia dla AKP Erdogana plus 6,6 proc. koalicjanta partii rządzącej w jakim jest skrajnie nacjonalistyczna MHP. Teoretycznie może być tak, że wybory prezydenckie wygra Erdogan, a parlamentarne opozycja.

Wielu obserwatorów jest jednak przekonanych, że większość w parlamencie uzyska obóz zwycięzcy w wyborach prezydenckich.

Recep Tayyip Erdogan, prezydent walczący o reelekcję

Recep Tayyip Erdogan, prezydent walczący o reelekcję

afp

Kemal Kilicdaroglu, kandydat opozycji na głowę państwa

Kemal Kilicdaroglu, kandydat opozycji na głowę państwa

afp

Ostatnie dni kampanii przed wyborami w Turcji to lawina obietnic zarówno ze strony obozu Recepa Tayyipa Erdogana, jak i opozycji. Oprócz prezydenta obywatele wybiorą w najbliższą niedzielę 600-osobowy parlament.

Obie strony twierdzą zgodnie, że po niedzieli wszystko się w kraju zmieni. Zdaniem Erdogana obywatelom żyć się będzie lepiej, rzesze syryjskich uchodźców wrócą do siebie, mordercza inflacja wróci do normy, a państwo będzie działać jak w najlepszych czasach rządów obecnej głowy państwa.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Aresztowano asystenta polityka AfD. Miał szpiegować dla Chin
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Media informują o poważnej chorobie Kadyrowa. Przywódca Czeczenów odpowiada nagraniem z siłowni
Polityka
Opozycjoniści z hotelu w Moskwie. Czy zablokują wejście Mołdawii do UE?
Polityka
Sunak: Pierwsi migranci odlecą do Rwandy w lipcu. "Bez względu na wszystko"
Polityka
Iran i broń atomowa. Jest deklaracja władz w Teheranie