Nie jest tu mowa o zwykłej zapaści, ale o prawdziwym armagedonie. Mieszance tego, co świat przeżył w 1973 r. z powodu gwałtownego wzrostu cen energii i kryzysu finansowego sprzed 12 lat.
W artykule opublikowanym na stronie Project Syndicate słynny amerykański ekonomista tłumaczy swój wywód w sześciu punktach. Po pierwsze okazało się, że rekordowa inflacja nie jest przejściowym, tylko trwałym zjawiskiem, po wtóre główna przyczyna szybkiego wzrostu cen nie leży głównie w wadliwej polityce monetarnej banków centralnych i władz państwowych po obu stronach Atlantyku, ale w czynnikach zewnętrznych: zwyżce cen energii po wybuchu wojny na Ukrainie, zerwaniu powiązań produkcyjnych z powodu pandemii, bezwzględnej polityce walki z covidem, która ma dać Xî niepodzielną władzę.
Punkt trzeci to konstatacja, że Rezerwa Federalna, EBC czy Bank Anglii spodziewają się gwałtownego, a nie łagodnego spowolnienia. Z tego wynika pytanie czwarte: czy wystarczy im determinacji, aby na tyle radykalnie podnieść stopy procentowe, że w końcu uda się zbić drożyznę. Tu Roubini nie ma jasnej odpowiedzi. Ale jego zdaniem (to punkt piąty) różnica obu scenariuszy, jednorazowe załamanie czy stagflacja i tak skończy się bardzo gwałtownym tąpnięciem. Bo, i to punkt szósty, czeka nas niezwykła mieszanka dwóch najpoważniejszych kryzysów, przez jakie przeszła światowa gospodarka w minionym półwieczu.
Nie tylko Zachód staje w obliczu bezprecedensowego od dwóch pokoleń wzrostu cen energii, ale po części z powodu walki z pandemią globalne zadłużenie prywatne i publiczne skoczyło od 2010 r. z 200 do 350 proc. PKB. A to powoduje, że podniesienie ceny pieniądza doprowadzi do kaskady bankructw: państw, przedsiębiorstw i poszczególnych rodzin. Jak w 2010 r. zdaniem Roubiniego przecena na rynku akcji sięgnie 50 proc., ale równie spektakularne może być załamanie choćby na rynku nieruchomości.
Chiny jak Białoruś
To nie jest głos tylko jednego człowieka. Goldman Sachs podniósł ostatnio ocenę prawdopodobieństwa recesji w USA jeszcze w tym roku z 15 do 30 proc., a w 2023 r. – do 48 proc. Moody’s uważa, że taka zapaść nastąpi w Ameryce jeszcze w tym roku na 40 proc. Z kolei Bundesbank w połowie czerwca radykalnie obniżył spodziewany wzrost Niemiec w tym roku z 4,2 do 1,9 proc. Bank Berenberg sądził jeszcze w maju, że Hiszpanię czeka wzrost 3,5 proc. Teraz mówi już o zapaści 1 proc.