CBA weszło we wtorek do pięciu państwowych spółek – Lotosu, Orlenu, Polskiej Grupy Zbrojeniowej, KGHM i Azotów – i zażądało umów z zewnętrznymi podmiotami na public relations, reklamę i doradztwo, które podpisywano od 1 grudnia 2015 r. do teraz.
Dlaczego padło na te firmy? – To efekt docierających do nas sygnałów o nieprawidłowościach, które dotyczą tych właśnie spółek – mówi Piotr Kaczorek z CBA. Podobne kontrole obejmą jednak w przyszłości wszystkie podmioty zależne wspomnianych spółek – łącznie kilkadziesiąt firm.
Oferta nie do odrzucenia
Jak ujawniliśmy w piątek na stronie rp.pl, informacje na ten temat zaczęły docierać wcześniej do kierownictwa PiS. Sygnały dotyczyły działań mogących mieć znamiona przestępstwa płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy i znajomości wśród polityków i w ministerstwach.
Pracownik jednej z kontrolowanych przez CBA spółek opowiada: – To były propozycje z gatunku nie do odrzucenia, z sugestią, że tak chce właściciel spółki czy partia rządząca. Wskazanie konkretnej firmy brokerskiej lub doradcy za 22 tys. zł miesięcznie.
O stanowczej reakcji miało przesądzić to, że beneficjent niektórych umów ze spółkami miał się powoływać na prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. – Postanowiono to przerwać, a kryzys przekuć w sukces – twierdzi nasz informator zbliżony do kierownictwa partii. Dlatego po kilku dniach premier Beata Szydło ogłosiła dymisję ministra skarbu Dawida Jackiewicza, a rząd wysłał do spółek CBA.