Reklama

Tajlandia: Król Bhumibol Adulyadej nie żyje

Miejscowa giełda i waluta straciły na wartości, tysiące ludzi ruszyły, by pożegnać króla.

Aktualizacja: 14.10.2016 07:03 Publikacja: 13.10.2016 19:36

Żałobnicy przed szpitalem Siriraj w Bangkoku, gdzie zmarł król

Żałobnicy przed szpitalem Siriraj w Bangkoku, gdzie zmarł król

Foto: AFP

– Bhumibol cieszył się ogromny społecznym autorytetem. Można to nawet porównać do szacunku, jakim otaczany był Jan Paweł II w naszym kraju – były ambasador w Bangkoku Bogdan Góralczyk tłumaczy w rozmowie z „Rz" fenomen Tajlandii.

Zmarły był najdłużej na świecie panującym monarchą, na tron wstąpił w 1946 roku (choć koronowano go dopiero w 1951). Według zachodnich źródeł był też najbogatszym wśród królów i królowych świata.

Ale w Tajlandii był symbolem jedności kraju, rozdzieranego konfliktem między stołecznymi elitami (wywodzącymi się głównie z arystokracji) a mieszkańcami rolniczych i biednych rejonów północy oraz północnego wschodu. – Wielokrotnie dochodziło do starć „żółtych koszul" z „czerwonymi koszulami" – mówi Górlaczyk.

Żółty kolor formalnie oznaczał monarchię (w Tajlandii utożsamiany jest z poniedziałkiem, a w ten dzień tygodnia urodził się Bhumibol), czerwony – biedotę, kojarzony jest z gotowością przelewania krwi. Król jednak zawsze pozostawał ponad sporem, będąc autorytetem moralnym dla całego kraju, kilkakrotnie (przy okazji wojskowych zamachów stanu) chroniąc go przed stoczeniem się w wojnę domową. Jeszcze na początku panowania, w latach 50. i 60., Bhumibol zbudował swój wizerunek publiczny „długą, intensywną i inteligentną pracą".

Obecnie, tylko na wieść o jego ciężkiej chorobie giełda w Bangkoku straciła prawie 7 proc. – Jego śmierć jest potężnym wstrząsem, kilka pokoleń wychowało się w czasie jego panowania, pojawia się poczucie niepewności, co odbija się na wskaźnikach gospodarczych – mówi Góralczyk.

Reklama
Reklama

Następca tronu, 64-letni książę Vajiralongkorn, nie cieszy nawet częścią szacunku ojca. W dodatku na stałe mieszka w Niemczech. Od razu pojawiły się więc plotki, że tron może objąć znacznie bardziej lubiana w społeczeństwie jego siostra księżniczka Sirindhorn. Ale eksperci, zarówno tajlandzcy, jak i zagraniczni natychmiast zaczęli to dementować. – Taka decyzja byłaby uznana za sprzeciwianie się woli zmarłego, a to byłoby groźne (dla podejmującego ją) – powiedział jeden z nich.

Dlatego rządząca junta wojskowa już ogłosiła, że książę Vajiralongkorn będzie następnym królem. Przyszło jej to tym łatwiej, że książę zaprzyjaźniony jest z częścią generalicji – skończył australijską uczelnię wojskową, a prywatnie lubi pilotować samoloty i helikoptery. Wojskowi już ogłosili roczną żałobę po śmierci władcy (ale tak długa będzie tylko dla urzędników państwowych). Nie wiadomo natomiast, co z wyborami parlamentarnymi, które rządząca od 2014 roku junta obiecała przeprowadzić w grudniu przyszłego roku.

Polityka
Spotkanie Putin-Trump. Małe szanse na pokój na Ukrainie
Polityka
Armia USA zmieniła poziom wody w rzece, bo J.D. Vance chciał pływać kajakiem?
Polityka
Co o Karolu Nawrockim pisze niemiecka prasa? „Głośny, nacjonalistyczny”
Polityka
Donald Trump planuje spotkanie z Władimirem Putinem. „Rosjanie wyrazili chęć”
Polityka
Polak nie będzie premierem Litwy. Socjaldemokraci wybrali Ingę Ruginienė
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama