– Mój głos nic by nie znaczył, bo i tak wygrywają ci z Pekinu – powiedziała jedna z młodych mieszkanek miasta agencji AFP, tłumacząc, dlaczego nie idzie na wybory, i odmawiając na wszelki wypadek podania nazwiska.
Wszyscy kandydaci na deputowanych muszą być zatwierdzeni przez osobną instytucję, sprawdzającą, czy są wystarczająco patriotyczni
Formalnie lokalne zgromadzenie ustawodawcze ma znaczne uprawnienia, łącznie z odwołaniem szefa władz wykonawczych autonomii. Ale wraz z nowymi prawami z Chin ilość bezpośrednio wybieranych deputowanych zmniejszyła się z 50 do 20 (w 90-osobowym zgromadzeniu). Pozostałych wskazuje tzw. Komitet Wyborczy podporządkowany Pekinowi oraz „grupy interesów” (stowarzyszenia biznesmenów, handlu etc.).
Jednocześnie wszyscy kandydaci na deputowanych muszą być zatwierdzeni przez osobną instytucję, sprawdzającą, czy są wystarczająco patriotyczni (czyli uznają wyższość komunistycznych Chin).
Władze już się zorientowały w nastrojach społecznych, które odbiły się na frekwencji, i dlatego wzywały do głosowania, nawet rozsyłając esemesy do 4,5 mln wyborców. Ale co najmniej dziesięć osób zatrzymano za nawoływanie do wrzucania pustych kart wyborczych, bez zaznaczania, na kogo się głosuje. Obecnie rozpowszechnianie takich wezwań to przestępstwo, a szef policji nazwał aktywistów „zdrajcami”.