Chodzi o głośny wypadek z lutego 2017 r. w Oświęcimiu, gdy limuzyna jadąca w kolumnie trzech rządowych pojazdów zderzyła się z fiatem seicento kierowanym przez Sebastiana Kościelnika. Miał on na skrzyżowaniu przepuścić pierwsze auto, a drugiego już nie, przez co doszło do zderzenia.
– Mieliśmy włączone sygnały świetlne (…) Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie mamy włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista – mówi „GW” Piątek. Przesłuchani mieli wiedzieć co mają zeznawać. "Piotrek, wiesz jak było..." miał usłyszeć Piątek przed przesłuchaniem, a „taką wersję przekazał im dowódca zmiany”. Teraz były oficer nie mógł „dłużej z tym żyć" i powiedział, jak było naprawdę.
Wyznanie byłego oficera BOR (od marca jest na emeryturze) wywołało emocje, falę komentarzy i sugestie, że to „przełom” – tak odebrał je także kierowca seicento. Sprawę podchwycili posłowie, nawiązując do niej w piątek w Sejmie.
Jednak to, co ogłoszono jako sensację i możliwy przełom nim nie jest. Dlaczego?