Alternatywa dla Niemiec (AfD) uchodzi całkiem słusznie za partię antyimigrancką, antyislamską, ksenofobiczną, momentami rasistowską, której wielu działaczom blisko do niemieckiej sceny neonazistowskiej. W takiej właśnie partii powstała grupa robocza Juden in der AfD (JAfD), czyli Żydzi w AfD. Nie wiadomo, jak jest liczna, ale nie o to chodzi.
Zdobywającemu coraz większe poparcie ugrupowaniu zależy na wyjściu z politycznego narożnika, w którym jest kojarzona ze skrajną, nieprzejednaną prawicą o określonym stosunku do niemieckiej historii, co najlepiej ilustrują słowa jednego z liderów partii.
Głosił, że pomnik Holokaustu w Berlinie jest hańbą dla Niemiec. Z kolei przewodniczący Alexander Gauland twierdził, że okres nazistowski to jedynie detal niemieckiej historii. Takich wypowiedzi jest więcej, jak chociażby, że Hitler był zmuszony do zaatakowania Polski i każdy inny polityk na jego miejscu postąpiłby tak samo.
Bez stempla koszerności
Nikt w Niemczech nie ma wątpliwości, że grupa robocza Żydzi w AfD pomyślana została jako sposób na dotarcie do tych obywateli RFN, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z rasizmem, ale są przeciwni imigracji.
Na konferencję prasową dziesięciu członków grupy w Wiesbaden przybył w niedzielę tłum dziennikarzy z Niemiec i zagranicy. W Hesji obędą się za trzy tygodnie wybory do lokalnego parlamentu, jednego z dwu niemieckich landów, w których parlamentach nie ma jeszcze reprezentacji AfD. Na konferencji w Wiesbaden padały gęsto zapewnienia, że „partia mocno dystansuje się od antysemityzmu i rasizmu" i jest partią na wskroś demokratyczną.