Piotr Czubiński jest wiceprzewodniczącym zarządu regionu lubelskiej PO i członkiem Rady Krajowej partii. Od 1996 roku nieprzerwanie piastuje funkcję burmistrza Kraśnika.
Kilkanaście dni temu do jego domu zapukali funkcjonariusze z Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Potem przeszukali urząd. Według ustaleń „Rz” funkcjonariusze zajęli jego telefon komórkowy i notatnik, zażądali dokumentów dotyczących umorzenia podatków i zatrudnienia pracowników. Zabezpieczyli też służbowy komputer. Żadne szczegóły śledztwa nie są ujawniane. – Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia – ucina Marek Woźniak, zastępca szefa lubelskiej Prokuratury Okręgowej.
„Rz” udało się dotrzeć do biznesmena, który zeznawał w tej sprawie. – Dałem łapówkę Piotrowi Czubińskiemu, burmistrzowi Kraśnika. Wstyd mi teraz okropnie, ale ratowałem swój zakład – mówi kraśnicki przedsiębiorca z branży budowlanej. Prosi o anonimowość, bo w 37-tysięcznym mieście wszyscy się znają.
Sześć lat temu jego firma była na skraju bankructwa. – To był problem ogólnokrajowy, całą branżę pogrążyła niekorzystna interpretacja przepisów – opowiada. – Kolega z branży powiedział, że burmistrz ma prawo umorzyć podatek, ale trzeba dać w łapę. Jak się zdecydowałem, on już na nas czekał w swoim gabinecie. Weszliśmy we trzech. Dwóch – w tym ja – dało łapówkę w wysokości kwartalnej raty podatku. Pieniądze zwinięte były w rulon. Czubiński schował to do kieszeni i powiedział: „Chyba trzeba wam pomóc”. Trzeci nie miał forsy, nie dostał umorzenia. Kaca moralnego miałem okropnego. Rok później było to samo. Wtedy dałem już mniej.Burmistrz uważa, że to pomówienia. – Nigdy nie przyjąłem żadnej korzyści majątkowej – podkreśla. – Nie mam sobie nic do zarzucenia i niczego nie zamierzam ukrywać. Jeśli zostałbym poproszony o dostarczenie tych przedmiotów czy jakichkolwiek dokumentów, to bez wątpienia zrobiłbym to na każde zawołanie prokuratury. Taki nalot był bezzasadny.
Po przeszukaniach u burmistrza w Kraśniku zawrzało. – Ludzie chyba czują, że w końcu mu się dobiorą do skóry – mówi Mirosław Włodarczyk, lekarz i opozycyjny radny miejski z klubu PiS. – W supermarketach wymieniają porozumiewawcze uśmiechy, piszą do siebie esemesy: „Jeeeeest!”, „Nareszcie!”. Strach jeszcze w nich siedzi, ale czują, że idzie ku lepszemu. Takiej euforii nie było tutaj od osiemdziesiątego dziewiątego – dodaje.