Muzeum Powstania Warszawskiego jest jedyną samorządową instytucją kultury i jedną z czterech w Polsce, która ma Radę Powierniczą – grupę ekspertów, przedstawicieli kombatantów, historyków czy reprezentantów władz stolicy.
Taka rada (mają ją na przykład wszystkie słynne muzea we Francji) świadczy z jednej strony o prestiżu instytucji kultury, z drugiej o jej pewnej niezależności politycznej. To Rada Powiernicza ma bowiem prawo decydować o obsadzie kierownictwa muzeum – powołaniu lub odwołaniu dyrektora placówki.
Jednak prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz doszła do wniosku, że rada MPW nie powinna istnieć. W czwartek stołeczni radni mają zmienić statut muzeum tak, by podporządkować kwestie personalne dotyczące dyrekcji placówki decyzjom prezydent stolicy.
Nie chce, ale może
Szefem MPW jest od początku jego powstania (czyli od 2004 r.) Jan Ołdakowski, do niedawna poseł PiS, dziś w PJN, bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, gdy ten rządził Warszawą.
Po zmianie statutu Gronkiewicz-Waltz będzie mogła jednym podpisem zwolnić go jak każdego innego dyrektora samorządowej jednostki, np. domu kultury. Czy chce to robić?
– Ależ oczywiście, że nie. Prezydent nie ma zamiaru odwoływać dyrektora Muzeum Powstania – przekonuje Jarosław Jóźwiak, wicedyrektor gabinetu prezydenta Warszawy.
Po co zatem te wszystkie zmiany? – Chodzi o to, by ujednolicić zarządzanie miejskimi muzeami i dostosować statut do nowych przepisów. Nowa ustawa o muzeach zabrała radom powierniczym muzeów kompetencję decydowania o finansach placówek. W związku z tym jedynym zadaniem, jakie by im pozostało, byłoby odwoływanie dyrektora. Nie ma sensu, by tylko dlatego taką radę utrzymywać – wyjaśnia wicedyrektor Jóźwiak. I zwraca uwagę, że Muzeum Powstania jeszcze na tym zyska finansowo, bo każdy członek rady (jest ich 15) za posiedzenie dostaje kilkaset złotych diety (w roku są najwyżej dwa). Teraz te pieniądze zostaną w placówce.