Tylko trzech głosów zabrakło dla poparcia korzystnej dla Polski poprawki sprzeciwiającej się tzw. backloadingowi, czyli wycofaniu z rynku części uprawnień do emisji CO2.
Rząd ocenia, że niekorzystne dla Polski przepisy mogą kosztować budżet państwa 4 mld zł. Na etapie politycznej deklaracji, w głosowaniu unijnej Energetycznej Mapy Drogowej w Parlamencie Europejskim, prawie cała lewica poparła kosztowne dla nas zmiany. Było to czworo europosłów z SLD – Wojciech Olejniczak, Bogusław Liberadzki, Lidia Geringer oraz Janusz Zemke, a także Marek Siwiec z Europy Plus. Te pięć głosów wystarczyłoby do utrącenia pomysłu. Niezgodnie z lewicową linią, ale z uwzględnieniem polskiego interesu, zachowało się dwoje europosłów SLD: Adam Gierek oraz Joanna Senyszyn.
– Takiego zlekceważenia polskich interesów w Unii przez polskich polityków jeszcze nie widziałem – mówi „Rz" Konrad Szymański, eurodeputowany PiS. Według niego naruszony został dotychczasowy ponadpartyjny konsensus, który nakazywał wspólne głosowanie w sprawach kluczowych dla Polski, niezależnie od krajowych sporów. I tak np. w sprawie backloadingu PO i PiS zgodnie przekonywały swoje grupy polityczne (Europejska Partia Ludowa i Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) do poparcia korzystnej dla Polski poprawki. Udało im się, o czym świadczy bliski sukcesu ostateczny wynik głosowania.
– Dzięki głosom pięciu polskich posłów z SLD i Europa Plus, Parlament Europejski poparł w raporcie dotyczącym Energetycznej Mapy Drogowej 2050 tzw. backloading, czyli propozycję Komisji Europejskiej, która prowadzi do administracyjnego podwyższenia cen zezwoleń emisji CO2 – oświadczył z kolei w wydanym komunikacie Jacek Saryusz-Wolski z PO.
Wojciech Olejniczak odpiera zarzuty o zdradę interesu narodowego