Sprawa w mediach zaczęła się od publikacji portalu Gazeta.pl, która ujawniła, że jeden z posłów prawicowej partii był szantażowany.
Jak opisuje PAP: "poseł - według Gazety.pl - sam zawiadomił policję, kiedy nieznany mu mężczyzna powiedział, że ma kompromitujące go materiały i zażądał pieniędzy w zamian za zniszczenie 'dowodów'. Powodem szantażu miało być to, że poseł miał nie zapłacić kobiecie za usługę seksualną. Chodziło o kwotę 200 zł.
Jak podaje Gazeta.pl, kobieta ta początkowo nie widziała, że jest to poseł, ale kiedy rozpoznała go w telewizji, powiadomiła o sprawie Przemysława S., a ten Szczepana P. Postanowili, że zaszantażują polityka. Kobieta umówiła się z posłem w jednym z hoteli w Lublinie i spotkanie z nim nagrała na dyktafon; szantażyści zrobili też zdjęcia i nagrali film, jak poseł wychodzi z nią z hotelu. Potem zadzwonili do posła szantażując go nagraniami. Poseł zawiadomił policję, nie zapłacił szantażystom.
Poseł, do którego dotarła Gazeta.pl, nie chciał się wypowiadać, nie zgodził się też na ujawnienie swego nazwiska". Szczegółów sprawy i personaliów nie chciała też zdradzić mediom lubelska prokuratura. – Akt oskarżenia przeciwko 28-letniemu Szczepanowi P., 27-letniemu Przemysławowi S. oraz 26-letniej Magdalenie I. został skierowany w grudniu do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód – powiedziała w piątek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Beata Syk-Jankowska.
Jednak oświadczenie w tej sprawie wydał poseł Piotr Szeliga. "Jestem osobą wobec której grupa przestępcza przygotowała zorganizowaną prowokację. Nie uległem tej prowokacji, ani próbie szantażu. (...). Niektóre informacje podawane przez media mijają się z prawdą i są wielce dla mnie i mojej rodziny krzywdzące. Do czasu zakończenia postępowania sądowego nie będę udzielał żadnych dodatkowych informacji jak również zawiesiłem swoje członkostwo w klubie parlamentarnym Solidarna Polska" - napisał w oświadczeniu podpisanym również nazwiskiem jego żony.