Łobuz po stronie prawa

Poseł Tomasz Kaczmarek jest w politycznych opałach, ale bywał już w większych tarapatach.

Publikacja: 18.01.2014 07:00

Tomasz Kaczmarek

Tomasz Kaczmarek

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Agentem Tomkiem nazwały go media, gdy był jeszcze funkcjonariuszem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. – Nie  przeszkadza mi to, ale też nie imponuje – zapewnia w rozmowie z „Rz". Jednak to wtedy zaczął walczyć bronią, od której ostatnio poległ.

– Gdy media go zdekonspirowały, pokazując twarz, uznał, że trzeba pójść na całość. I okazało się, że jest „ssanie" na agenta Tomka. Ten moment jest dla mnie kluczowy. On uznał, że jest gwiazdą i z tym sobie nie poradził – mówi „Rz" osoba, która Tomasza Kaczmarka poznała w CBA.

Kiedy tabloidy publikowały zdjęcia z zakrapianych imprez i spotkań z kolejnymi kobietami, władze PiS milczały. Taki wizerunek nie przystoi może politykowi prawicy, ale agent Tomek to żywa legenda idei IV RP.

Dla zwolenników PiS był symbolem bezkompromisowej walki z korupcją. W styczniu 2010 r. dostał tytuł „Człowieka Roku Gazety Polskiej". Nie mógł pojawić się na gali. Był czynnym funkcjonariuszem CBA, w którym kilka dni wcześniej doszło do zmiany kierownictwa. Po wybuchu afery hazardowej premier Donald Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego (dziś wiceprezesa PiS) i powołał Pawła Wojtunika.

Jednak akcje CBA, którymi Kaczmarek zdobył uznanie na prawicy, stworzyły jego czarną legendę  wśród przeciwników rządów PiS. W Sejmie jest wniosek o pozbawienie go immunitetu. Warszawska prokuratura uważa, że podczas operacji specjalnych CBA z lat 2007–2009 mogło dochodzić do nakłaniania osób do przestępstwa. Ujawniane w mediach szczegóły akcji, w których Kaczmarek brał udział pod przykryciem, sprawiły, że zyskał miano kobieciarza i uwodziciela.

– Wie pan, kiedy okazałem się największym uwodzicielem? Kiedy rozkochałem swoją Kasię. Za pół roku będziemy dla was nudni, bo będziemy jedną z tysięcy polskich rodzin – śmieje się Kaczmarek.

Jadąc porsche, ?myślę o Polsce

Ale to właśnie zainteresowanie mediów związkiem z Katarzyną Sztylc stało się początkiem kłopotów, które zakończyły się ostatnio usunięciem Kaczmarka z Klubu Parlamentarnego PiS.

A wszystko zaczęło się w luksusowym porsche. Kaczmarek spowodował w nim kolizję. „Agent Tomek: Jadąc porsche, myślę o Polsce" – kpiła w tytule z tłumaczeń Kaczmarka „Gazeta Wyborcza", odnosząc się do jego wypowiedzi dla „Faktu": „Wydarzenia polityczne, o tak ogromnej skali korupcji, w naszym kraju spowodowały, że bardzo o tym myślałem. O stanie naszego państwa. I ten obraz był tak przerażający, że (...) uderzyłem w tył samochodu".

Szybko pojawiły się pytania, skąd poseł ma samochód, którego nie wykazał w oświadczeniu majątkowym. Wtedy Kaczmarek pokazał w mediach Sztylc i wyjawił, że są zaręczeni. Okazało się, że auto należy do jej firmy.

Nakręciło to tylko spiralę zainteresowania parą, które nie ograniczyło się do polowania paparazzich. „Wprost" dotarł do materiałów sprawy rozwodowej Katarzyny Sztylc. Na jednym z nagrań poseł wygraża byłemu mężowi narzeczonej.

„Jak zrobisz jakieś głupoty, żebyś nie dostał, że tak powiem, piłki zwrotnej. Bo ja i moi przyjaciele nie jesteśmy ludźmi, którzy są grzecznymi chłopcami" – ostrzegał Kaczmarek.

Miękkie serce posłanki

Nagranie powstało na urodzinach posłanki PiS Iwony Arent. – Pan Sztylc przyszedł, żeby prowokować. Robił to nie tylko wobec posła Kaczmarka, ale i innych moich gości. Bardzo żałuję, że go wpuściłam. Trzeba było zadzwonić po policję. Ale przyszedł z bukietem kwiatów i zmiękło mi serce – tłumaczy „Rz" Arent. – Nie wypowiadałam się do tej pory na ten temat dla mediów, bo to była prywatna impreza – dodaje i zastrzega, że nie miała wpływu na zachowanie gości.

Kaczmarek został zawieszony w Klubie PiS. – Jarosław Kaczyński zapowiedział wtedy, że kolejny tekst oznacza dla niego koniec związków z partią – mówi osoba z otoczenia prezesa.

A to, że będą kolejne publikacje, było dla wszystkich oczywiste. „Wprost" poszedł tropem przyjaciół Kaczmarka. Okazało się, że faktycznie nie są grzeczni. Z tekstu wynikało, że miał kontakty z ludźmi, którzy prowadzą agencje towarzyskie.

Poseł nigdy się tego nie wyparł. Wydał jedynie oświadczenie, że nie czerpał korzyści ze stręczycielstwa. Pytamy go o to na korytarzu sejmowym.

– Znam bardzo wiele osób z tego środowiska ze względu na moją wcześniejszą służbę. Nie będę ukrywał, że spotykałem się z nimi – mówi. Zapewnia, że prowadził rozmowy o sprawach, które mogły mu pomóc w pracy posła, ale kiedy zaczynamy drążyć temat, atmosfera robi się nieprzyjemna. – Udzieliłem panu wyczerpujących odpowiedzi – ucina poseł i rzuca: „Miłego dnia". Jest wyraźnie zły.

Następnego dnia Kaczmarek zgadza się porozmawiać przez telefon.

– Gdzie ja naruszyłem normy prawne? Prędzej dopatrywałbym się tego w tym nagraniu, choć sąd, który prowadził sprawę rozwodową mojej narzeczonej, nie uznał tego za groźby karalne, bo nie było sytuacji realnego spełnienia tych słów – przekonuje.

Jednak dla Kaczyńskiego było to przekroczenie granic. – Po drugiej publikacji prezes powiedział, że jego zachowanie dzieli od PiS cywilizacyjna przepaść – relacjonuje jeden z posłów.

Dziś zostałem ranny

W PiS jest jednak niewiele osób, które potępiają kolegę. – Szkoda Tomka – słychać najczęściej, gdy się zagadnie któregoś z polityków partii.

Mimo to Kaczmarek dostał reprymendę od jednego z polityków z otoczenia Mariusza Kamińskiego. – To była bardzo gorzka rozmowa. Powiedziałem mu, że wystawia złe świadectwo Mariuszowi i powinien zniknąć, przemyśleć to wszystko. On tego nie zrozumiał. Ubodły go te słowa – ocenia nasz rozmówca. O konieczności uporządkowania życia prywatnego powiedział potem publicznie w RMF FM sam Kamiński.

Kaczmarek bronił się, że nikt nie przeszkolił go z kontaktów z mediami. Oficjalnie do PiS nie ma jednak pretensji.

– Toczy się wojna o wolną, demokratyczną i uczciwą Polskę. Po każdej ze stron są ofiary. Dziś zostałem ranny, ale nie na tyle, by odrzucić broń i się ugiąć. Na miejscu prezesa zrobiłbym to samo – deklaruje.

Na zmianę decyzji kierownictwa liczy inna gwiazda PiS – jeden z „Orłów Górskiego" poseł Jan Tomaszewski. Od dwóch lat siedzą obok siebie w ostatnim rzędzie sejmowych ław PiS. – Wiele razy mówiłem mu: „słuchaj, Tomek, ty jesteś od dwóch lat, a ja jestem od czterdziestu na czołówkach gazet. Trzeba mieć w tym jakimś umiar". Wydaje mi się, że dopiero teraz to zrozumiał – wskazuje słynny bramkarz.

Zmiany zauważa też posłanka, która poznała bliżej Kaczmarka, gdy przyjeżdżał do jej okręgu na spotkania z sympatykami PiS.

– Zawsze wydawało mi się, że jest bardzo silny. Ale zauważyłam, że się złamał, gdy media prześwietlają jego narzeczoną. Złości go, że nie może nic zrobić – mówi nasza rozmówczyni.

„Kola" z CBŚ

Ta bezsilność to największa zmora 37-letniego Kaczmarka. – On dopiero teraz uczy się normalnych związków. Do tej pory miał do czynienia tylko z kobietami z półświatka, którym imponuje siła – ocenia znajoma Katarzyny Sztylc.

– Nie każda kobieta jest w stanie wytrzymać z mężczyzną, którego nie ma przez rok i nie wiadomo, gdzie jest – komentuje polityk.

Bo Kaczmarek prowadził bujne życie, na długo zanim został agentem Tomkiem.

– Poznałem go kilkanaście lat temu, gdy były funkcjonariuszem „Eski", elitarnej grupy CBŚ. Koledzy nazywali go „Kola". Zapamiętałem go, bo wyróżniał się na tle gości, którzy wyglądali jak skrzyżowanie Andrzeja Gołoty z Mariuszem Pudzianowskim – opowiada „Rz" osoba, która dobrze zna środowisko policjantów przykrywkowców, z którego wywodzi się Kaczmarek.

I choć opinia publiczna zna go z uwiedzenia byłej posłanki Platformy Obywatelskiej Beaty Sawickiej i celebrytki Weroniki Marczuk, to nie były akcje, którymi Kaczmarek zdobył uznanie kolegów.

– W tej robocie trzeba mieć niesamowicie mocną psychikę  – mówi nasz informator, który zna codzienność policjantów, przenikających w struktury mafii. – Dostajesz kluczyki do luksusowej terenówki, kilka tysięcy dolarów i pół kilo koki w kieszeń, żebyś miał czym częstować kolegów z gangu, a potem wracasz do bloku i na klatce wita cię napis CHWDP – kwituje.

– Kilku moich kolegów przeszło na drugą stronę – przyznaje Kaczmarek.

Inni skończyli tak jak „Hamas". Jako przykrywkowiec przyczynił się do rozbicia gangów z Wołomina i Pruszkowa. Wczoraj pożegnali go byli koledzy z policji. Nie poradził sobie z uzależnieniem.

– Trudno odmówić używek w świecie, w którym gdy na imprezie pojawia się kokaina, to stół wygląda jak ten, na którym babcia robiła makaron – wskazuje nasz rozmówca. Kaczmarek miał wtedy wyniki. Doceniali go też w CBA. – Przynosił informacje, choć inny agent, który rozpracowywał aferę gruntową, działał bardziej brawurowo – ocenia jeden z byłych przełożonych. – Pracowaliśmy ostro. Zdarzały się takie skoki adrenaliny, że Tomek wymiotował po akcji. Zapewnia, że nie było wtedy na niego skarg. Ale według naszych informacji „Koli" zdarzało się zaszaleć w CBŚ.

– To były historie jak ta, gdy groził mężowi partnerki, że „przyj... mu krzesłem" – opowiada nasz rozmówca. Sprawy zostały zatuszowane. – Tomek to łobuz po stronie prawa – przekonuje nasz informator.

Kaczmarek uważa, że jego sytuacja w PiS mogłaby wyglądać inaczej, gdyby wcześniej porozmawiał z prezesem. – Nie należę do ludzi, którzy wiszą na mankiecie marynarki i płaczą w rękaw – tłumaczy w swoim stylu. Tomaszewski uważa, że kolega z sejmowej ławy tylko zgrywa twardziela. – Po odejściu z klubu udzielił wywiadu TVP. Pogratulowałem mu, a on tylko zapytał: „Myślisz, że premier Kaczyński to widział?".

Agentem Tomkiem nazwały go media, gdy był jeszcze funkcjonariuszem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. – Nie  przeszkadza mi to, ale też nie imponuje – zapewnia w rozmowie z „Rz". Jednak to wtedy zaczął walczyć bronią, od której ostatnio poległ.

– Gdy media go zdekonspirowały, pokazując twarz, uznał, że trzeba pójść na całość. I okazało się, że jest „ssanie" na agenta Tomka. Ten moment jest dla mnie kluczowy. On uznał, że jest gwiazdą i z tym sobie nie poradził – mówi „Rz" osoba, która Tomasza Kaczmarka poznała w CBA.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Hołownia w Helsinkach, czyli cała naprzód na północ
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Piotr Serafin dla „Rzeczpospolitej”: Unijny budżet to polityka zapisana w cyfrach
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica