Politycy SLD nie kryją zadowolenia z faktu, że Donald Tusk został szefem Rady Europejskiej. Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD, w rozmowie z „Rz" podkreśla, że jest to sukces całej klasy politycznej. Niewykluczone jednak, że nie chodzi tylko o wysokie stanowisko dla Polaka, ale też o nowe możliwości otwierające się przed Sojuszem.
Według informacji „Rz" lider SLD Leszek Miller co najmniej dwukrotnie rozmawiał w ostatnich tygodniach z Donaldem Tuskiem na temat rozwoju sytuacji po jego wyborze na szefa Rady Europejskiej. Jednym z możliwych scenariuszy jest wzmocnienie koalicji PO–PSL na poziomie parlamentarnym przez SLD. Sojusz wkrótce może stać się czwartym klubem w Sejmie, bo – jak wynika z nieoficjalnych informacji – jeszcze w tym tygodniu przystąpi do niego kolejnych dwóch posłów Twojego Ruchu.
W razie porozumienia PO i SLD fotel marszałka Sejmu opuszczony przez Ewę Kopacz miałby zająć osobiście Miller. W ten sposób ziści się jego pragnienie, o którym od dawna mówi się w kuluarach Sejmu – zamknięcia kariery politycznej stanowiskiem drugiej osoby w państwie. Z kolei dla rządzących wsparcie Sojuszu na poziomie parlamentu gwarantowałoby, że w razie gdyby doszło do walk frakcyjnych w PO lub politycznych fochów PSL, rząd mimo wszystko miałby większość parlamentarną.
Umowa Millera z Tuskiem nie ogranicza się jednak tylko do porozumienia na poziomie parlamentarnym. Sojusz chciałby po wyborach samorządowych zostać trzecim partnerem w koalicji PO–PSL we wszystkich sejmikach wojewódzkich. To również byłoby korzystne dla uczestników tej układanki, bo – jak wynika z dotychczasowych badań opinii publicznej – w części sejmików po wyborach samorządowych koalicja PO–PSL będzie za słaba, żeby utrzymać władzę. Dokooptowanie SLD pozwoliłoby partiom rządzącym utrzymać ją i zablokować ewentualne rządy PiS.
Politycy Sojuszu zdają sobie jednak sprawę, że dogadywanie tych scenariuszy może skończyć się niczym, bo porozumienie z Sojuszem jest potrzebne Donaldowi Tuskowi do wywierania presji na prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby realizował scenariusz wymyślony przez premiera. A gdy Tusk już osiągnie swój cel, SLD może przestać mu być potrzebny. Tym bardziej że szef rządu może liczyć, iż po jego osobistym sukcesie w Brukseli PO odbije się w sondażach i mimo wszystko utrzyma stan posiadania w samorządach.