1 listopada 2015 mieszkańcy Balti, drugiego co do wielkości miasta w Mołdawii, mają wypowiedzieć się w referendum, czy chcą większej autonomii. Była to decyzja rady miasta, w trzech czwartych zdominowanej przez ludzi z prorosyjskiej Partii Komunistycznej. Mieszkańcy Balti są w większości rosyjskojęzyczni. Głównym językiem urzędowym liczącej trzy i pół miliona mieszkańców Mołdawii jest rumuński.
Z pozoru niewinna zapowiedź lokalnych władz o planowanym referendum zawiera jednak spory ładunek wybuchowy. Przewodniczący parlamentu Mołdawii Andrian Candu ocenia tę decyzję władz Balti w kategoriach „zagrożenia dla integralności państwa". Wezwał prokuraturę generalną i służby bezpieczeństwa, by podjęły stosowne kroki, by zabezpieczyć „interesy kraju".
– Jest to jawna prowokacja przeciwko integralności kraju – przekonany jest także politolog Dionis Cenusa oceniając inicjatywę w Balti. Jest przekonany, że takie separatystyczne tendencje świadczą o słabości mołdawskiego rządu.
Sympatia dla separatystów
Ten konflikt zadziwiająco przypomina wcześniejsze sytuacje w mołdawskiej polityce, jak na przykład w lutym 2014, kiedy to parlament autonomicznego regionu Gagauzji po parafowaniu przez Mołdawię w listopadzie 2013 roku umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską uchwalił przeprowadzenie referendum sprawdzającego, czy ludność chce integracji z Unią Europejską czy z tworzoną przez Rosję unią celną. 98,4 % mieszkańców tego regionu opowiedziało się za unią celną z Rosją.
Centralne władze Mołdawii uznały decyzję za wykraczającą poza kompetencje parlamentu Gagauzji i podjęły działania na rzecz zablokowania tej inicjatywy. Referenda mogą być bowiem inicjowane i rozpisywane tylko przez rząd w Kiszyniowie.