Akt oskarżenia w głośnej sprawie korupcji na Podkarpaciu, w której serię zarzutów ma Mirosław K. – były marszałek województwa i prominentny działacz PSL – trafił do sądu wiosną. Jednak do dzisiaj nie wyznaczono terminu procesu.
Powód? Z przyczyn proceduralnych akta wędrowały od sądu do sądu. Urzędnicy wymiaru sprawiedliwości mówią nam też jednak, że przyspieszeniu sprawy nie służy jej polityczne tło – jest niewygodna dla współrządzącego PSL.
Z sądu do sądu
Sprawa Mirosława K. jest pierwszą dotyczącą nadużyć na Podkarpaciu spośród kilku, jakie badają prokuratury w kraju. Wybuchła w kwietniu 2013 r., gdy wpływowy działacz ludowców został zatrzymany przez CBA, a lubelska prokuratura wszczęła przeciwko niemu śledztwo. Ostatecznie postawiła mu kilkanaście zarzutów: korupcji, płatnej protekcji i molestowania seksualnego, za co grozi do dwunastu lat więzienia.
Wydawało się, że Mirosławem K. i osobami, które go korumpowały, szybko zajmie się sąd. Stało się inaczej.
W kwietniu 2015 r. akt oskarżenia przeciwko K. i ośmiu innym osobom Prokuratura Apelacyjna w Lublinie przesłała do Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Uznała, że to on powinien zająć się sprawą.
Jednak rzeszowski sąd był innego zdania. Na początku lipca przekazał akta do Przemyśla. – Uznaliśmy, że to tamtejszy Sąd Okręgowy jest właściwy do rozpoznania sprawy – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Marcin Świerk, przewodniczący Wydziału Karnego SO w Rzeszowie.