Reguły prawa podatkowego bywają bezlitosne. Czasami wymusza ono rozliczenie z fiskusem w sytuacji, której winne jest samo państwo. Przekonał się o tym podatnik, który przegrał w piątek spór w fiskusem przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
Chodziło o opodatkowanie odszkodowania. Okazało się, że w czerwcu 1997 r. czeski minister szkolnictwa przyznał mu tytuł naukowy. Jeszcze tego samego roku złożył wniosek o uznanie go w Polsce. Na nostryfikację przyszło mu jednak czekać... 16 lat. Polski minister zaświadczenie o prawie do tytułu naukowego w Polsce wręczył mu dopiero w kwietniu 2003 r. Czeski został uznany za równoważny polskiemu tytułowi profesora. W związku z przewlekłym, biurokratycznym postępowaniem i niedotrzymywaniem terminów przez polskie organy naukowiec wystąpił do sądu o odszkodowanie. Domagał się pieniędzy za szkodę wynikłą z tytułu niewydania zaświadczenia, tj. nierówne traktowanie w zatrudnieniu.
Sprawa toczyła się do 2012 r, kiedy to wydany został wyrok zasądzający odszkodowanie i zadośćuczynienie.
Podatnik postanowił upewnić się, czy kwoty zasądzone mu przez sąd pracy mają być opodatkowane PIT. Sam uważał, że nie. Tłumaczył, że do 1 stycznia 2003 r. odszkodowania nie podlegały podatkowi dochodowemu. Zadośćuczynienia zaś nie były opodatkowane aż do 2009 r. Poza tym, choć odszkodowanie ustalone zostało jako hipotetyczne wynagrodzenie, jakie w latach 1987–2003 mógłby uzyskać, to faktycznie zostało przyznane za niezgodne z prawem działanie funkcjonariuszy państwa. W tej sytuacji fiskus nie powinien żądać PIT.
Ta argumentacja nie przekonała fiskusa. Odpowiedział, że zwolnieniu podlegają tylko odszkodowania lub zadośćuczynienia za tzw. szkodę rzeczywistą stanowiącą poniesienie straty, a nie dotyczącą utraconych korzyści (zysków). Odszkodowanie z tytułu utraconych korzyści, jakich poszkodowany mógł się spodziewać, gdyby mu szkody nie wyrządzono, podlega opodatkowaniu podatkiem dochodowym.