Dilerzy samochodów nie rozumieją, dlaczego celnicy kwestionują ceny nowych aut. Nauczeni doświadczeniem kolegów, którzy sprowadzają auta używane, nie chcą wchodzić w spór z organami celnymi. – Raz się sprzeciwiliśmy i więcej się to nie powtórzy. Czekaliśmy prawie półtora roku na rozstrzygnięcie sporu. W tym czasie nie mogliśmy sprzedać samochodu, a klient rwał włosy z głowy – opowiada anonimowo jeden z dilerów, którzy sprowadzają również używane auta.
[srodtytul]Cena cenie nierówna[/srodtytul]
Eksperci z branży motoryzacyjnej są zdania, że ustalanie wartości rynkowej jest co najmniej dziwne. Bo, jak mówią, cena jest taka, jaką klient jest gotów zapłacić. Poza tym inaczej się ją kalkuluje, kiedy ktoś kupuje jeden pojazd, a inaczej – kiedy np. 100 samochodów na firmę (tzw. klient flotowy).
Są jeszcze promocje. Zwłaszcza w grudniu klientów kuszą upusty na rocznik. A wtedy samochód, którego cena katalogowa wynosi np. 100 tys. zł, można kupić już za, powiedzmy, 80 tys. zł, jak mówią reklamy. Gdyby uznać rozumowanie celników za prawidłowe, to w tej sytuacji diler powinien i tak naliczyć akcyzę od wyższej ceny. Eksperci przekonują, że to absurd, bo jeśli przyjąć, iż wartość nowego auta spada o 20 – 30 proc. już przy wyjeździe z salonu, to klient też powinien się domagać skorygowania akcyzy.
To jednak niejedyny kłopot. – Podstawowy problem związany z ustalaniem wartości rynkowej samochodów dotyczy katalogów Eurotax, którymi posługują się celnicy – mówi Paweł Tomaszek, dyrektor UzywaneJakNowe.pl, warszawskiej grupy sprzedającej ponad 2 tys. używanych samochodów rocznie. – Na rynku funkcjonują dwa takie katalogi: żółty, który zawiera wartości rynkowe aut używanych, i niebieski – z ich cenami odkupu (czyli wartość rynkowa pomniejszona o marżę handlową). Ten drugi to wydawnictwo dla przedsiębiorców zajmujących się obrotem samochodami używanymi. Wszystko więc zależy od tego, którym katalogiem posługuje się dany urząd celny, a nie ma niestety jednolitej praktyki. Zdaniem ludzi z branży powinien być to niebieski Eurotax – wyjaśnia dyrektor Tomaszek. I dodaje: – Inny problem to zawarte w nich ceny nowych i prawie nowych aut. Katalogi te często nie uwzględniają sytuacji na rynku – nijak mają się do aktualnych promocji.