Obama był przeciwny inwazji na Irak jeszcze wtedy, gdy większość demokratów, łącznie z Hillary Clinton, z ciężkim sercem zgadzała się z potrzebą obalenia Saddama. Złośliwi twierdzą, że Obama mógł sobie wtedy na to pozwolić, bo jako lokalny polityk nie musiał podejmować żadnych decyzji w tej sprawie, a w jego okręgu wyborczym większość elektoratu miała podobne zdanie. Tak czy owak, gdy Obama mówi, że zamierza wycofać wojska znad Eufratu tak szybko, jak tylko będzie to możliwe, nie ma wątpliwości, że mówi to z pełnym przekonaniem.
Stephen Biddle, jeden z czołowych amerykańskich ekspertów do spraw bezpieczeństwa, wyjaśnił mi jednak niedawno, że każde zmniejszenie obecności, nawet małe i powolne, pociągnie za sobą bolesne następstwa strategiczne. Jeśli Obama zasiądzie w styczniu w Białym Domu, jego wyborcza retoryka, a nawet głębokie przekonania zostaną skonfrontowane z chłodną jak stal rzeczywistością. A jest ona według Biddle’a taka, że tylko wywiezienie z Iraku sprowadzonego tam sprzętu potrwa około dwóch lat...
– Będziemy się wycofywać równie ostrożnie, jak nieostrożnie wchodziliśmy – podkreśla Obama, ale co to właściwie oznacza, nie wiadomo. Według McCaina oznacza zapowiedź katastrofy, zaprzepaszczenie sukcesu ostatnich miesięcy i jeszcze większy konflikt, w domyśle z Iranem.
Politolog i ekspert od badań opinii publicznej Kenneth Warren uważa, że Irak wcale nie musi być dla republikanina McCaina obciążeniem. – Amerykanie to trudny do zrozumienia naród. Niby mówią w sondażach, że mają dosyć polityki George’a W. Busha i wojny w Iraku, która ich zdaniem była wielką pomyłką, ale powszechnie wiadomo, że „gołębie” wypadają w amerykańskich wyborach słabo.
Wystarczy przypomnieć sobie rok 1972, gdy wojna wietnamska była co najmniej tak niepopularna jak obecnie iracka. Mimo to George McGovern, kandydat, za którym stał ruch antywojenny, doznał druzgoczącej porażki z Richardem Nixonem. Podobnie w 2004 roku Bush był w stanie wygrać, bo Kerry, jako przeciwnik wojny, został przedstawiony jako niepatriotyczny słabeusz. To samo może spotkać Obamę – wyjaśnia Warren.