Piękna w świecie bestii

Małgorzata Kidawa-Błońska mówi: – Jestem samodzielna i robię to, co uważam, że powinnam robić. Ale niektórzy sądzą, że Donald Tusk i Grzegorz Schetyna wykorzystują ją do zepchnięcia w kąt Jarosława Gowina

Aktualizacja: 15.03.2009 12:13 Publikacja: 13.03.2009 19:17

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/janke/2009/03/13/piekna-w-swiecie-bestii/" "target=_blanki]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Miła, kulturalna, spokojna, inteligentna, skłonna do kompromisów – mówią o niej zgodnie politycy PiS i Platformy. Nawet Paweł Piskorski, który ma do niej żal. Rzadko można spotkać osobę wywołująca w życiu politycznym tak mało kontrowersji.

– Jest więc idealną osobą do wykonania politycznego morderstwa – mówi jeden z ludzi Platformy. – Mordu bez premedytacji, a może nawet bez świadomości popełnienia go – dodaje.

Mord to oczywiście przenośnia. Chodzi o zmarginalizowanie Jarosława Gowina, zepchnięcie go do kąta i utrącenie przygotowanego przez niego projektu ustawy bioetycznej.

Małgorzata Kidawa-Błońska zastała wyznaczona do kierowania zespołem ds. ustawy bioetycznej powołanym w konkurencji do projektu Gowina.

– Premier najpierw zlecił Gowinowi zajęcie się sprawą regulacji zapłodnienia in vitro. Jarek powiedział Tuskowi, że zrobi to tak, by in vitro było dopuszczalne, i żeby Kościół to zaakceptował. Donaldowi się to spodobało. Ale potem się okazało, że negatywne reakcje wobec propozycji krakowskiego posła są zbyt silne, że jest za dużo krytyki, musiał więc zmienić taktykę – opowiada jeden z posłów PO. – A do akcji chętnie się włączył dwór, który Gowina nie lubi – dodaje inny.

Jak tłumaczą, trzeba było znaleźć kogoś, kto będzie w opozycji do Gowina, ale zrobi to delikatnie, z taktem, a jednocześnie nie wykona niekontrolowanego ruchu. Osobą idealną do takiego zadania okazała się Małgorzata Kidawa-Błońska.

W Sejmie siedzi obok Jarosława Gowina. Oboje mówią o sobie dobrze, z szacunkiem. Oboje są wzorem kurtuazji i elegancji. Oboje wykształceni, inteligentni i wyzbyci typowej dla większości polskich polityków agresji. Ale dziś zostali ustawieni naprzeciw siebie. Kim jest pełna uroku i elegancji kobieta, która chcąc czy nie chcąc, spycha do kąta lidera prawego skrzydła Platformy Obywatelskiej?

[srodtytul]Świat pradziadów[/srodtytul]

Jej pradziadkami byli prezydent Stanisław Wojciechowski, zaczynający swą polityczną drogę jako socjalista, oraz Władysław Grabski, działacz Narodowej Demokracji, autor wielkiej reformy walutowej, twórca Banku Polskiego. Urodziła się i mieszka całe życie w tym samym domu w warszawskim Ursusie, w którym żyli jej rodzice, dziadowie i pradziadowie. Katoliczka, wychowana w patriotycznym domu. Studiowała socjologię, ale zawsze zajmowała się kulturą. Ostatnio była producentem filmu swojego męża Jana. Można z nią godzinami mówić o filmie. Uwielbia takie rozmowy i robi to z pasją – opowiadają znajomi. W jej gabinecie wisi wielki plakat zespołu Dżem. Razem z mężem pracowała nad filmem o Ryszardzie Riedlu „Skazany na bluesa”, idolu polskich hipisów, charyzmatycznym wokaliście bluesowym, który zmarł od narkotyków. – Mąż dobrze znał Ryśka, wychowywali się w tym samym domu – mówi.

Od lat zajmowała się sprawami kultury, działała społecznie, pomagała rozmaitym placówkom, jak trzeba było, zakładała szkołę. Interweniuje w sprawie dróg, przystanków. Lubi załatwiać konkretne sprawy. – Zawsze działałam, bo to lubię – mówi.

Wzorem działania politycznego są dla niej pradziadowie. – Dla nich najważniejsze były dwie zasady: że zawsze trzeba myśleć o człowieku i że nie można bać się podejmować trudnych decyzji, iść pod prąd powszechnych opinii – mówi.

– To jak pani się czuje z dzisiejszym rządem i premierem, o którym trudno mówić, że podejmuje trudne decyzje? – pytam. Pani poseł przez chwilę milczy zakłopotana, po czym odpowiada, że pierwszy rok w rządzeniu zawsze jest trudny.

Maciej Strzembosz, producent filmowy: – Małgosia ma niebywale potrzebną w polityce wielką zdolność do ukrywania własnych myśli. Trzyma się linii partii, a równocześnie stara się nie mówić bzdur. Jest bardzo lojalna. Jest w niej wiele takiej dobrej, kobiecej polityki. To typ konserwatywnej feministki. Ale nie ma własnego politycznego planu. Kiedyś myślałem, że to materiał na przyszłego ministra kultury. Ale minister kultury to taki szczególny minister, który bardziej niż inni powinien mówić, co myśli.

[srodtytul]Stan wojenny – nic takiego...[/srodtytul]

Przełomowe momenty w życiu? – Były dwa – odpowiada bez zastanowienia. – Wybór Ojca Świętego i Sierpień. Wybór papieża pokazał mi, że wszystko jest możliwe. Bo o różnych rzeczach marzyliśmy. O tym, że w Polsce kiedyś będzie dobrze, że będziemy wolni. Ale tego, że Ojcem Świętym zostanie Polak, sobie nie wyobrażaliśmy. To dało nam wielką nadzieję – mówi.

Stan wojenny? – Moje babcie mówiły mi: eee, nic takiego. Niejeden taki stan wojenny przeżyłyśmy. Mówiły mi, że kobieta musi być wykształcona, samodzielna, żeby jak trzeba, miała siły jechać po męża na Syberię, stamtąd go przywieźć i dalej żyć. Trzeba być na to przygotowanym, tłumaczyły mi – opowiada. I chyba stąd płynie jej spokój i pogoda ducha.

– Pamiętam, jak Małgosia pojawiała się w naszym towarzystwie w 1984 roku – wspomina Maciej Strzembosz. – Janek Kidawa-Błoński zrobił film „Trzy stopy nad ziemią”. To był ponury czas. I nagle w środowisku młodych, rozpitych, wiecznie podenerwowanych i sfrustrowanych filmowców pojawiał się Janek z piękną, uśmiechniętą, wykształconą, emanującą spokojem dziewczyną. To było zjawisko, byliśmy pod jej wielkim wrażeniem – opowiada.

Na demonstracje przeciw komunie chodziła, „bo wszyscy chodzili, to było naturalne”, ale nie bardzo się tym ekscytowała. Dużo bardziej interesowała ją kultura. Bo to, co stwarza kultura, zostanie. – Polityków się zapomina, twórców kultury – nie. Musimy więc o nią dbać – tłumaczy.W latach 90. była przeciwniczką grubej kreski, ale trafiła w okolice Unii Wolności. Do wystartowania w wyborach samorządowych wciągnął ją Paweł Piskorski. Pierwszą osobą, która ją egzaminowała, czy się nadaje, była Ludwika Wujec. Potem, kiedy powstała Platforma, zadzwonił do niej Andrzej Olechowski i namówił, by zakładała Platformę w robotniczym Ursusie. Zdecydowała się od razu. W 1998 roku trafiła do Rady Warszawy. Z wyborów na wybory uzyskiwała coraz lepszy wynik. Potem – w 2005 roku – był start do parlamentu z 11. miejsca listy PO w Warszawie. Weszła z czwartym wynikiem. Następnym razem była już numerem dwa, tuż za Donaldem Tuskiem. Dziś pojawia się coraz częściej w mediach jako jedna z czołowych twarzy Platformy. Andrzej Halicki: – Skoro Platforma wysunęła ją do komisji etycznej, do tak trudnej sprawy, a wcześniej do budzącej tyle emocji komisji do spraw mediów, to chyba znaczy, że jej pozycja jest poważna.

[srodtytul]Pani prezydent?[/srodtytul]

Skąd ten zespół bioetyczny? – Kiedy przeczytałam projekt Jarka, od razu nie zgadzałam się z kilkoma rzeczami. Zaczęłam się uczyć tych spraw i kiedy zapadła decyzja o powstaniu zespołu, wskazano na mnie. Kto? – Prezydium klubu.Zwolennicy Gowina twierdzą, że nie była ona powołana demokratycznie, ponieważ jej członków wskazały władze klubu. – Nikt Małgosi nie wskazał, nikt nie powołał żadnego zespołu przeciwko Gowinowi – mówi Andrzej Halicki, najbliższy chyba współpracownik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w warszawskiej Platformie. – Ale nie może być tak, że obowiązywać ma jedna prawda. Zespół nie powstał w kontrze do Gowina. W komisji pracują ludzie o różnych poglądach – mówi.

– Myślę, że to początek kampanii na rzecz wykreowania jej jako kandydatki Platformy na prezydenta Warszawy – mówi Elżbieta Jakubiak z PiS. Panie znają się z warszawskiego samorządu. Jakubiak mówi o Kidawie-Błońskiej z sympatią. – Z nią dało się normalnie rozmawiać. Była zawsze otwarta i gotowa do porozumienia – mówi. – Zna dobrze miasto. Była pracowitą radną. Brakuje takich osób w polityce. Jest szanowana, także w PiS. Moim zdaniem Platforma do tej pory ją słabo wykorzystywała – mówi Elżbieta Jakubiak.

Podobne opinie wygłaszają Karol Karski i Paweł Poncyljusz z PiS. – Ja oczywiście będę głosować na prezydenta Warszawy z PiS, ale gdybym musiał wybierać kogoś z PO, to bardzo chętnie głosowałbym na Małgosię – mówi Karski. – Na pewno byłaby lepszym prezydentem od Hanny Gronkiewicz-Waltz – dodaje.

Paweł Poncyljusz, PiS: – Mogę o niej mówić tylko dobre rzeczy. Jak coś wie, to mówi mądrze. Jak czegoś nie wie, to się nie odzywa. A to nieczęste u polityków.Pisowcy lubią dywagować, czy obecna pani prezydent jest w niełaskach u Tuska. Potwierdzają to niektórzy platformersi. – Jeśli Tusk i jego dwór obawiają się czasem Gowina, to HGW o wiele bardziej. Bo ona ma ogromne ambicje – mówią. – Dlatego być może rozważają Kidawę-Błońską jako kandydatkę „na wszelki wypadek” i dlatego dziś wysuwają ją na pierwszy front.

Pytana o taką możliwość Małgorzata Kidawa-Błońska śmieje się i zaprzecza. – Nie mam takich ambicji.

– To co chciałaby pani osiągnąć w polityce? – Żeby moja warszawska organizacja jeszcze raz wygrała wybory i by cała Platforma wygrała następne wybory do parlamentu. Żeby budować taką Polskę, o jakiej marzę. – Czyli jaką? – Polskę, która jest przyjaznym krajem, który nie ma kompleksów, który jest normalny i przewidywalny. I silny.

Niechętnie mówi o konkretach. Zresztą wielu ludzi pytanych przeze mnie o jej poglądy mówi, że tak naprawdę ich nie zna. Mniej więcej połowa twierdzi, że jest liberałem w sprawach obyczajowych, druga połowa, że konserwatystką.– Więc kim pani jest? – W sprawach gospodarczych jestem liberałem, w sprawach obyczajowych – zdecydowaną konserwatystką.

[srodtytul]Płakała i cięła[/srodtytul]

W spokojnym życiu miłej i koncyliacyjnej działaczki był jeden trudny moment. Rozprawa z ekipą Pawła Piskorskiego. To ona została szefową warszawskiej struktury PO, gdy pozbyto się Piskorskiego, i to ona brała udział w usuwaniu ludzi z jego ekipy.

– Małgosia nie miała kiedyś wielkich ambicji politycznych. Była czarującą żoną filmowca, człowiekiem kultury. Bardzo się polubiliśmy – wspomina Paweł Piskorski. – To przemiła rodzina. W 1998 roku układaliśmy listy do samorządu i wciągnąłem ją na listę. Brakowało nam kandydatów z Ursusa, a Małgosia była ładną, inteligentną, kulturalną kobietą umiejącą wypowiadać się po polsku. Bardzo blisko ze sobą współpracowaliśmy. No i dostałem lekcję życia. Kiedy Tusk wyrzucał mnie z partii, Małgosia była jedną z pierwszych osób, które doznały gwałtownego zwrotu lojalnościowego. Tusk i jego dwór wywalali moich współpracowników rękami innych. Przede wszystkim rękami Małgosi. Nie mam wątpliwości, że dzisiaj Małgosia jest na gorącej linii ze Schetyną i stanowi narzędzie otoczenia Tuska. Oni ją złamali i przewerbowali – mówi Piskorski.

Gdy pytam Małgorzatę Kidawę-Błońską o sprawę Piskorskiego, jest to jedyny moment podczas naszej długiej rozmowy, gdy wyraźnie się denerwuje. Widać, że nadal tamtą sytuację przeżywa. – To było dla mnie bardzo trudne. Nie żałuję niczego, co zrobiłam. Ja nie wyrzucałam, wyrzucał sąd partyjny, ja najwyżej nie rekomendowałam różnych osób na listy wyborcze – tłumaczy. Przekonuje, że Piskorski i jego ludzie, opisywani w licznych krytycznych publikacjach w gazetach, szkodzili wizerunkowi partii. – Najlepszy dowód, że po usunięciu go partia zaczęła być w Warszawie znowu dobrze postrzegana i zdobywa dobre wyniki – mówi.– Małgosia zrobiła to, bo była lojalna wobec partii. Ona dobrze rozumie, co znaczy lojalność wobec własnej grupy – tłumaczy jeden z jej znajomych. Dlatego liderzy PO mogą być jej pewni.

Premier ma do niej pełne zaufanie. Jest zaprzyjaźniony z jej mężem Janem Kidawą-Błońskim, który kręci mu wszystkie reklamówki wyborcze.Poseł Platformy proszący o zachowanie anonimowości: – Tusk i Schetyna powiedzieli jej kiedyś: dla dobra partii musisz wyrzucić piskorczyków. Ona płakała i wycinała swoich przyjaciół. Zrobiła to dla dobra organizacji. Teraz, w związku z projektem Gowina, jest podobnie.

[srodtytul]Samodzielna czy narzędzie?[/srodtytul]

Czuje się pani w tej sprawie wykorzystywana? – Nie. Może i ktoś chce mnie wykorzystać, ale ustawą bioetyczną sama się zainteresowałam – mówi Małgorzata Kidawa-Błońska. I przekonuje, że nie angażuje się w prace nad nią dla kariery, bo w polityce osiągnęła już wiele, właściwie wszystko, co chciała.

Większość osób, z którymi rozmawiam, podkreśla, że Małgorzata Kidawa-Błońska nie ma ani pędu na stanowiska, ani „parcia na szkło”. – Ona nigdy nie była polityczną fighterką. To nie jest ktoś, kto dobrze się czuje w ciężkiej polityce – mówi Piskorski, ale dodaje: – Gdybym szukał kogoś do skonfrontowania z Gowinem, to też bym ją wybrał. Trudno ją zaatakować. Sama też nie idzie na starcie. A jednocześnie Schetyna z Tuskiem mogą mieć pewność, że sama nic nie zrobi. O każdą sprawę będzie ich pytać. Podobnie oceniają sprawę niektórzy zwolennicy Gowina w Platformie.

Polityk Platformy: – Małgorzata jest ideowa i szlachetna, ale jednocześnie bardzo naiwna politycznie. Jest więc potencjalnie idealnym narzędziem dla Tuska, Schetyny i dworu.

Małgorzata Kidawa-Błońska: – Co ja zrobię, że niektórzy tak myślą. Ja robię to, co uważam, że powinnam robić. Jestem samodzielna. Nie chcę być ani prezydentem miasta, ani żadnym ministrem. Nie muszę być politykiem. Mam to wielkie szczęście, że mam gdzie wrócić i co robić. To daje mi wolność.

[b][link=http://blog.rp.pl/janke/2009/03/13/piekna-w-swiecie-bestii/" "target=_blanki]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Miła, kulturalna, spokojna, inteligentna, skłonna do kompromisów – mówią o niej zgodnie politycy PiS i Platformy. Nawet Paweł Piskorski, który ma do niej żal. Rzadko można spotkać osobę wywołująca w życiu politycznym tak mało kontrowersji.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy