Na wypadek popsucia którejś z wind jest jeszcze wąskie XI piętro, żeby jego korytarzem można było dojść do innej klatki. Mieszkanie B (nr 62) było na dziewiątym piętrze. Wydane ostatnio „Chamowo” jest to dziennik-powieść autobiograficzna, a zarazem niemal studium socjologiczne życia w mrówkowcu. Jedna z przyjaciółek poety, szukając jego nowej siedziby na Lizbońskiej 2, usłyszała w centrum Saskiej Kępy, że to za trasą, na Chamowie, i jeszcze, że jeśli komuś w dzielnicy zginął rower, na pewno znajdzie się tam właśnie – na Chamowie.
Białoszewski był urzeczony widokami z tej wysokości oglądanymi ze wszystkich stron. Ów korytarz na XI piętrze miał osiem otworów widokowych. Można by tam równocześnie kręcić filmowe sceny więzienia – zauważają odwiedzające go i prowadzane tam zaprzyjaźnione osoby.
Cieszy go też otoczenie. „Wracam do siebie łączką. Wśród topól jest ścieżka. Topól cały rząd, idzie się w zapachach, w cieniu. Jak na wsi. Chodzą tędy z psami, z dziećmi. Widziałem panią w kostiumie kąpielowym. Nas w tym domu dużo. Z sześćset, może z osiemset. I tylko my jesteśmy z Lizbońskiej 2. Lizbońskiej 1 nie ma i nie będzie. Po nieparzystej stronie tyły szkoły”.
W trakcie lektury uległem pokusie zwiedzenia okolicy z książką w ręku. Trafić tam równie trudno jak wtedy. Łączki wyasfaltowano, wyrosły garaże, parking, pawilony – fryzjer damski, oddział banku, Policealna Szkoła Detektywów.
„Mieszkanie nie takie małe. Pokój z wnęką, kucheneczka, przedpokój i łazienka. Można spacerować od przedpokoju przez pokój do kuchni, bo kuchnia ma wejście z pokoju. Ma i okno”.