Co zmalował Vermeer

W jednej z sal wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum szpaler widzów przesuwa się przed pojedynczym płótnem. To „Sztuka malowania” Vermeera z Delft, obraz, na który chrapkę miało przez wieki zbyt wielu amatorów

Publikacja: 18.06.2010 11:27

Johannes Vermeer „Sztuka malowania”

Johannes Vermeer „Sztuka malowania”

Foto: bridgeman art library

Samemu artyście podobał się do tego stopnia, że nie chciał go sprzedać, nawet gdy do drzwi stukali wierzyciele. Przez kilka pokoleń należał do holenderskiej rodziny van Swieten. Gdy trafił do kolekcji Czerninów, arystokratów z czesko-austriackim rodowodem, był jej ozdobą przez półtora stulecia. Potem kłócili się o niego władcy III Rzeszy. A teraz hrabia Czernin domaga się, by wiedeńskie muzeum oddało mu płótno.

„Sztuka malowania ” (De Schilderconst) znana jest pod dwoma jeszcze tytułami: „Alegoria malarstwa” albo „Malarz w swej pracowni”. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstała ani dla kogo. Przez długie lata uważano zresztą, że jej autorem był inny Holender, Pieter de Hoogh. To jego podpis zdobił płótno, a o Vermeerze – artyście i człowieku – niemal zapomniano. Dlaczego? Niedźwiedzią przysługę oddał mu jego patron i sponsor Pieter van Ruijven, który kupował na pniu obrazy malarza i trzymał je w domu. W Delft pracowało wtedy kilku zacnych artystów – wspomniany de Hoogh, jego szwagier Hendrik van der Burch, Jan Steen, Balthasar van der Ast, Carel Fabritius, u którego uczył się autor „Sztuki malowania”. Ich prace miały wielu nabywców, wędrowały w świat. Obrazy Vermeera podziwiali tylko goście van Ruijvena.

Być może „Sztukę malowania” miał na myśli możny lokalny kolekcjoner Pieter Teding van Berkhout, który w 1669 roku dwukrotnie odwiedził pracownię artysty. W dzienniku zapisał, że widział obraz z „niezwykłym i ciekawym ujęciem perspektywy”. Musiało to zwrócić jego uwagę, sam bowiem utrzymywał kontakty z ówczesnym środowiskiem naukowym i w swych zbiorach miał takie przyrządy, jak kamera obskura – a z tej podobno korzystał również Vermeer. Jego zapis pozwala ustalić w przybliżeniu czas powstania dzieła. Datowano je na okres od 1660 do 1670 roku, zawężając to w końcu do roku 1666 albo 1667.

[wyimek] Hermann Göring bardzo pragnął zdobyć „Sztukę malowania”, ale musiał ustąpić Adolfowi Hitlerowi, który zapragnął mieć obraz Vermeera w swojej kolekcji dzieł sztuki[/wyimek]

Dopiero w połowie XIX wieku postać malarza przypomniał francuski dziennikarz i krytyk sztuki Théophile Thoré-Bürger. Zafascynowany obejrzanym „Widokiem Delft”, zaczął szukać innych prac Vermeera. W sumie przypisał mu aż 66 dzieł, trzeba to było później prostować. W 1860, wespół z niemieckim historykiem sztuki Gustavem Friedrichem Waagenem, ustalili, że „Sztuka malowania” nie wyszła spod pędzla de Hoogha – badacze odkryli podpis Vermeera umieszczony na brzegu mapy przedstawionej na obrazie. Sygnatura de Hoogha okazała się sfałszowana.

Catharina, żona artysty, odziedziczyła obraz po nagłym zgonie Johannesa w grudniu 1675 roku. Zostawił jej zbyt małą schedę i zbyt duże długi. Prosiła sąd o umorzenie spłat u licznych wierzycieli. Dostała na to zgodę, ale i tak musiała sprzedać obrazy, by utrzymać jedenaścioro dzieci. Aby uniknąć wystawienia na aukcję „Sztuki malowania”, przepisała ją na matkę. Nic to nie dało, nie uznano ważności daru i 15 marca 1677 roku płótno wystawiono w Delft na sprzedaż. Kupił je najpewniej Jacobus Dissius, drukarz i introligator, szwagier van Ruijvena, który zapisał córce Magdalenie całą swą kolekcję prac Vermeera, liczącą już 20 sztuk.

W środę 16 maja 1696 roku odbyła się w Amsterdamie licytacja znana w historii sztuki jako „aukcja Dissiusa”. Ogłoszenie zamieszczone w lokalnej gazecie mówiło o „wyjątkowych artystycznych malowidłach, między nimi 21 obrazach z nadzwyczajnym wigorem i urokiem namalowanych przez zmarłego J. Vermeera z Delft, a przedstawiających różne kompozycje, najlepsze, jakie kiedykolwiek wykonał”. Kto je kupił, nie wiadomo, najpewniej trafiły w różne ręce. Aukcja przyniosła 1503 guldeny, sprzedano wszystkie prace. Historycy spierają się do dziś, czy opis podany w aukcyjnym katalogu – „Portret Vermeera w pomieszczeniu z różnymi akcesoriami, niezwykle pięknie przez niego oddany” – rzeczywiście dotyczy alegorycznego przedstawienia muzy Klio malowanej przez artystę.

[srodtytul]W kolekcji Czernina[/srodtytul]

Sztuka malowania” po 1845 r. trafiła do Wiednia, do kolekcji Gerarda van Swietena, medyka cesarzowej Marii Teresy. Pochodzący z Lejdy uczony nie mógł jako katolik zostać profesorem na tamtejszym uniwersytecie. W Austrii szybko dostrzeżono jego umiejętności –powierzono mu zreformowanie instytucji medycznych, przygotowanie podręczników, a także… zlikwidowanie wampirów grasujących po wschodnich rubieżach cesarsko-królewskiej monarchii.

Po jego śmierci zbiory przeszły w ręce syna Gottfrieda, już barona von Swietena. Ten dyplomata (od 1763 do 1764 r. ambasador w Warszawie) i uczony był przez długi czas ministrem szkolnictwa. Wielki miłośnik sztuki, zwłaszcza muzyki, opiekował się Haydnem, Mozartem i Beethovenem. Obrazy zostawił spadkobiercom, którzy niebawem znaleźli amatora „Sztuki malowania” – w 1813 r. kupił ją za 50 florenów hrabia Johann Rudolf Czernin. Miała się stać ozdobą jego kolekcji i zalążkiem dzisiejszych sporów.

Opis kolekcji Czernina, jaki powstał w 1911 roku, mówi o 350 obrazach zgromadzonych w wiedeńskiej rezydencji pana hrabiego, w galerii zbudowanej krótko przed jego śmiercią w 1845 r. Już w latach 20. XIX stulecia jego kolekcję uznawano za najważniejszą w całym cesarstwie.

Wróćmy do Vermeera. Kurator kolekcji Johanna Rudolfa podkreśla, że „mali mistrzowie holenderscy to klejnoty najwyższej próby”. „Niewiele muzeów posiada aż tyle prac tych gwiazd złotego wieku”, zachwala zbiór swego patrona. Nie bez racji – w wiedeńskim pałacu na ścianach wiszą płótna Terborcha, Cuypa, Ruisdaela, Netschera, Gerarda Dou. To rzeczywiście klejnoty świecące jasnym blaskiem. Między nimi – „Sztuka malowania”. „Majstersztyk Jana Vermeera van Delft, ukazujący Artystę w swej pracowni. To próba bodaj najbliższa portretowi artysty, choć z pewnością niezadowalająca. (…) Brak mu może czaru wcześniejszych, mniej złożonych kompozycji, ale ujawnia wielkość malarza nieporównaną z żadnym z dotychczasowych jego dokonań”. – pisze Rita Krueger, historyk z filadelfijskiego Temple University. – Dla Czernina i podobnych mu arystokratów wsparcie dla sztuk pięknych dokonywane niejako w imieniu społeczeństwa było wyrazem chęci zachowania narodowych arcydzieł oraz ich wiary w korzyści, jakie zbiory sztuki i edukacja poprzez kulturę może przynieść narodowi”.

Gdy wnuk Johanna, Franz, zmarł w 1932 roku, spadkobiercy – syn Jaromir i brat Eugen – postanowili podzielić masę spadkową. Kolekcja z takimi arcydziełami, jak „Portret doży Andrei Grittiego” Tycjana, przypadła Eugenowi. Z jednym wyjątkiem – Vermeerem. Eugen został właścicielem jednej piątej „Sztuki malowania", Jaromir dostał resztę. Źle na tym nie wyszedł, można powiedzieć, bo gdy kolekcję wyceniono na 250 tys. szylingów, obraz Holendra wart był niemal milion.

Chcąc uniknąć sporów, Czerninowie nie przewidzieli, że pakują się w jeszcze gorsze kłopoty. Jaromir szybko postanowił spieniężyć obraz. Najbardziej zainteresowany (i gotów zapłacić najwięcej - milion dolarów w złocie) był Andrew W. Mellon, bankier, przemysłowiec i kolekcjoner, w latach 30. jeden z najbogatszych Amerykanów. Transakcja dojść do skutku nie miała prawa – dosłownie, gdyż wywozu dzieła bronił zakaz eksportu skarbów kultury. Jaromir naiwnie sądził, że w uzyskaniu zezwolenia pomoże mu szwagier, kanclerz Kurt von Schuschnigg. Obraz był jednak zbyt dobrze znany i nie bez racji zaliczany do najcenniejszych dzieł na terenie Austrii. Czernin nie miał szans.

Niezrażony, próbował dalej, nawet gdy w 1938 r. zaczęły obowiązywać nowe, jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy, w świetle których kolekcja Czerninów, łącznie z wiedeńskim pałacem, stanowiła całość. Po przyłączeniu Austrii do Rzeszy Jaromir uznał, że może obejść przepisy, znajdując kupca w obrębie szerokich teraz granic. Do pałacu przy Friedrich-Schmidt-Platz zapukał wtedy dr Posse…

[srodtytul]Wpadł w oko Hitlerowi[/srodtytul]

Hans Posse był dyrektorem Galerii Drezdeńskiej, cenionym znawcą sztuki włoskiego i holenderskiego odrodzenia, a przy tym postacią kontrowersyjną: kupował również sztukę nowoczesną, która niestety w 1937 r. zyskała miano zdegenerowanej. Posse bronił jej wartości, musiał więc odejść na wymuszoną wczesną emeryturę. Nim to się stało, do galerii przyjechał sam Hitler – wódz szukał specjalisty, który zająłby się organizacją wyśnionego Führermuseum w Linzu, rodzinnym mieście dyktatora. Posse przypadł mu do gustu, docenił jego wiedzę i organizację galerii. Przywrócił go na stanowisko, a 1 lipca 1939 r. zlecił mu oficjalnie kierowanie tzw. Sonderauftrag Linz, czyli gromadzenie dzieł do przyszłej kolekcji.

Hitler już w marcu 1938 r. obwieścił, że Linz będzie „miastem sztuki”. W nowym muzeum miały znaleźć się dzieła reprezentujące twórczość plastyczną całej Europy (oczywiście bez nowoczesnej i religijnej, których Hitler nie tolerował). Zalążkiem zbiorów muzealnych byłaby własna kolekcja Führera. Powstawała całkiem prosto: osoby żydowskiego pochodzenia musiały ujawniać swe majątki, co pozwalało tanio wykupywać lub konfiskować pod różnymi pretekstami posiadane przez nich dzieła sztuki. W ten sposób przejęto zbiory braci Rothschildów, Louisa i Alphonse’a, barona Guttmanna, Kornfelda, Goldmanna, Bondy’ego, Haasa, Bloch-Bauera, Weila, Seligmana… Wszystkie w ten sposób „zabezpieczone” zbiory, podobnie jak i te „pozyskane” na nowo podbitych terenach, uzyskano dzięki Führervorbehalt, czyli pierwszeństwu zakupu czy przejęcia przysługującemu Hitlerowi.

Hitler początkowo finansował zakupy (!) z dochodów – ogromnych – jakie przynosiła mu nieprzerwana sprzedaż „Mein Kampf”: w 1933, roku objęcia władzy, zarobił na książce 1,2 mln reichsmarek (średnia roczna pensja osoby zatrudnionej na etacie wynosiła 2,4 tys. marek, generał Wehrmachtu dostawał nieco powyżej 20 tys. marek), a trzeba pamiętać, że dochodziły do tego wpływy z przekładów na obce języki. W 1939 r. przestało to wystarczać i Possemu przyznano budżet w wysokości 10 mln marek, wygospodarowany przez wszechwładnego szefa Kancelarii Rzeszy Hansa Lammersa. Hitler wspomagał fundusz zakupowy dotacjami otrzymywanymi od przemysłowców, od 1941 r. haracz dla fundacji kulturalnej zwanej Dankspendestiftung Sonderauftrag L wpływał również ze sprzedaży specjalnych znaczków pocztowych. Do końca wojny wydano na zakupy dzieł sztuki 115 mln marek (ponad 40 mln ówczesnych dolarów).

Ogromne zbiory przechowywano w różnych miejscach, te przeznaczone do Linzu (katalog wymienia 4353 obrazy) trzymano w podziemiach monachijskiego Führerbau, reprezentacyjnej siedziby partii przy Königsplatz. Hitler przeglądał je z upodobaniem przy okazji wizyt w Monachium. Ironia losu sprawiła, że w tym właśnie budynku alianci zorganizowali w 1945 r. centralny punkt zbiorczy, do którego trafiały odzyskane dzieła sztuki. Ale gdy Amerykanie otwierali tu biura CPZ, Führerbau był już splądrowany, a jego piwnice puste. Vermeer jednak był dobrze ukryty…

Hans Posse odwiedził Czernina latem 1939 r. i w imieniu Hitlera wyraził chęć kupienia obrazu. Na przeszkodzie transakcji stanęła wyznaczona przez hrabiego cena: 2 mln marek (3 mln szylingów). Wysłannik odjechał z kwitkiem, ale niebawem do Wiednia przybył Philipp Reemtsma, bogaty przemysłowiec z Hamburga, który zaoferował 1,8 mln marek. Na początku grudnia 1939 r. dr Plattner, dyrektor Biura Zabytków Austrii, otrzymał telegram podpisany przez Hermanna Göringa, zezwalający na sprzedaż „Sztuki malowania” Philippowi Reemtsmie.

Choć hamburczyk był znanym kolekcjonerem, wiele wskazuje, że w tym wypadku miał być tylko wysłannikiem feldmarszałka – Göring od dawna tworzył własny zbiór, wykorzystując swą pozycję, kupował, wymuszał i sekwestrował dzieła, które wpadły mu w oko.

Dumny feldmarszałek, marzący o zgromadzeniu największej prywatnej kolekcji w Rzeszy, miał obsesję na punkcie Vermeera i od lat bezskutecznie zabiegał o jego obrazy. Tym razem był blisko, bardzo blisko… Nie wziął jednak pod uwagę zainteresowania, jakim „Sztukę malowania” darzył Hitler, który już przeznaczył ją do Linzu. Szef Kancelarii Rzeszy utrącił plany Göringa – i zepsuł mu sylwestra – depeszą wysłaną 30 grudnia 1939 r., w której przywołał pierwszeństwo Hitlera przy zakupie oraz zadeklarował, iż życzeniem wodza jest, by obraz pozostał w galerii Czernina. „Nie należy podejmować żadnej decyzji w sprawie obrazu bez osobistego zezwolenia [Hitlera]”, brzmiały złowieszcze dla Göringa słowa.

Jaromir Czernin wiedział już chyba, że na „Sztukę malowania” ma tylko jednego kupca – Hitlera. Doktor Plattner wysłał na początku 1940 r. pismo do Kancelarii Rzeszy, w którym sugerował, iż hrabia Czernin „z przyjemnością sprzeda obraz państwowemu muzeum”. Urzędnik widział oczywiście obraz w wiedeńskim Kunsthistorisches, Hitler myślał o Linzu. Na żądanie Berlina Plattner ustalił cenę na 1,75 mln RM. 12 kwietnia adwokat Czernina zwrócił się do Kancelarii Rzeszy z żądaniem „zakupu [obrazu] przez państwo (…) w zamian za uniemożliwioną sprzedaż Philippowi Reemtsmie”. Hrabia pisał następnego dnia: „Oferuję Vermeera państwu [Rzeszy Niemieckiej – G.S.] za 1,5 mln RM plus podatek. Jeśli to Führer zdecyduje się na zakup, cena może być obniżona do 1,4 mln RM”. Trzy dni trwało przekonywanie Eugena, by zgodził się odstąpić swoją jedną piątą własności. We wrześniu Posse mógł już oficjalnie prowadzić negocjacje – po obniżeniu podatku od sprzedaży obraz przeszedł w ręce Hitlera za 1,65 mln RM. Kontrakt został podpisany 1 października, dwa tygodnie później dyrektor wiedeńskiego muzeum Fritz Dworschak wywiózł po cichu obraz do Monachium, gdzie wciągnięto go na listę jako „Linz nr 1096”. Hrabia zabrał głos dopiero, gdy pieniądze trafiły do banku – 20 listopada wysłał Hitlerowi wyrazy uznania, nazywając zakup Vermeera „doskonałym pod każdym względem i zadowalającym rozwiązaniem”. Zakończył słowami: „Proszę o przyjęcie mych szczerych wyrazów wdzięczności. Życząc Panu, by ten obraz zawsze sprawiał Mu radość, pozdrawiam Pana, mein Führer, z niemieckim salutem – oddany Jaromir hrabia Czernin-Morzin”.

[srodtytul]Powrót do Wiednia[/srodtytul]

Sztukę malowania”, podobnie jak tysiące innych obiektów, z początkiem 1944 r. przewieziono do kopalni soli w Alt Aussee na południowy wschód od Salzburga. Komory, do których prowadziło tylko kilka wejść, wydrążone były 1500 m pod ziemią. Zaadaptowano je, ustawiono specjalne konstrukcje dla większych dzieł (złożono tu m.in. kilka ołtarzy), zorganizowano pracownie konserwatorskie. Major George Stout, Amerykanin, przed wojną konserwator w Fogg Museum na Harvardzie, a w Europie jeden z grupy oficerów zajmujących się ratowaniem zbiorów, zapisał, co znalazł w Alt Aussee: „6577 obrazów, 2300 rysunków i akwarel, 954 grafiki, 137 rzeźb, 129 sztuk broni i zbroi, 122 gobeliny, 78 sztuk mebli, 79 koszy z przedmiotami, 484 skrzynie prawdopodobnie z archiwaliami, 181 skrzyń z książkami, 1200 – 1700 skrzyń z nieznaną zawartością”.

W maju 1945 r. obraz Vermeera przewieziony został do Monachium. Amerykanie oficjalnie orzekli, że „Sztuka malowania ”jako należąca do Austriaka powinna wrócić do Austrii i 17 listopada tegoż roku przekazali ją wiedeńskiemu Kunsthistorisches Museum „na przechowanie”.

Obraz, podobnie jak inne dzieła należące do Hitlera, został wyrokiem sądu przyznany państwu austriackiemu. Choć w muzeum został wciągnięty na listę eksponatów dopiero pod koniec lat 50. Przeszkodziły w tym żądania Jaromira Czernina, by zwrócić mu Vermeera, i kolejne procesy wytaczane przez niego państwu. Już w październiku 1945 r. ogłosił, że został zmuszony przez Hitlera do sprzedaży obrazu za „zupełnie absurdalną sumę”. Mimo iż jego roszczenia uznane zostały przez kolejne sądy za „całkowicie pozbawione podstaw, wręcz złośliwe”, Czernin uważał się za legalnego i jedynego właściciela „Sztuki malowania ” (wuj Eugen nie rościł nigdy żadnych pretensji do państwa) – do tego stopnia, że jesienią 1955 r. zaproponował obraz waszyngtońskiej National Gallery of Art.

Hrabia Jaromir Czernin zmarł w 1966 roku. Przed Vermeerem, który wisiał spokojnie w sali Kunsthistorisches Museum, nadal gromadził się rząd admiratorów z całego świata. I nagle niecały rok temu wojna wybuchła na nowo.

[srodtytul]Wymuszona transakcja?[/srodtytul]

W ostatnim dniu sierpnia 2009 r. wiedeńska kancelaria Wolf Theiss wystąpiła w imieniu spadkobierców Jaromira Czernina o zwrot obrazu. Argumentacja? Tak jak wcześniej: sprzedaż była wymuszona, bo Czernin, którego druga żona Alix nosiła z domu nazwisko Oppenheim (jeden z dziadków był Żydem), bał się o jej bezpieczeństwo i nie mógł odmówić takiemu „kupcowi” jak sam Führer. Natomiast obowiązujące w Austrii od 1946 r. przepisy unieważniają legalność wszelkich transakcji, jeśli stanowiły element polityki nazistowskiej. Doktor Andreas Theiss tłumaczy: – W latach 50. prawnicy reprezentujący Republikę Austriacką odrzucali roszczenia hrabiego Czernina, twierdząc, że nie można dowieść, by został on zmuszony do sprzedaży po zaniżonej cenie. Któż jednak odważyłby się sprzeciwić Hitlerowi?

Theiss podkreśla argumenty wskazujące na nazistowskie prześladowania: Alix jeszcze przed ślubem z Czerninem w 1938 r. czuła się upokarzana z powodu swego żydowskiego pochodzenia (w świetle ustaw rasowych obowiązujących w Rzeszy była tzw. Mischling 2. Grades, ćwierćkrwi Żydówką), Jaromir był szwagrem von Schuschnigga, zagorzałego przeciwnika Hitlera, a i sam hrabia był wrogiem nazizmu. W memorandum adwokat przytacza wiele opinii ekspertów, którzy w swych opracowaniach wykazują, iż transakcja Czernina – i jej podobne – była wymuszona i powinna zostać unieważniona.

Czarna owca w tym arystokratycznym rodzie, ceniony w Austrii dziennikarz Hubertus Czernin, był odmiennego zdania. Nie można mu zarzucić bezkrytycznego wspierania muzealników – to dzięki jego staraniom w 2004 r. rząd austriacki musiał zwrócić spadkobiercom obrazy Gustava Klimta, w tym słynny portret Adeli Bloch-Bauer („Złota Adela”), co uznano niemal za narodową klęskę. Ale w wypadku „Sztuki malowania” Hubertus Czernin stwierdził publicznie, że teza o zagrożeniu życia, wymuszeniu ceny i niechęci do sprzedaży obrazu jest spekulatywna, pozbawiona dowodów.

Doktor Theiss odrzuca te argumenty: – Dziennikarz nie znał wszystkich dokumentów, które udało nam się zebrać. Dziś z pewnością byłby innego zdania.

Na razie innego zdania jest Eva Blimlinger, historyk sztuki i od 2006 r. kierownik naukowy zespołu zajmującego się badaniem proweniencji dzieł sztuki: „Żadnych nowych dokumentów nie widziałam”, powiedziała poczytnemu dziennikowi „Der Standard”. Doktor Theiss nie pokazał niczego, co rozszerzyłoby dokumentację zebraną przed 40 laty.

Adwokat nie daje za wygraną i ustawicznie podkreśla zagrożenie, jakie stworzyłaby odmowa sprzedaży: „Przecież to jasne, że gdyby Czernin [się nie zgodził], obraz byłby tak czy inaczej zabrany, a on z rodziną trafiliby do obozu koncentracyjnego”, przekonywał Catherine Hickley, dziennikarkę Bloomberg.com. To właśnie podobna argumentacja nie trafiała do przekonania Hubertusowi Czerninowi: wcale to nie było takie oczywiste, restrykcje rzadko dotykały arystokratycznych mischlingów, a zagrożenie ze strony von Schuschnigga było bzdurą, stary kanclerz siedział już w tym czasie w Dachau.

Jak zakończy się ta sprawa? Doktor Theiss jest przekonany, że obraz trafi z powrotem w ręce Czerninów. Choć nie ukrywa, że najbardziej satysfakcjonującym rozwiązaniem dla obu stron byłby ponowny zakup obrazu – „właściwie wycenionego”, dodaje – aby mógł pozostać w państwowych zbiorach.

Wiedeński marszand Roman Herzig szacuje obraz na 150 – 200 mln euro. Taką cenę może zapłacić któryś z prywatnych kolekcjonerów (Ronald Lauder kupił „Złotą Adelę” za 135 mln dolarów), państwowe muzeum nie może sobie na nią pozwolić. Złośliwi internauci sugerują, by Czerninom wypłacić różnicę między 1,75 mln marek a żądanymi przez Jaromira 2 milionami marek, dziś wartą mniej więcej 1,5 mln euro.

Dyrekcja Kunsthistorisches Museum zleciła historykom przygotowanie szczegółowego raportu dla Komisji ds. Pochodzenia Dzieł Sztuki (Kommission für Provenienzforschung), która w ciągu 12 lat istnienia przebadała 248 spraw i w większości z nich rekomendowała zwrot obiektów, których pozyskanie mogło budzić wątpliwości.

Doktor Karl Schütz, kierujący działem malarstwa w Kunsthistorisches Museum: – Nie możemy się wypowiadać, dopóki komisja nie opublikuje latem swego raportu. Czekamy na wyniki. Spekulowanie na temat przyszłości obrazu nie ma sensu.

[i]Korzystałem m.in. z książki Lynn Nicholas „Grabież Europy” (1997), portalu [link=http://www.essentialvermeer.com]www.essentialvermeer.com[/link] oraz informacji udzielonych mi bezpośrednio przez Kunsthistorisches Museum i kancelarię Wolf Theiss[/i]

Samemu artyście podobał się do tego stopnia, że nie chciał go sprzedać, nawet gdy do drzwi stukali wierzyciele. Przez kilka pokoleń należał do holenderskiej rodziny van Swieten. Gdy trafił do kolekcji Czerninów, arystokratów z czesko-austriackim rodowodem, był jej ozdobą przez półtora stulecia. Potem kłócili się o niego władcy III Rzeszy. A teraz hrabia Czernin domaga się, by wiedeńskie muzeum oddało mu płótno.

„Sztuka malowania ” (De Schilderconst) znana jest pod dwoma jeszcze tytułami: „Alegoria malarstwa” albo „Malarz w swej pracowni”. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstała ani dla kogo. Przez długie lata uważano zresztą, że jej autorem był inny Holender, Pieter de Hoogh. To jego podpis zdobił płótno, a o Vermeerze – artyście i człowieku – niemal zapomniano. Dlaczego? Niedźwiedzią przysługę oddał mu jego patron i sponsor Pieter van Ruijven, który kupował na pniu obrazy malarza i trzymał je w domu. W Delft pracowało wtedy kilku zacnych artystów – wspomniany de Hoogh, jego szwagier Hendrik van der Burch, Jan Steen, Balthasar van der Ast, Carel Fabritius, u którego uczył się autor „Sztuki malowania”. Ich prace miały wielu nabywców, wędrowały w świat. Obrazy Vermeera podziwiali tylko goście van Ruijvena.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą