To chyba piłka ręczna, prawda?
[b]I hokej na trawie, nasze narodowe dyscypliny.[/b]
Warto powiedzieć, że swoją propagandę grunwaldzką mają też Niemcy, i to od 100 lat. Był przecież drugi Grunwald, czyli bitwa pod Tannebergiem, gdzie w 1914 roku Niemcy pobili armię carską. Jeszcze wcześniej postawili tam Jungingenstein, czyli kamień Jungingena, pomnik swoich zwycięstw nad dziką Słowiańszczyzną. Jakby tego było mało, później dołożyli tam Mauzoleum Hindenburga.
[b]A wszystko zaczęło się od Mazowieckiego. Konrada Mazowieckiego.[/b]
Który w 1226 roku sprowadził do Polski Krzyżaków. To był typowy średniowieczny zakon rycerski, podobny do joannitów i templariuszy, tyle że zakon niemiecki.
[b]Ilu ich było?[/b]
Nie liczyłem dokładnie, ale braci pełnych było kilkuset. Oczywiście tak jak w dzisiejszych zakonach, gdzie są ojcowie, bracia, nowicjusze, postulanci, tam również były różne kategorie, ale wszystkich nie było więcej niż parę tysięcy.
[b]I wszyscy na naszą zgubę… [/b]
Początkowo na naszą obronę i nasi przodkowie byli raczej zadowoleni z takiej ochrony przed pogańskimi plemionami Bałtów, którzy wcześniej regularnie łupili ziemie polskie.
[b]Kiedy ta polsko-krzyżacka sielanka zaczęła się psuć?[/b]
W sierpniu 1308 roku margrabia brandenburski napada na Pomorze Gdańskie. Książę Władysław Łokietek prosi o pomoc Krzyżaków, którzy wyrzucają napastników z Gdańska. Ponieważ księcia nie było stać na honorarium za tę przysługę, to zakon nie oddaje Pomorza, wyrzynając przy okazji kilkudziesięciu mieszczan. Nic dziwnego, że książę Władysław przyjął to dość niedobrze.
[b]Zdenerwował się?[/b]
Ale jak mówiła moja babcia, nerwy to na nitkę i do wody, bo książę mógł im zrobić figę. Dopiero kiedy w 1320 roku uwieńczył czoło koroną, doszedł do wniosku, że czas zabrać się do Krzyżaków.
[b]Średnio mu to wyszło.[/b]
Nawet bardzo średnio, bo nie tylko nie odzyskał Pomorza, ale jeszcze stracił Kujawy i ziemię dobrzyńską. Od tego czasu trudno było o obopólną sympatię.
[b]I cały XIV wiek to procesy przed sądami papieskimi i przegrywane przez nas potyczki z Krzyżakami.[/b]
Następca Władysława Kazimierz Wielki wolał raczej z nimi nie walczyć i pozwolił skonsolidować się królestwu. Państwo zakonne miało nad Polską dużą przewagę organizacyjną, cywilizacyjną.
[b]Na czym polegała wyższość…[/b]
… Krzyżackiej zawieruchy?
[b]Tak. Rozumiem, że mieli zamki z ogrzewaniem podłogowym, jak w Malborku.[/b]
To prawda, ale przede wszystkim mieli świetnie zorganizowane, sprawnie działające państwo. Byli sprawnymi administratorami, zapewnili sobie stały dopływ gotówki, wprowadzili na kontrolowanym przez siebie terenie znacznie wyższą niż na ziemiach polskich kulturę rolną, rozwijali miasta. To był naprawdę wybitny przeciwnik, dysponujący sprawnie funkcjonującą machiną wojenną.
[b]Kto nimi dowodził?[/b]
Wielki mistrz zakonu, wybierany przez kapitułę generalną. Pamiętajmy jednak, że nie była to władza absolutna, bo skądinąd średniowiecze nie zna władców absolutnych, to późniejszy wynalazek. Państwo dysponowało na co dzień kilkutysięczną armią, w której służyli nie tylko Krzyżacy, ale i ich poddani, a także rycerze zaciężni z całej Europy.
[b]To była dobra armia?[/b]
Bardzo dobra i świetnie wyszkolona, bo rycerz zakonnik cały czas doskonalił się w sztuce wojennej. Tymczasem polski hreczkosiej, zwołany w pospolitym ruszeniu, na co dzień zajmował się czymś zupełnie innym. Owszem, czasem przyszło mu bronić się przed braćmi Litwinami lub innymi pogańskimi przyjaciółmi, lecz przecież jego dni nie mijały na turniejach rycerskich.
[b]Krzyżacy robili sobie za granicą niezły piar.[/b]
W pewnym momencie okazało się nawet, że wśród rycerstwa europejskiego jest bardzo trendy jeździć na dość ryzykowne wycieczki, które organizowali. Zakon urządzał co roku rejzy na Litwę i w pewnych kręgach należało do dobrego tonu pokazanie się tam.
[b]Na Litwę? Tam było niewiele do złupienia.[/b]
A za rejzy trzeba było nawet płacić! Nie łupy były zachętą, ale sława, którą można było zdobyć, własna kariera i wreszcie rozrywka. Poza tym już w 1171 roku papież Aleksander III uznał walkę z poganami w Europie za formę pielgrzymki równą krucjacie do Jerozolimy.
[b]Skąd brali się ci rycerze?[/b]
Księża w Europie zbierali datki na krucjaty przeciwko Litwie, a zakon rozsyłał wici i w ten sposób rekrutował rycerzy zwanych gośćmi. Trzykrotnie w takich wyprawach uczestniczyli królowie Jan i Zygmunt Luksemburscy, był także inny król czeski Przemysł Ottokar, król węgierski Ludwik czy władca Anglii Edward III.
[b]A do Gierka na polowania wpadał tylko Breżniew…[/b]
Tymczasem do Krzyżaków – kwiat rycerstwa europejskiego z Francji, Włoch, Anglii, nie licząc księstw niemieckich. Oni byli przekonani, że chrystianizują całkowicie dzikich, groźnych Litwinów zagrażających Kościołowi.
[b]Nie dziwi mnie to. W 1236 roku bodajże francuscy dominikanie tak opisywali Węgrów: „Żyją jak zwierzęta, nie uprawiają ziemi, jedzą mięso koni, wilków i tym podobnych, i piją końskie mleko oraz krew”. To co dopiero myśleli o Litwinach?[/b]
Spodziewali się tu podobnych atrakcji, nic dziwnego, że zakon zawsze mógł liczyć na napływ gości. Skądinąd rejzy były ryzykowne, bo Litwini budzili przerażenie nawet wśród Tatarów.
[b]W sumie lepiej mieć ich po swojej stronie.[/b]
Lepiej. Tym bardziej że przecież i polscy książęta wyrzynali się z Litwinami nie na żarty.
[b]Unia polsko-litewska była dla Krzyżaków zagrożeniem.[/b]
Bez wątpienia. Zresztą widać to choćby po tym, że już na początku XIV wieku to rozległe państwo polsko-litewskie postanowiło przetrzepać zakon i zepchnąć Krzyżaków jak najbliżej morza. Jego siła była już tak wielka, że nawet gdyby Grunwald okazał się dla Polaków klęską, to kolejną wojnę musielibyśmy wygrać. Byliśmy bardzo dużym, rozległym państwem i parliśmy do wojny.
[b]Choć formalnie to wielki mistrz ją wypowiedział 6 sierpnia 1409 roku.[/b]
Jej wybuch był nieunikniony, tym bardziej że napięcie trwało od lat. Kolejne potyczki przygraniczne, spory, procesy sądowe – to wszystko powodowało, że wszyscy wiedzieli, iż skończy się to wojną.
[b]Jak wyglądały polskie przygotowania do niej?[/b]
Były niezwykle staranne, pieczołowite, zupełnie nie jak w Polsce. Zaczęto je mniej więcej półtora roku przed bitwą. Wtedy rozpoczął się planowy ubój zwierzyny, której mięso potem wędzono i solono. Pieczono też pierniki, które się nie psują, a są bardzo pożywne. Gromadzono także zapasy wina.
[b]No tak, jak to Polacy...[/b]
Ale po zwycięskiej bitwie Jagiełło kazał porozbijać zdobyte zapasy krzyżackiego wina, bo bał się, że jak się zwycięzcy popiją, to mogą się narazić na śmiertelny kontratak.
[b]Wróćmy do przygotowań. Jagiełło z Witoldem zyskali wsparcie Czechów i pułków ruskich.[/b]
Nie, dlaczego? Czesi walczyli po obu stronach i były to wojska najemne, zresztą bardzo sprawne i bitne.
[b]I co się z Czechami później porobiło…[/b]
Zwłaszcza po bitwie pod Białą Górą. No tak, przykra historia…
[b]Mnie uczono, że pod Grunwaldem walczył czeski bohater narodowy Jan Żiżka.[/b]
Tak twierdził Matejko, umieszczając na swej „Bitwie pod Grunwaldem” wielkiego, jednookiego Żiżkę, ale on się w niej nie bił. To tylko konfabulacja Matejki, powtarzana czasem przez niektórych historyków.
[b]30 czerwca pod Czerwińskiem koło Warszawy zebrały się pod wodzą Jagiełły wojska polsko-litewskie i ruszyły na Prusy.[/b]
To była potężna armia, liczyła około 35 tysięcy wojowników. Polacy stanowili mniej więcej połowę z nich. Krzyżacy skoncentrowali swe wojska pod Świeciem nad Wisłą, gdzie komturem był Henryk von Plauen, który kilka tygodni później miał zostać wielkim mistrzem. Ich armia liczyła około 20 tysięcy.
[b]Więc musieliśmy wygrać.[/b]
Wcale nie musieliśmy. To był naprawdę potężny, świetnie wyszkolony przeciwnik. Wojska polskie ruszyły spod Czerwińska i po przekroczeniu granicy odbyła się wielka fiesta. Podobno starzy wojownicy płakali ze wzruszenia, że stanęli na terenie państwa zakonnego.
[b]Zdrowo ponad 50 tysięcy żołnierzy z obu stron plus tysiące w taborach…[/b]
Razem pod Grunwald zjechało blisko 100 tysięcy ludzi. Jak na ówczesną Europę to ogromna liczba ludzi.
[b]Co wiemy o bitwie? Rzeczywiście kryliśmy się w lesie i Krzyżacy podarowali nam dwa miecze?[/b]
Kronikarze opisują wizytę posłów krzyżackich odwiedzających Jagiełłę i zachęcających go do walki. Dwa miecze były bardzo starannie przechowywane w skarbcu katedry, później gdzieś zaginęły.
[b]W lesie chroniliśmy się przed upałem?[/b]
Zapewne tak, choć nie bez znaczenia jest to, że Władysław Jagiełło był człowiekiem dość przezornym, w przeciwieństwie do porywczego Ulricha von Jungingena.
[b]W końcu rozpoczęła się bitwa.[/b]
Zaczynają Litwini, ale odbijają się od ciężkozbrojnych sił krzyżackich, ponoszą duże straty i muszą zbiec z pola bitwy. Wtedy wkraczają oddziały koronne, czyli polskie. Zaczyna się nieszczęśliwie, bo w ręce zakonu wpada chorągiew z białym orłem, którą niósł Marcin z Wrocimowic, zresztą z pochodzenia Niemiec. Wtedy Krzyżacy śpiewają pieśń triumfalną „Chrystus zmartwychwstał”…
[b]Triumf okazał się przedwczesny.[/b]
Bo Polacy odzyskują chorągiew. Wówczas Krzyżacy rzucają na polskie centrum dowodzenia ostatnie odwody i chorągiew wielkiego mistrza. Albo wtedy, albo nieco wcześniej pochodzący z Łużyc Dypold Koeckritz von Dieber rusza z szarżą i składa się kopią na samego Jagiełłę. Na to sekretarz królewski, a późniejszy kardynał Zbigniew Oleśnicki był łaskaw po rycersku strzelić go kawałkiem kopii w głowę i wówczas król własną ręką uśmiercić go raczył.
[b]Iście rycerski pojedynek.[/b]
Znamy z polskiej ikonografii tę scenę, kiedy brodaty Krzyżak leży na ziemi, a król dźga go ostrzem kopii w czoło.
[b]Wojska krzyżackie się sypią.[/b]
Ginie wielki mistrz Ulryk von Jungingen. Na pole bitwy wracają Litwini, zamykając Krzyżaków w kotle, i rozpoczyna się regularna rzeź. Armia zakonu nie ma szans. Tysiące ludzi giną, płynie morze krwi.
[b]Nie poszliśmy za ciosem.[/b]
Ale wojska Jagiełły idą pod Malbork, gdzie stawiły się 25 lipca.
[b]Niezbyt imponujące tempo – 100 kilometrów w dziesięć dni.[/b]
Już Jan Długosz wypominał wielokrotnie królowi i jego dowódcom, że nie przyspieszyli marszu swoich wojsk.
[b]Kiedy tam dotarli, zamku bronił już komtur odległego od pola bitwy o jakieś 120 kilometrów Świecia Henryk von Plauen, do którego zdążyła dotrzeć wiadomość o klęsce. On też miał prawie 100 kilometrów do Malborka.[/b]
Malbork był nie do zdobycia w wyniku oblężenia, można go było jedynie zająć z zaskoczenia, jakimś błyskawicznym atakiem. Ale zadajmy sobie pytanie, czy naprawdę celem Jagiełły było zdobycie Malborka i skasowanie państwa krzyżackiego?
[b]Właściwie dlaczego nie?[/b]
Paweł Jasienica snuje rozważania, że Litwa nie była jeszcze zbyt pewna i warto było mieć pod bokiem ewentualnego sojusznika.
[b]Teorię Jasienicy potwierdzałby zawarty w 1411 roku pokój toruński, bardzo dla Krzyżaków korzystny.[/b]
Czy tak bardzo? W jego wyniku Litwa odzyskała Żmudź, a Polska – ziemię dobrzyńską. Zakon od tego czasu jest zepchnięty do defensywy i pamięta o tym, co się stało, choć jego potęgę złamała dopiero wojna trzynastoletnia prowadzona już przez syna Jagiełły, Kazimierza Jagiellończyka, i drugi pokój toruński.
[b]Ale czy samo grunwaldzkie zwycięstwo nie zostało zmarnowane?[/b]
Nie bardzo wiem, co jeszcze moglibyśmy zrobić, poza tym, że jednak mogliśmy pod Grunwaldem przegrać. Gdyby nawet zajęto Malbork, to trzeba by po drodze zdobyć mniejsze zamki, co wcale nie było proste. Jesienią, po odejściu spod murów Malborka wojska Jagiełły pokonały jeszcze Krzyżaków, którzy szybko znaleźli najemnych rycerzy i wystawili liczną armię pod Koronowem.
[b]Ta wojna jeszcze wzmocniła Polskę.[/b]
Nie lubię tego słowa, ale byliśmy kimś w rodzaju mocarstwa regionalnego i z naszym zdaniem w tej części kontynentu trzeba się było liczyć. Choć pamiętajmy też, że jeszcze chwila i karawele ruszyły na podbój Nowego Świata i pod władzę europejskich władców trafią przestrzenie zupełnie niezwykłe. Za miedzą rośnie nam państwo carów, pada Konstantynopol i wzrasta potęga Turcji – Europa zmieniała się w szybkim tempie.
[b]My tu o Grunwaldzie, a w tę niedzielę przypada 400 lat od innej fantastycznej wiktorii.[/b]
4 lipca 1610 roku wojska polskie dowodzone przez hetmana Stefana Żółkiewskiego rozbiły pod Kłuszynem, wsią leżącą 150 kilometrów od Moskwy, wojska rosyjskie. 6 tysięcy Polaków pobiło 35-tysięczną armię szwedzko-rosyjską.
[b]Ech, gdzie te czasy…[/b]
To dzięki temu zwycięstwu królewicz Władysław został obwołany carem, a Żółkiewski stał się jedynym wodzem, który wkroczył do Moskwy.