Pożegnania i urojenia

Polityka wschodnia – polemika. Sąsiedzi na Wschodzie mogą nas lubić lub nie, ale w naszym interesie jest, by wzmocnili zdolność do tworzenia stabilnych struktur państwowych, zapewniając minimum strategicznej stabilności na polskiej granicy

Aktualizacja: 09.07.2010 16:27 Publikacja: 09.07.2010 15:34

Pożegnania i urojenia

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Red

Artykuł Bartłomieja Sienkiewicza („Rz”, 29 – 30 maja 2010), w którym autor żegna się z proponowaną przez Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego koncepcją polskiej polityki zagranicznej na okres po upadku komunizmu, wzbudził nasze zdziwienie. Sienkiewicz błędnie zinterpretował koncepcję Giedroycia-Mieroszewskiego, przykrawając ją do własnych, niezbyt klarownych wyobrażeń o pożądanej polityce wschodniej. Pod pozorem krytyki „ubranej w giedroyciowski kostium polityki wschodniej” miesza on ze sobą różne płaszczyzny analizy: poziom celów strategicznych z narzędziami zastosowanymi do ich osiągania.

Czyni to nie po raz pierwszy (vide jego teksty z 2002 r.). Nadto jego uwaga skupiona jest wyłącznie na stosunkach międzyrządowych, podczas gdy na dłuższą metę równie ważna jest budowa właściwych stosunków między narodami. Nie dziwi zatem, że w ostatecznym rezultacie polityka wschodnia w ujęciu Sienkiewicza sprowadza się do nadziei i niesprecyzowanych korzyści związanych z polityką wobec Rosji.

Z kolei polemika Pawła Kowala z tekstem Sienkiewicza („Rz”, 12 czerwca 2010) świadczy o tym, że polityka wschodnia – rozumiana szerzej aniżeli relacje Polska – Rosja – stała się od kilku lat, w wyniku zaniechania ze strony innych sił politycznych, polem harców dla jednej tylko opcji, a jakość prezentowanych przez tę opcję koncepcji nie jest wysoka.

[srodtytul]Nie muszą nas lubić[/srodtytul]

Cóż zatem pisali przed prawie 40 laty autorzy krytykowanej przez Sienkiewicza koncepcji, która rzekomo dzisiaj już „straciła sens”? Po pierwsze, zakładali i przewidzieli nieuchronność rozpadu bloku sowieckiego i samego ZSRR, a zatem powstanie na wschód od Polski pasa niepodległych państw: Ukrainy, Białorusi i Litwy. Przewidzieli też unifikację Niemiec, a biorąc pod uwagę nowy układ europejski, także możliwość pojednania polsko-niemieckiego i uzyskania wsparcia Niemiec w procesie włączania Polski do struktur europejskich. Już tylko to wskazuje, że wbrew sugestiom Sienkiewicza koncepcja Giedroycia-Mieroszewskiego w żadnym wypadku nie ograniczała się do wąsko rozumianej polskiej polityki wschodniej: była to wizja Polski w Europie i w jej ramach – polityki wschodniej.

Z kolei ich sposób widzenia stosunków między Polską a wschodnimi sąsiadami można ująć w kategoriach trzech interesów:

1. istnienie względnie stabilnego pasa państw oddzielających nasz kraj od Rosji;

2. możliwie przyjaznych i bliskich stosunków między Polską a tymi państwami;

3. dobrych stosunków z Rosją, pod warunkiem, iż nie będą one osiągnięte kosztem interesów naszych najbliższych wschodnich sąsiadów.

Nie ma natomiast w tekstach Giedroycia i Mieroszewskiego nic, co uzasadniałoby traktowanie ich koncepcji, jak czyni to Sienkiewicz, w kategoriach misji cywilizacyjnej, jaką Polska miałaby nieść narodom położonym na wschód od jej granic. O ile z pewnością poważnie traktowali oni misję „Kultury” w promowaniu realistycznego myślenia Polaków o racji stanu, o tyle ich podejście do przyszłej polityki polskiego państwa było pozbawione wątków emocjonalno-ideologicznych.

Jeżeli pierwszy z wymienionych interesów uznamy za strategiczny cel minimum, to fakt, że pani prezydent Grybauskaite szuka intensywnie zbliżenia ze Szwecją, a nie z Polską, jest bez znaczenia. Dopóki Litwa umacnia swą suwerenność w układzie europejskim, dopóty służy to polskiej racji stanu. Nadto tylko taka (europejska) orientacja państwa litewskiego zwiększy w dłuższej perspektywie skuteczność naszych działań na rzecz poprawy sytuacji Polaków w tym kraju. Podobnie rzecz się ma z Białorusią Łukaszenki i Ukrainą Janukowycza. Ukraińcy nie muszą nas kochać: wystarczy, że istnieje niepodległe państwo ukraińskie

– sąsiad, nie przeciwnik – gotowe współpracować z Polską.

Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby nasze stosunki z tymi krajami, a właściwie przede wszystkim z Ukrainą, były lepsze, „ponadstandardowe”. Byłoby też lepiej, gdyby Białoruś była państwem demokratycznym. Ale atrakcyjność naszego strategicznego celu minimum polega na tym, że pokrywa się on z historyczną racją stanu tych narodów: mogą nas lubić lub nie, ale w naszym interesie jest, by uzyskały one i wzmocniły zdolność do tworzenia stabilnych struktur państwowych, budując podstawy dynamicznego wzrostu gospodarczego i cywilizacyjnego.

Tu właśnie tkwi sprzeczność między interesem Polski a rosyjskim interesem rekonstrukcji imperialnego obszaru, nawet jeśli taka rekonstrukcja odwołuje się dzisiaj do wariantu minimum – jako swoista aplikacja „rządów pośrednich”. Dla Rosji imperialnej perspektywa umocnienia się na tym obszarze stabilnych, suwerennych struktur polityczno-gospodarczych jest nie do zaakceptowania, albowiem przekreśla szansę osiągnięcia jej podstawowego celu: ustanowienia „rządów pośrednich” (zwłaszcza na Ukrainie i Białorusi). Dlatego nie są bezpodstawne obawy wyrażane przez niektórych komentatorów, iż zauważalny ostatnio zwrot w polityce Rosji ku zbliżeniu z Polską i Europą może mieć również na celu uzyskanie ustępstw politycznych kosztem Ukrainy i Białorusi. A przynajmniej milczenia.

[srodtytul]Ukraiński dorobek[/srodtytul]

Takie spojrzenie na „pożegnanie” Bartłomieja Sienkiewicza z koncepcją Giedroycia-Mieroszewskiego – przepraszamy: „giedroyciowskim kostiumem polityki wschodniej” – ujawnia w całej pełni bezsens jego stanowiska. Po pierwsze przyjęcie polityki wynikające z tej koncepcji nie wymaga, by kraje te były przyjazne, demokratyczne itp. Wystarczy, że istnieją jako nieagresywne, gotowe do współpracy państwa suwerenne, zapewniając minimum strategicznej stabilności na polskiej granicy. A taki rezultat nie jest nam dany raz na zawsze. Jest to, parafrazując Renana, codzienny, nieustanny plebiscyt.

Po drugie porażki w polityce Polski na tym terenie nie dotyczą samej koncepcji strategicznej (klęski w osiągnięciu celu minimum jako żywo nie odnotowaliśmy), ale przede wszystkim chwalebnych w sumie prób polskich elit, aby wyjść poza strategiczny cel minimum i uczynić krok dalej. Mamy tu na myśli próby osiągnięcia drugiego z wymienionych wyżej celów, podjęte z myślą o uzyskaniu demokratycznej wartości dodanej – przybliżenia demokratyzującej się Ukrainy do struktur europejskich i transatlantyckich.

Tu na przeszkodzie stanęły czynniki od nas niezależne, a także związane po części z zastosowanymi przez nas narzędziami politycznymi. W skrócie: nie byliśmy i nadal nie jesteśmy w stanie wpłynąć na zasadniczy kształt ukraińskiego społeczeństwa i sceny politycznej czy na wyniki wyborów w Ukrainie ani zmienić z dnia na dzień natury reżimu białoruskiego. Fakt, że występują dzisiaj w obu krajach tendencje, które mogą nam nie odpowiadać, w żaden sposób nie podważa zasadności bronionej przez nas koncepcji.

Ale czy polskie wysiłki były rzeczywiście beznadziejnie naiwne i nieskuteczne? Pisze Sienkiewicz: „Cała polska obecność polityczna na Ukrainie od 2004 roku nie potrafiła powstrzymać procesu autodestrukcji [Ukrainy], tym samym obnażając bezradność Rzeczypospolitej wobec jej głównych, zdawałoby się, sojuszników na Wschodzie”.

Gdyby potraktować poważnie opinie tego eksperta, to wynika z nich tylko, że znaleźliśmy się w tej samej lidze co USA, Niemcy czy Francja. Żaden z tych krajów nie jest w stanie spełnić kryterium zaproponowanego przez Sienkiewicza („powstrzymać proces autodestrukcji”). Byłoby to zresztą w każdej sytuacji przedsięwzięcie nierealne.

Dzięki fantastycznemu zbiegowi okoliczności, kultywowaniu stosunków z Kijowem (od Wałęsy do Kwaśniewskiego) i zdolności do szybkiej reakcji Polska od lata 2004 do początku 2005 r. odegrała rolę daleko wykraczającą poza jej aktualny potencjał gospodarczy czy polityczny. Zapewniamy pana Sienkiewicza, że w tym właśnie momencie Waszyngton był w pełni zależny od tego, co Polacy zdołają w Kijowie wynegocjować. Podobnie jak reprezentujący podówczas Unię Europejską Javier Solana. A że skończyło się tak, jak się skończyło? Trudno. Ale nie zaczynamy dzisiaj od nowa. Warto się też zastanowić, w jaki sposób trwający niemal pięć lat okres znacznego zbliżenia Polski i Ukrainy umożliwił pośrednio realizację innych polskich interesów, w tym w Europie Zachodniej. Partnerstwo Wschodnie nie spadło z nieba tylko dlatego, że Sikorski i Bildt tak się pewnego dnia umówili. To partnerstwo trzeba było niejako wyrąbać, rzucając na szalę całe dobre i złe doświadczenie zgromadzone przez Polskę na Wschodzie w ostatnim dwudziestoleciu. Co z tym partnerstwem zrobimy, to odrębna sprawa.

Co do narzędzi realizacji naszych interesów, tj. polityki zagranicznej i stanu naszej dyplomacji, to w wielu punktach trudno się z Sienkiewiczem nie zgodzić. Ale przecież nie można obciążać Giedroycia i Mieroszewskiego odpowiedzialnością za błędy popełniane przez polskich polityków i niedostatki polskiej dyplomacji. Jest natomiast z pewnością karykaturą rzeczywistości stwierdzenie, że cały dorobek w kontaktach z Ukrainą po 2004 r. sprowadził się do lwowskiego Cmentarza Orląt. Tak można pisać teksty kabaretowe, nie analizy polityczne.

[srodtytul]Środkowoeuropejski karzeł[/srodtytul]

Co w zastępstwie dotychczasowych głównych założeń polityki wschodniej – mylnie utożsamianych jedynie z jedną opcją polityczną i jej nie do końca przemyślanymi pomysłami – proponuje nam Sienkiewicz? Co proponuje po pożegnaniu z Giedroyciem? Tu Sienkiewicz zamienia się w Pytię delficką. Pisze: „obydwie strony pominą milczeniem to, co się stało, i zaczną szukać innych pól dialogu niż przynależność Ukrainy do wschodniego lub zachodniego kręgu cywilizacyjnego”. Interesujące. Czy tego miałyby dotyczyć międzyrządowe rozmowy polsko-rosyjskie, stanowić ich fundament? Jakie to pola dialogu ma ekspert na myśli? Brak odpowiedzi. Z pewnością jednak, jak twierdzi, za polski „certyfikat” normalnej państwowości Rosja powinna Polsce zapłacić. Ile i za co konkretnie? W miejsce giedroyciowskiego kostiumu mamy nie tyle „syndrom Telimeny”, jak chce Paweł Kowal, ile urojenia słabo zorientowanego w warunkach rynkowych entreprenera.

Urojeniem jest też „jagiellonizm” w wydaniu Pawła Kowala jako antidotum na prezentowany przez Sienkiewicza typ realizmu. Lektura jego polemiki sprawia wrażenie, że ten zdolny polityk PiS nie odrobił lekcji z historii Polski, zwłaszcza z historii gospodarczej. Fundamenty tak chwalonego przez niego dawnego, historycznego „jagiellonizmu”, zwłaszcza fundamenty gospodarcze, były dramatycznie kruche, a zakorzenienie w Europie Zachodniej – wybiórcze i jednostronne. Zachęcamy do lektury prac Mariana Małowista, Henryka Samsonowicza, Antoniego Mączaka.

Dodajmy, że termin „polityka jagiellońska”, podobnie jak „polityka piastowska”, mimo powierzchownych analogii jest współcześnie mylący, odnosi się do całkowicie odmiennych uwarunkowań politycznych niż w epoce od XIV do XVII wieku, a także w czasie pierwszej wojny światowej i okresie międzywojnia. Polska polityka wschodnia, o ile ma być skuteczna, musi być polityką europejską i transatlantycką (w sferach ważnych dla polskiego interesu), a więc brać pod uwagę inne niż dotąd parametry sytuacyjne.

Tym, co w polemice Kowala z Sienkiewiczem jest warte namysłu i szybkiej reakcji, jest kwestia polityki środkowoeuropejskiej (szeroko rozumianej, a zatem sięgającej nie tylko Czech czy Węgier i Słowacji, ale również Rumunii, Mołdawii etc.). Polityki nie tyle wprzęgniętej bezpośrednio i prymitywnie w rydwan „dawania odporu” Rosji, jak to sobie jeszcze niedawno wyobrażano, ile polityki samoistnej, konstruktywnej, utwierdzającej naszą obecność i rolę w Unii Europejskiej – także w perspektywie relacji europejskiej Północy i Południa. Dzisiaj Europa Środkowo-Wschodnia pozostaje tylko akronimem. Ten historycznie peryferyjny region Europy jest obecnie – mimo politycznych zawirowań i nie zawsze trafnych decyzji gospodarczych oraz obecnego kryzysu – przykładem modernizacyjnego sukcesu. Natomiast jako „byt polityczny”, jako czynnik liczący się w polityce europejskiej – jest nadal karłem. Zmiana tego stanu rzeczy jest realnym wyzwaniem. W przemyśleniach Giedroycia i Mieroszewskiego sprawa ta pojawiała się jednak marginalnie – jak u większości polskich pisarzy politycznych. Nie ma tu zatem mowy ani o „powitaniach”, ani o „pożegnaniach”. Radzić musimy sobie sami.

[i]—Antoni Z. Kamiński, Henryk Szlajfer[/i]

[i]Antoni Z. Kamiński, profesor w ISP PAN i Collegium Civitas. Henryk Szlajfer, profesor ISP PAN i Uniwersytetu Warszawskiego, redaktor naczelny kwartalnika „Sprawy Międzynarodowe”, członek zespołu negocjującego kompromis „okrągłego stołu” w Kijowie w 2004 r. Obaj są współautorami raportu „Polityka bez strategii. Bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej i Polski w perspektywie ładu globalnego”, ISP PAN 2008[/i]

Artykuł Bartłomieja Sienkiewicza („Rz”, 29 – 30 maja 2010), w którym autor żegna się z proponowaną przez Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego koncepcją polskiej polityki zagranicznej na okres po upadku komunizmu, wzbudził nasze zdziwienie. Sienkiewicz błędnie zinterpretował koncepcję Giedroycia-Mieroszewskiego, przykrawając ją do własnych, niezbyt klarownych wyobrażeń o pożądanej polityce wschodniej. Pod pozorem krytyki „ubranej w giedroyciowski kostium polityki wschodniej” miesza on ze sobą różne płaszczyzny analizy: poziom celów strategicznych z narzędziami zastosowanymi do ich osiągania.

Czyni to nie po raz pierwszy (vide jego teksty z 2002 r.). Nadto jego uwaga skupiona jest wyłącznie na stosunkach międzyrządowych, podczas gdy na dłuższą metę równie ważna jest budowa właściwych stosunków między narodami. Nie dziwi zatem, że w ostatecznym rezultacie polityka wschodnia w ujęciu Sienkiewicza sprowadza się do nadziei i niesprecyzowanych korzyści związanych z polityką wobec Rosji.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy