Sylwetka byłej szefowej dyplomacji Anny Fotygi

Nie lubił jej cały resort. Zdaniem jednych z powodu chaosu, jaki wprowadzała, według innych, bo stawiała trudne cele

Publikacja: 16.10.2010 01:01

Sylwetka byłej szefowej dyplomacji Anny Fotygi

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Anna Fotyga niespodziewanie stała się czołową postacią do spraw polityki zagranicznej w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. I bardzo ostro ruszyła do boju. Oświadczyła, że miejsce premiera Tuska po katastrofie w Smoleńsku „było w pozycji na baczność, w błocie i ciemności przy ciele prezydenta, a nie w uścisku Putina”. „Z tego uścisku już się pan nie wywinie” – prorokowała. Ujawniła, że minister Sikorski podczas swojej wizyty w Moskwie „został odprawiony od drzwi Kremla”. Twierdziła, że Tusk i Putin prowadzili „potworną grę”, która miała wyeliminować z polityki Lecha Kaczyńskiego, katastrofa smoleńska mogła być zamachem, a szef polskiego rządu robił coś, co jest bliskie zdradzie. To wszystko w ciągu kilkunastu dni.

Była minister spraw zagranicznych ma podobno ze strony Jarosława Kaczyńskiego zielone światło na wszelkie ostre wypowiedzi. To ona, a nie np. Paweł Kowal, dziś przemawia w imieniu Prawa i Sprawiedliwości w sprawach polityki zagranicznej.

Dlaczego to powrót i awans dość niespodziewany? Wcześniej Anna Fotyga była raczej faworytką śp. prezydenta niż Jarosława Kaczyńskiego. Za czasów, kiedy szef PiS był także szefem rządu, co rusz pojawiały się plotki, że chce zdymisjonować Fotygę ze stanowiska szefa dyplomacji. Nigdy do tego nie doszło, ale wokół pani minister trwała nieustanna gra tych, którzy bardzo chcieli się jej pozbyć, i tych, którzy stawali na głowie, by pozostała.

Fotygi nie cierpiał warszawsko-krakowski salon i stojące u jego boku media. Nie cierpiała jej duża część pracowników MSZ, którzy zaliczają się do śmietanki tegoż salonu. Bronił jej z jednej strony śp. prezydent Lech Kaczyński, bo ją znał, cenił i obdarzał zaufaniem, oraz Michał Kamiński, który – jak opowiadają zwłaszcza politycy PiS – miał dzięki niej wpływ na wiele ważnych decyzji, które wiązały się z polityką zagraniczną.

[srodtytul]Karzeł wysyłany na leczenie[/srodtytul]

Prezydent Lech Kaczyński mówił o niej tak: „Podziwiam odwagę Anny Fotygi. Jest ona obiektem tak wielkiej agresji, że niejeden mężczyzna by tego nie wytrzymał. Jedyny grzech pani minister polega na tym, że nie należy do korporacji, która opanowała polską dyplomację. Korporacji stworzonej w największym stopniu przez prof. Bronisława Geremka”.

Co do agresji, to prawda. Na minister Fotydze media używały sobie do woli, czołowe postaci polskiego życia publicznego obrażały ją i spotykało się to z pełnym zrozumieniem i akceptacją głównych mediów i warszawsko-krakowskich salonów. Władysław Bartoszewski mówił tak: „W Polsce jest 20 milionów kobiet i mogę mówić o tych 19 milionach 999 tysiącach i 999. A o tej jednej – nie, bo już dawno stwierdziłem, że działalność karłów moralnych nie jest warta publicznej uwagi”. Profesor Tomasz Nałęcz, obecnie doradca prezydenta Komorowskiego, całkiem niedawno ogłosił, że takie osoby jak minister Fotyga „trzeba leczyć”.

Jej następca Radosław Sikorski powiedział jakiś rok temu, kiedy Anna Fotyga oświadczyła publicznie, że jest naprawdę „głęboko poraniona przyglądaniem się temu, co się dzieje z polską polityką zagraniczną”: „Wiem, że jest poraniona, bo była ofiarą wypadku drogowego”.

Była i jest rozżalona za ostre ataki na siebie. Ale umie tez odpowiedzieć z błyskiem. Na posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych, gdy występowała jako kandydatka na stanowisko ambasadorskie, powiedziała: „Usłyszeliście państwo życiorys człowieka, o którym się mówiło, że jest tłumokiem, kuchtą, idiotką i nie będę dalej cytować”.

Anna Fotyga jest dobrym symbolem problemów, które miał rząd PiS i cała partia. Łączy w sobie dwie cechy – jasną, identyczną z braćmi Kaczyńskimi wizję zmiany w sposobie uprawiania polityki, w tym przypadku zagranicznej, z nieufnością i brakiem umiejętności pozyskiwania sympatyków, fatalną współpracą z mediami i trudnym, wybuchowym charakterem.

Od razu stała się bardzo łatwym celem zmasowanych ataków ze strony ogromnej antypisowskiej orkiestry. Tak jest zresztą do dziś. Ale Fotyga nie utrudnia swoim przeciwnikom zadania.

Media uwielbiały opowiadać, jak bardzo niekompetentna jest jako minister. Tymczasem miała solidne przygotowanie do pełnienia tej funkcji. Pracowała w „Solidarności” w 1981 roku jako członek zespołu ds. polityki zagranicznej, a po 1989 roku przez dwa lata jako szefowa komisji ds. międzynarodowych. Odbyła staż w amerykańskim Cornell University, studiowała w duńskiej Szkole Administracji Publicznej. Spędziła też jakiś czas w Departamencie Pracy USA, Federalnej Izbie Mediacji i Arbitrażu USA, Krajowej Szkole Administracji Publicznej, Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, Międzynarodowej Organizacji Pracy czy Banku Światowym.

Za czasów rządu AWS pracowała w Kancelarii Premiera i doradzała ówczesnemu premierowi Jerzemu Buzkowi w sprawach międzynarodowych. Potem startowała z listy PiS w wyborach samorządowych i została wiceprezydentem Gdańska u boku Pawła Adamowicza, prezydenta Platformy. Ich współpraca nie trwała długo, Fotyga zarzuciła, że „otoczenie prezydenta Adamowicza próbowało wmontować do zajmowania się unijnymi projektami osoby z kręgów biznesowych Platformy i PiS”. Koalicja została zerwana, zarzuty się nie potwierdziły.

[srodtytul]Umiała grać va banque[/srodtytul]

Startowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego i zdobyła mandat. Ale kiedy tylko prezydent Lech Kaczyński poprosił ją, by wróciła do Polski i została wiceministrem spraw zagranicznych u boku Stefana Mellera, wróciła natychmiast. Była bezgranicznie lojalna wobec prezydenta, którego poznała jeszcze w 1981 roku, z którym pracowała w „Solidarności”. Mieli wówczas pokoje obok siebie.

Kiedy przyjechała do ministerstwa, szybko można było zauważyć, że między nią a ówczesnym szefem MSZ nie ma chemii. Każdy, kto zetknął się kiedyś z nieżyjącym już Stefanem Mellerem i z Anną Fotygą, wie dlaczego. To diametralnie różne osobowości. Meller – otwarty, dowcipny, jowialny, dusza towarzystwa. Fotyga – zamknięta, sucha, trudna w obyciu, bardzo konkretna.

Napięcie między nimi rosło, wola odsunięcia Stefana Mellera ze strony obu braci Kaczyńskich – także. Do kulminacji doszło, kiedy na pierwszą prezydencką podróż do USA zaproszono początkowo tylko wiceminister Fotygę, a nie ministra. W końcu poleciał i cały lot przegadał z prezydentem. Było jednak jasne, że ten węzeł prędzej czy później musi zostać przecięty.

I tak się stało. Kiedy powstała koalicja PiS – Samoobrona – LPR, Meller nie wytrzymał i opuścił rząd. Wtedy Jarosław Kaczyński wypowiedział pamiętne słowa: „odzyskaliśmy MSZ”. Fotyga, mimo próśb prezydenta, nie chciała jednak stanąć na czele MSZ. Niechętni jej powtarzają, że to dobrze o niej świadczy, bo znała swoje ograniczenia. Kazimierz Marcinkiewicz chciał, by na czele resortu stanął szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Zalewski. Rozmawiał o tym ponoć z Jarosławem Kaczyńskim. Opór stawiał prezydent. Wszystko wydawało się uzgodnione, kiedy nagle prezydent przekonał Fotygę i ta zgodziła się pokierować resortem. Jarosław Kaczyński natychmiast zmienił zdanie i polecił, by Zalewski pozostał w Sejmie, a Fotyga pokierowała MSZ.

Reakcje były łatwe do przewidzenia. Pierwszy z brzegu cytat oddający ton prasy z tamtych dni: „Nie bardzo mogę sobie wyobrazić, może mam za małą wyobraźnię, partnerskie spotkanie pani minister Fotygi choćby z Condoleezzą Rice czy Siergiejem Ławrowem. Takie rozmowy, nie wspominając już o wielostronnych spotkaniach w ramach NATO czy Unii Europejskiej, ją czekają, i to od zaraz – mówi, prosząc o anonimowość, dyplomata zaraz po jej mianowaniu, jeden z najbliższych doradców Stefana Mellera”.

A okazało się, że wbrew utrwalonej opinii, iż blokowała wszystkie rozmowy z Rosjanami, z ministrem Ławrowem rozmawiała niejeden raz i co więcej w tych kontaktach miewała sukcesy. Umiała być twarda i grać va banque. Rosjanie, którzy nie cierpieli rządu PiS, chcieli w ostatniej chwili odwołać jedną z jej wizyt. Przekazali informację, że Ławrow będzie zajęty przygotowaniami do szczytu G8 i do spotkania może nie dojść. Fotyga się tym nie zraziła. Odwołanie w ostatniej chwili spotkania na szczeblu szefów dyplomacji byłoby skandalem. Postawiła wszystko na jedną kartę i poleciała do Moskwy. Do spotkania doszło. Z tego starcia wyszła zwycięsko, choć polska prasa niespecjalnie to doceniała. Kiedy z kolei Ławrow przyjechał do Polski, największym wydarzeniem było to, że jedna z flag była zawieszona odwrotnie, co oczywiście uznano za winę Fotygi.

[srodtytul]Opór korporacji Geremka[/srodtytul]

Fotyga miała przeciw sobie niemal cały resort. Jedni twierdzą, że za to, iż wprowadzała chaos i paraliżowała pracę oraz wiecznie wszczynała konflikty, drudzy – że za to, iż naruszała układy, ujawniała niewygodne powiązania i stawiała trudne cele. Jak zwykle prawda pewnie leży gdzieś pośrodku.

Zwolennicy Fotygi podkreślają, że do resortu przyszła z twardym planem, by Polska stała się podmiotowym graczem na arenie międzynarodowej, nawet kosztem chwilowego pogorszenia relacji z niektórymi partnerami. W tej sprawie mówiła identycznym językiem z Lechem Kaczyńskim, zresztą wszyscy powtarzali, że działa w ścisłej współpracy z prezydentem. – Celem miało być osiągnięcie pozycji, która pozwoli kształtować politykę takich instytucji jak Unia Europejska i NATO, a nie tylko w niej uczestniczyć na zasadach wyznaczonych przez innych. W instytucjach, do których należymy, toczy się twarda gra o interesy poszczególnych członków tych instytucji. Pani minister przekonywała swoich współpracowników, że musimy te interesy dobrze rozumieć i obnażać je, by wygrać różne sprawy dla Polski.

Witold Waszczykowski: – Natrafiliśmy na wielki opór materii środowisk dyplomatycznych, ludzi dawnego systemu i korporacji Geremka, tej zblatowanej starej i nowej elity, dla której wszelkie zmiany były niewygodne. Oni uważali, że wejście do UE i NATO wszystko załatwiło, że jest już dobrze. A myśmy uważali, że wejście do tych struktur jest tylko środkiem do budowania naszego bezpieczeństwa i pozycji Polski, a nie celem samym w sobie. Oni byli już zmęczeni walką o wejście do struktur, teraz chcieli wreszcie odpocząć i wygodnie pożyć. Dyplomaci często ulegają presji krajów, w których pracują. Wymaganie od nich, by stale walczyli o nasz interes narodowy, jest trudne. Ta korporacja tego nie lubi.

Stąd, jak przekonują zwolennicy Fotygi, brała się nieufność, niechęć do tego, by urzędnicy MSZ brali udział w licznych spotkaniach i dyskusjach. W MSZ toczył się fundamentalny spór, czy jeździć i rozmawiać jak najwięcej, czy ograniczać kontakty i mówić twardym językiem naszych interesów. Była przekonana, że dyplomaci będą miękcy, że rozmawiając z innymi, będą szybko ulegać ich argumentom.

[srodtytul]Humorzasta szefowa[/srodtytul]

Jeszcze po przegranych przez PiS wyborach, pracując dla prezydenta Kaczyńskiego w jego kancelarii, zachowywała skrajną nieufność wobec polityki prowadzonej przez Radosława Sikorskiego. Kiedy udawał się do Stanów w sprawie tarczy antyrakietowej, poleciała niezależnie od niego, by mieć kontrolę nad sytuacją. Pamiętny był incydent, gdy nagle wezwała Sikorskiego przebywającego w Brukseli. Minister manifestacyjnie odwołał zaplanowane spotkania i gnając przez lotnisko, opowiadał dziennikarzom, jak to rzucił wszystko, bo go minister Fotyga wezwała.

Szczerze jej nie lubiono. Na przeszkodzie zapewne stał niełatwy charakter i spontaniczne, emocjonalne reakcje pani minister. Ofiarą tego padł jej obecny zwolennik Witold Waszczykowski. Kiedy był wiceministrem, miał pojechać do Chin i Korei. Wizyta od dawna zaplanowana, bilety za 30 tys. zł wykupione, hotele zarezerwowane i co najważniejsze – poumawiane spotkania. Wiceminister w dniu wyjazdu poszedł się pożegnać, ale – jak mówią świadkowie – źle trafił. Pani minister była po świeżej awanturze z kimś innym właśnie o to, jak często i dokąd urzędnicy MSZ powinni jeździć i się spotykać. Zapytała Waszczykowskiego: „A ty dokąd jedziesz? Nic o tym nie wiem, odwołaj wizytę!”. Nie było żadnej dyskusji, bilety poszły do kosza. Były minister nie chce do tego wracać, ale nie zaprzecza, że taka sytuacja miała miejsce.

[wyimek]Anna Fotyga ogłaszała stanowisko w polskich mediach i oczekiwała, że partnerzy je zrealizują. To fatalna metoda uprawiania polityki Paweł Zalewski[/wyimek]

Inny pracownik MSZ, który wcale nie wywodził się z „korporacji Geremka”, opowiada, że zawsze, kiedy chciał coś załatwić z panią minister, dowiadywał się u sekretarek, jaki humor ma szefowa i czy była już dziś jakaś awantura. – Jak była jakaś scysja wcześniej, to nie było po co wchodzić, i tak nic bym nie załatwił. Zawsze podczas rozmów ona siedziała, ja stałem, nie poprosiła, bym usiadł czy napił się kawy.

Fotyga wspierała prezydenta w tym, by zerwał zaplanowany szczyt polsko-niemiecko-francuski po tym, jak w mało istotnej niemieckiej gazecie ukazał się brukowy tekst naśmiewający się z polskiego prezydenta, jego brata i matki. Pani minister bardzo zależało, aby publicznie ukazało się jej porównanie niemieckiej gazety do „Sturmera”.

W PAP pojawiła się wówczas jej długa wypowiedź, z której wypadło porównanie do nazistowskiej gadzinówki. Mimo że wypowiedź była autoryzowana, pani minister zrobiła wielką awanturę, do prezesa agencji Piotra Skwiecińskiego dzwonili z interwencją minister skarbu Wojciech Jasiński i sam premier Jarosław Kaczyński.

Chodziło o to, że reporter PAP spisał wypowiedź pani minister, wybrał z niej kilka zdań, ale nie to, w którym porównywała „Tageszeitung” do „Sturmera”. Wypowiedź autoryzował u rzecznika MSZ i depesza poszła w świat. Pani minister uznała jednak, że chce, by było o „Sturmerze”. – Nie było problemu, mógł jej rzecznik zadzwonić do reportera i poprosić, dodalibyśmy to zdanie, to była normalna praktyka agencji prasowych – wspomina Skwieciński. Ale pani minister użyła ministra skarbu i prezesa PiS, by w tej sprawie interweniowali u prezesa PAP.

Inny przykład niekonwencjonalnych zachowań minister Fotygi przytacza jeden z pracowników MSZ. Kiedy uchwalono ustawę o Państwowych Zasobach Kadrowych, ktoś przekonał ją, by mianowała odsuniętego na boczny tor Ryszarda Schnepfa na jakieś kierownicze stanowisko choćby na chwilę w dniu wejścia w życie ustawy, bo dzięki temu automatycznie wszedłby w skład tychże zasobów. Fotyga uznała, że trzeba być fair wobec niedawno pozbawionego wszelkich funkcji wiceministra i zabezpieczyć mu przyszłość. Wieczorem jednak zareagował – według relacji mojego źródła – ktoś, kto miał na Fotygę wpływ, a kto nie lubił Schnepfa, i przekonał ją, by natychmiast go odwołała, zanim ustawa zdąży nabrać mocy prawnej. Odwołanie musiało nastąpić przed północą, liczyły się minuty. Do domu Schnepfa został posłany funkcjonariusz BOR, by wręczyć mu dymisję z funkcji, na którą został mianowany kilka godzin wcześniej. Inna osoba z kręgów PiS, która znała sprawę, ostrzegła jednak Schnepfa, by nie otwierał nikomu drzwi. Oficer BOR nikogo w domu nie zastał. Schnepf został oczywiście odwołany następnego dnia, ale zgodnie z zapisem ustawy wszedł w poczet PZK.

Anna Fotyga źle znosiła jakąkolwiek krytykę. Podczas wręczania dyplomów Akademii Dyplomatycznej przemawiał jeden z absolwentów i pozwolił sobie na zawoalowaną uwagę pod adresem pani minister. Fotyga zdenerwowała się i świeżo upieczonego absolwenta kazała wyrzucić z MSZ. Okazało się to niemożliwe. Poza tym urzędnicy, którym to zleciła, zastosowali obstrukcję. Z relacji pracowników MSZ wynika, że obstrukcję wobec jej decyzji stosowali nierzadko i ludzie, który przyszli do „gmachu” za rządów PiS.

Za krytykę Anny Fotygi wysoką cenę zapłacił Paweł Zalewski, wówczas czołowy polityk PiS. Podczas kluczowych negocjacji na temat unijnego traktatu toczyły się słynne targi o sposób liczenia głosów. Osiągnięte w końcu porozumienie prezydent Kaczyński uznał za swój wielki sukces. Ale nie wszyscy podzielali te oceny. Zalewski, ówczesny szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, podobnie jak duża część komentatorów podważał efekty szczytu. Na posiedzeniu Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych zadał publicznie pytania o efekty negocjacji. Ze sposobu zadawania pytania było widać wyraźnie, że dystansuje się od pani minister.

Klika dni później powiedział o tym spotkaniu w TOK FM: „Muszę przyznać, że zamiast uzyskać jednoznaczne potwierdzenia minister spraw zagranicznych Anny Fotygi, mamy coraz więcej pytań. Minister Fotyga w kluczowych kwestiach odmawiała odpowiedzi, kierując się ważnym interesem państwa”. Za te słowa zapłacił szybko. W akcję retorsji został włączeni i Lech, i Jarosław Kaczyńscy. Prezydent zareagował bardzo ostro. „Moją znajomość z posłem Zalewskim uważam za zakończoną” – oświadczył. Tego samego dnia został zawieszony w członkostwie w PiS.

Zresztą między szefem Komisji Spraw Zagranicznych z PiS a panią minister spraw zagranicznych z tej samej partii stosunki nie układały się od początku dobrze. Spotkali się raz, na eleganckim lunchu. Nie zaiskrzyło i od tego czasu oboje politycy kontaktowali się tylko tyle, ile było konieczne.

Wiele osób, z którymi rozmawiałem, powtarza, że unikało kontaktów z panią minister. Opór stawiali jej także ci, którzy sympatyzowali z twardym kursem PiS w polityce międzynarodowej, ale nie radzili sobie z osobowością Fotygi. Pod jej adresem słyszę wiele rozmaitych zarzutów, które trudno zweryfikować. Ale buduje się z nich obraz osoby trudnej we współpracy i dość niepewnej w relacjach z innymi, zwłaszcza ludźmi z innej bajki.

Za to zupełnie inne relacje dochodziły z Pałacu Prezydenckiego. Anna Fotyga – jeszcze jako minister – była tam stałym gościem i osoby, które obserwowały relacje prezydenta i szefowej MSZ, mówią o bardzo ciepłych kontaktach.

Paweł Zalewski: – Anna Fotyga była osobą bardzo lojalną wobec prezydenta, z którym potrafiła się doskonałe porozumieć. Ale doprowadziła do bardzo poważnych szkód w polskiej dyplomacji. Przyjęła fatalną metodę w realizowaniu postulatów, z których część miała oparcie w rzeczywistości. Ta metoda sprawiła, że wiele słusznych celów nie zostało zrealizowanych. Jaka to metoda? – Anna Fotyga zrezygnowała z wykorzystania służby zagranicznej, dyplomatów. Polscy przedstawiciele nie jeździli, nie negocjowali. Anna Fotyga ogłaszała stanowisko w polskich mediach i oczekiwała, że partnerzy je zrealizują. To była fatalna metoda uprawiania polityki.

Inaczej to widzi zwolennik Fotygi, znany dyplomata: – Zdemonizowano jej politykę, zdemonizowano samą Fotygę. Nie każdy w końcu jest gwiazdą medialną. Ona popełnia tylko jeden błąd. Ponieważ widzi, że poważna dyskusja nie spotyka się z zainteresowaniem mediów, i wie, że cokolwiek zrobi, zostanie albo zignorowane, albo obrócone przeciwko niej, zaczęła używać bardzo ostrego języka. Myśli, że tylko w ten sposób wywoła reakcję. Ale to błąd, bo spycha siebie na margines.

Anna Fotyga niespodziewanie stała się czołową postacią do spraw polityki zagranicznej w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. I bardzo ostro ruszyła do boju. Oświadczyła, że miejsce premiera Tuska po katastrofie w Smoleńsku „było w pozycji na baczność, w błocie i ciemności przy ciele prezydenta, a nie w uścisku Putina”. „Z tego uścisku już się pan nie wywinie” – prorokowała. Ujawniła, że minister Sikorski podczas swojej wizyty w Moskwie „został odprawiony od drzwi Kremla”. Twierdziła, że Tusk i Putin prowadzili „potworną grę”, która miała wyeliminować z polityki Lecha Kaczyńskiego, katastrofa smoleńska mogła być zamachem, a szef polskiego rządu robił coś, co jest bliskie zdradzie. To wszystko w ciągu kilkunastu dni.

Była minister spraw zagranicznych ma podobno ze strony Jarosława Kaczyńskiego zielone światło na wszelkie ostre wypowiedzi. To ona, a nie np. Paweł Kowal, dziś przemawia w imieniu Prawa i Sprawiedliwości w sprawach polityki zagranicznej.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał