Podróż 33 chilijskich górników z czeluści zawalonej kopalni ku życiu była najbardziej oszałamiającym przejawem ludzkiej solidarności, wyobraźni i inteligencji od początku wieku. Nie powinniśmy wstydzić się światowej euforii towarzyszącej temu wydarzeniu ani sentymentalnym reakcjom na widok ocalałych górników. Przez moment cały świat mógł podziwiać, jak wspaniałą istotą potrafi być człowiek.
Oto wybór najbardziej efektownych interpretacji tego, co wydarzyło się od 5 sierpnia do 14 października na pustyni Atacama.
[srodtytul]1. Gdyby nie wilczy kapitalizm, w Chile w ogóle nie doszłoby do wypadku[/srodtytul]
Jak w kraju uważanym za modelowy przykład rozwoju mogło dojść do tak tragicznego w skutkach zawalenia w kopalni? To proste – winni są krwiożerczy kapitaliści, którzy nie pozostawiają górnikom innej możliwości niż praca w warunkach zagrażających życiu.
Weźmy przykład pierwszy z brzegu: Franklin Lobos był legendą chilijskiego futbolu. Nazywany magicznym moździerzem ze względu na znakomity strzał z dystansu, przez całe lata 80. grał w drugoligowej drużynie Cobresal z regionu Atacama. Cobre to po hiszpańsku miedź, sal – sól, a w herbie klub miał hełm górnika, jednak Franklin właśnie po to grał w piłkę, zaliczając nawet występ w reprezentacji olimpijskiej Chile, by nie musieć zjeżdżać co dzień do kopalni.
Po zakończeniu kariery pracował przez kilka lat jako taksówkarz, ale około 2005 roku pieniądze wyszły, nie starczało na opłatę nauki dla dwóch córek, Franklin nie miał wyboru – zatrudnił się w kopalni, którą kiedyś reprezentował na boisku. Pierwszy wypadek przeżył już w pierwszym roku pracy; w kopalni wybuchł pożar, wyjście zostało zablokowane, Franklin przez cały dzień tkwił w pułapce. – Teraz wiem, co to znaczy wdychać pył i dym po to, by zarobić pieniądze, żeby pójść na mecz Cobresal – mówił po wyjściu spod ziemi.