Nie jest problemem pytanie, czy Rymkiewicz jest wielkim pisarzem, bo wszystko nam mówi, że jest. Ma zniewalającą mocną frazę, wręcz magnetyczną, hipnotyzującą. Nikt ze współczesnych nie pisze tak jak on, nikt z eseistów nie ma tak dobrze ustawionego głosu, nikt nie jest tak zakorzeniony w tradycji, jednocześnie nawiązując dialog ze współczesnością.
Czytając Rymkiewicza, człowiek ma poczucie uczestnictwa w jakimś niesamowitym święcie, pisarz magią słów przenosi nas w zamierzchłe epoki, unaocznia nam przez detal, anegdotę, supozycję, wątpliwość blask dawnych czasów, odkurza dla nas zapomniane księgi, wertuje nieczytelne notatki. I jest hipnotyzerem.
Jego narracyjna maszyna jest w stanie generować dowolny w zasadzie przekaz, gdyż forma eseju, jaką przez lata wypracował, pełna złudnego, autoironicznego z pozoru dystansu, uwalnia się od logiki wywodu, jawnie lekceważy prawdę historyczną i narzuca wolę pisarza z dezynwolturą pomijającego niewygodne fakty, mieszającego prawdę z historycznych kronik z poetyckim zmyśleniem, z zaciśniętymi zębami cedzącego przekleństwa pod adresem inaczej myślących, uderzając w patos nieznoszący sprzeciwu.
[srodtytul]Potencjał zaczadzenia[/srodtytul]
Dlaczego Platon wykluczył poetów z Państwa? Dlaczego nie widział dla nich miejsca w idealnej Republice? Różne padają odpowiedzi na to pytanie, egzegeci raz przemilczają sprawę, bagatelizują, kiedy indziej wikłają się w drobiazgowe rozważania zrozumiałe tylko dla garstki filologów. Dla mnie najbardziej przekonująca jest interpretacja nadana temu platońskiemu gestowi przez filozofów analitycznych.
Twierdzą oni, że wykluczenie owo było spowodowane zaburzeniem, jakiego dyskurs publiczny doznaje wskutek oszołomienia poezją. Świetnie pisał o tym przed laty Alfred Gawroński, opatrując swój zbiór esejów kapitalnym mottem z Ludwiga Wittgensteina. „Filozofia jest walką przeciw zaczarowaniu rozumu przez język”.