Tekst absurdalnie przerysowany
Styl całości na pewno zachwaszczony przez paroletnie aportowanie Bierutowi – ale ostatecznie coś w tym jest z dawnego pisarza i jako obserwacja, i jako język" – komentował tekst Jan Lechoń. Nawet wżeniony w rodzinę Croce Herling-Grudziński chętnie potraktowałby ten artykuł jako propagandowe bzdury, ideologiczny haracz, jaki składa pisarz wracający z Zachodu. Ale jak miała się wytłumaczyć Jeleńska, w której usta Iwaszkiewicz włożył uwagę o niegościnności gospodarzy? Mogła liczyć jedynie, że życzliwi zauważą, iż tekst jest absurdalnie przerysowany: „Przecież ostatecznie ktoś, kto w małym, ujmująco skromnym i na pierwszy rzut oka prawie niepozornym Crocem zobaczył gigantycznego potwora, polipa wysysającego wszystkie soki żywotne ze swoich córek, ten bez zająknienia może już chyba dodać »od siebie« taki »drobiazg dla podmalowania tła rozkładającego się liberalizmu europejskiego«, jak Pani rzekome ostrzeżenie o skąpstwie w domu »ostatniego Europejczyka«". Rena Jeleńska pisała, że artykuł Iwaszkiewicza był dla niej nieprzyjemny: „A mnie specjalnie przykro, że tę żmiję zaprowadziłam do Croce'ów". Ale nie miała zamiaru z tego powodu zrywać relacji z bliskim jej Jarosławem. Całą sprawę kwituje żartem, że przyjaciel jest „utalentowany, ale nie inteligentny". Rena doskonale znała podwójność Iwaszkiewicza, w którym ścierały się „polska" i „ludzka" racja stanu.
W swoim niefortunnym artykule Iwaszkiewicz stwierdził, że pod nieobecność Jeleńskiej tłumaczył córkom Crocego, jak bezsilna jest emigracja. Milczał skwaszony, kiedy przypominały mu o „Innym świecie" Herlinga i „Na nieludzkiej ziemi" Czapskiego. „Marność emigracji" powraca w listach do Jeleńskiego niczym lejtmotyw. Iwaszkiewiczowi nie zależało przy tym, aby Kot żałował własnej sytuacji, ale raczej, aby zrozumiał racje krajowca. Przekonywał, jakim szczęściem jest dla niego obecność w ojczyźnie. „On jest tym zdziwiony i pyta się: »Więc dla ciebie jest ważniejsze to, że jesteś Polakiem niż to, że jesteś pisarzem?«. Nikt mnie jeszcze tak nie zapytał – sam sobie nie zadawałem takiego pytania – ale odpowiadam bez wahania: »Oczywiście, że ważniejsze!«". Iwaszkiewicz zareagował również na opublikowany w „Preuves" komentarz Kota po wizycie francuskich parlamentarzystów w Polsce. Jeleński skrytykował wówczas Francuzów, którzy jakby nie zauważyli, że znaleźli się w kraju, gdzie panują totalitarne represje. Iwaszkiewicz odpowiadał: „No, trzymaj się, stary, i nie myśl źle o Polsce, o tej naszej Polsce, która żyje prawdziwym życiem i która wymyka się wszelkim abstrakcjom".
* * *
Znajomość Kota z Iwaszkiewiczem od początku była nasycona sentymentem. Nie tylko dlatego, że została „zapośredniczona" przez Renę Jeleńską. Łączyło ich również wspólne środowisko: Szymanowski, Rubinsteinowie... „Często myślę o naszym dziwnym spotkaniu: tyle lat przeszłych i przyszłych, tyle elementów złożonych i wszystko kilka godzin wokół Piazza Navona" – pisał Jeleński w grudniu 1951 roku. W młodszym przyjacielu Iwaszkiewicz znalazł niezwykłą empatię, a przede wszystkim literacki smak, „znakomite odczuwanie istotnych celów pisarstwa". „Ja też starałem się go zrozumieć – przyznawał w »Podróżach do Włoch« – ale oczywiście jako znacznie starszemu człowiekowi przychodziło mi to z daleko większą trudnością niż jemu, młodemu". Iwaszkiewicz odczuwał ze strony Kota jakąś specjalną, nieomal niezasłużoną czułość: „Doskonale rozumiem, że musimy Cię niecierpliwić swoim prowincjonalizmem, co tu dużo mówić, swoją starością" – pisał po spotkaniu w Genewie w 1967 roku. – „Twój synowski stosunek jest wielką radością dla nas w niewesołym życiu naszym ostatnich lat". Życzliwość Kota była mu tym milsza, że bezwarunkowa, niczego nie krytykował, niczego nie wymagał. A przecież Iwaszkiewicz wiedział, jak wiele ich dzieli. Żyjący na Zachodzie Kot był w dodatku związany z „Kulturą" i Giedroyciem, który Iwaszkiewicza nie poważał i darzył osobistą (zresztą wzajemną) antypatią. Iwaszkiewicz nie zachwycał się też czczonym przez Kota Gombrowiczem. „Nasze racje są dość odległe od siebie, choć mają to samo na celu – pamiętaj, że cenię każde Twoje dobre słowo, a już Hania to Ciebie po prostu kocha".
Hania, Kocik i ja
Być może w tle pobrzmiewa jakaś nieufność, wrażenie, że w życiu Konstantego jest jakaś tajemnica, sfera, której nie odsłania. Podobnie jak wielu przyjaciół, również Iwaszkiewicz nie mógł zrozumieć natury związku z Leonor Fini. „Kocik Jeleński. Jak zawsze taki jakiś mądry, ciepły i niezupełny. Tym razem prosił na śniadanie »do nas«, mówił »u mnie w domu«, wyglądało na to, że się pobrali z Leonor, zaprosił nas na to śniadanie, które w sumie było bardzo przyjemne, mimo towarzystwa przy stole bardzo disparate, które przypominało pierwszą fotografię niektórych albumów »porno«". Trudno powiedzieć, dlaczego stadło Kota z Leonor budziło nieufność Iwaszkiewicza. Chyba nie przejął uprzedzeń Teresy Jeleńskiej, która nieraz skarżyła się na wybrankę syna. Żonaty i prowadzący aktywne życie homoseksualne Iwaszkiewicz mimo wszystko dziwił się związkowi Kota – niepodobny do mieszczańskiego małżeństwa, zdawał się bardziej tajemniczy i awangardowy. Bawiły go „szaty" Leonor i teatralna atmosfera ich domu – traktował je jako typowe paryskie snobizmy. Zresztą Leonor była dla Iwaszkiewiczów wyjątkowo serdeczna, oni doceniali jej sztukę, lubili koty „i w pewnym momencie, kiedy byliśmy w trójkę – Hania, Kocik i ja – on wziął Hanię za rękę, pocałował i powiedział, że tak się cieszy, że Hania jest u nich. Potem, na cocktailu u Stocka mówił, że Leonor »zakochała się w nas obojgu«". Tymczasem Jeleński rzeczywiście traktował Iwaszkiewicza jak ostatniego członka przedwojennej, utraconej rodziny. Ze wzruszeniem czytał wydaną w 1984 roku „Aleję Przyjaciół": „Niemal wszystkich znałem z dzieciństwa – byli przecież również przyjaciółmi Mamy". Rena Jeleńska była w ich przyjaźni stale obecna – na początku to Iwaszkiewicz z góry obdarzył sympatią syna swojej pięknej, przedwojennej znajomej. W późnych latach, po śmierci matki, Jeleński traktował Iwaszkiewicza z sentymentalną czułością. A Anna Iwaszkiewiczowa fizycznie, ale również sposobem mówienia, przypominała mu matkę. „Gdzie jest ta miła pani/ z Rzymu, co miała w szafie/ trzydzieści kapeluszy/ i cichcem karmiła psa/ pod stołem w Tavola Calda/ na via Frattina?", pisał Iwaszkiewicz w 1973 roku we wspomnieniowym wierszu o bliskich, którzy odeszli. Po śmierci matki pocieszał Kota, mówiąc o swoim wielkim smutku, „wjadającym się w samą treść, sam miąższ życia".
Fragment książki Anny Arno „Kot. Opowieść o Konstantym A. Jeleńskim", która ukazała się nakładem wydawnictwa Iskry. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji