Reklama
Rozwiń

Sylwetka Ryszarda Kalisza

Ryszard Kalisz udowodnił, że w SLD muszą się z nim liczyć, ale o pozycji w partii zadecyduje jego wynik wyborczy

Publikacja: 25.06.2011 01:01

Sylwetka Ryszarda Kalisza

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Z „Ryśka fajnego chłopaka" w ostatnich dniach zmienił się w „krwawego Ryśka tropiciela PiS". I stwarza takie wrażenie, jakby był przekonany, że wykonał najlepszy polityczny wist życia.

Ryszard Kalisz rzeczywiście dopiął swego.

Dostał jedynkę na warszawskiej liście SLD. Choć zarzeka się, że wszystko odbyło się poza nim. W kampanii wyborczej znajdzie się więc wśród największych tuzów polskiej polityki, Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.

A miało być trochę inaczej. Także w tym przypadku „trochę" czyni dużą różnicę. Grzegorz Napieralski i mazowiecki region SLD przyszykowali mu trzecie miejsce. Za przewodniczącą regionu Katarzyną Piekarską i politykiem, którego nazwiska Kalisz nie jest w stanie wypowiedzieć, także w rozmowie ze mną.

– Wie pani, kto dostał drugie miejsce? To niech pani sprawdzi – mówi do dzisiaj oburzony Kalisz (dla zainteresowanych: Sebastian Wierzbicki, nowy szef warszawskiego SLD – red.).

– Gdy się dowiedziałem, że mam mieć trzecie miejsce, wyraźnie powiedziałem: dziękuję, beze mnie – opowiada ze swadą.

I zastrzega się, że nie był to żaden szantaż w stosunku do kierownictwa partii.

Ciekawe, jak brzmi definicja szantażu według Ryszarda Kalisza.

W samo południe

Dzięki jedynce w Warszawie mandat w Sejmie ma zapewniony, na 100 procent. I niezły wynik również.

Wystarczyła jedna konferencja prasowa. W samo południe, w ubiegły wtorek jako przewodniczący komisji śledczej ds. okoliczności śmierci Barbary Blidy ogłosił swój raport.

A w raporcie jest wniosek o postawienie byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę przed Trybunałem Stanu. A także uznanie, że w czasach rządów PiS istniał system wykluczania różnych grup społecznych.

Mocne. Szczególnie u progu kampanii wyborczej. I na tyle mocne, że lider SLD Grzegorz Napieralski, gdy to usłyszał, podobno zaniemówił. Choć oczywiście okoliczności śmierci Barbary Blidy, byłej posłanki lewicy, zamierzał wykorzystać jako oręż w kampanii wyborczej. Ale raczej na własny rachunek.

Lider Sojuszu o wnioskach raportu Kalisza nie wiedział nic. Potwierdza to Kalisz: – Żaden z polityków nie znał treści raportu, konsultowałem go tylko z prawnikami ekspertami.

Zaznacza jednak, że o terminie ogłoszenia raportu poinformował tydzień wcześniej, podczas obrad Klubu SLD.

Kalisz jest lubiany. Od prawa do lewa. A właściwie był lubiany przez niemal wszystkich. Dopóki nie wystąpił z wnioskiem o Trybunał Stanu.

Stawiam tezę, że od tego momentu zaczyna się nowa era w jego polityczno-medialnym życiorysie. Mniej „ujutna", posługując się słowem często używanym przez Jolantę Kwaśniewską, której chyba do dziś Kalisz jest wielkim admiratorem.

Pozostało jeszcze 85% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka