Reportaż Igora Janke ze wschodniej Ukrainy

Ukraińcy mają coraz bardziej dość. I miejscowych władz, i polityki na górze. Janukowycza, Tymoszenko i pomarańczowych

Publikacja: 12.11.2011 00:01

Reportaż Igora Janke ze wschodniej Ukrainy

Foto: Fotorzepa, Adam Kardasz Adam Kardasz

W Krzywym Rogu, przemysłowym mieście na wschodniej Ukrainie, było do niedawna 38 firm pogrzebowych. Żeby działać w tym biznesie, trzeba mieć specjalne pozwolenia. Co roku trzeba zabiegać o nowe. Jednego dnia prawie wszystkie firmy je straciły. Zamknięto im dostęp do cmentarza. Wszystkie, poza jedną, która dzięki decyzji urzędnika przejęła cały rynek w 700-tysięcznym mieście.

Przez rok przedsiębiorcy protestowali. Bez skutku. Zapowiedzieli więc, że jadą do Kijowa z 450 trumnami, dla 450 posłów, które postawią przed parlamentem. Miejscowe władze się przestraszyły, zapowiedziały, że przywrócą licencję. Ale do dziś tego nie zrobiły. Tę historię opowiedziała szefowa związku lokalnych biznesmenów w mieście. Narzeka, że administracja utrudnia działania drobnych przedsiębiorców.

– Niemal w każdej branży możesz znaleźć takie przypadki – mówi ekspert jednej z zachodnich fundacji mieszkający w Kijowie. – Urzędnicy podejmują decyzję, która utrudnia życie wielu firmom, ale promuje jedną. Lokalna administracja często wspiera jedna firmę, która jej się opłaca, albo z którą ma jakiś deal. Niemal każde prawo, jakie uchwala parlament, jest w czyimś interesie. Ktoś konkretny na tym zarabia.

Krzywy Róg to jedno z wielu przemysłowych, brzydkich miast, w których znajdujemy zawsze podobne miejsca. McDonald's, plac Lenina, zrujnowane domy, szerokie, dziurawe ulice. Ponad 50 tys. ludzi pracuje w ogromnej hucie stali, jednej z największych w Europie. Powietrze śmierdzi. Z ogromnych kominów unosi się dym, nad miastem wiszą rude chmury. Zimą śnieg ma kolor rudy. – Na jednego mieszkańca spada ponad tona zanieczyszczeń rocznie – mówi mi Olena Klementiewa, działaczka nowej partii Młoda Ukraina, która wyłamała się z ugrupowania Julii Tymoszenko. – Ludzie chorują, mają kłopoty z układem oddechowym, wielu zapada na raka.

Hutę kupił słynny hinduski przemysłowiec Lakszmi Mittal. Dziś jest to więc prywatna firma. Ale pył unoszący się w powietrzu od tego się nie zmienił.

Wszyscy są w systemie

Podczas podróży po wschodniej Ukrainie wszędzie słyszę o korupcji. Tamara z Dniepropietrowska opowiada, że zapadła decyzja, żeby wymienić w jej mieście tramwaje. Kupiono używane, niemieckie. Okazało się, że trzeba jednocześnie wymienić wszystkie tory, bo są za wąskie. Ale okazało się też, że te używane tramwaje były droższe od nowych, które pasowały do istniejących torów. „Był skandal, ale bez żadnych konsekwencji".

Andriej, inżynier, mówi o koledze, który ma sklep ze sprzętem komputerowym. Nagle, bez zapowiedzi wszedł do niego urzędnik. Stanął na środku sklepu. – Przyszedłem – powiedział z ironicznym uśmiechem. Zażądał wielu dokumentów, których właściciel nie miał w sklepie, bo trzyma je w domu. – Od razu nałożył na niego karę i czekał, aż padnie propozycja łapówki. To ich stara metoda. Takich przypadków jest wiele – mówi.

– Tu działa cały system korupcyjny – stwierdza Andriej. – Niemal wszyscy są w systemie. Nikt nie może się wyłamać. Nikt się nie wyłamuje, bo się boi.

Konstanty Pisarewski, szef stowarzyszenia niezależnych organizacji społecznych w Dniepropietrowsku: – W ciągu ostatnich dwóch lat zamknięto tu 50 tysięcy prywatnych firm, 26 szpitali i wiele szkół. W naszym regionie jest 20 tysięcy sierot. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy dziewięcioro nastolatków popełniło samobójstwo.

Wielkie emocje wywołuje oczywiście aresztowanie Julii Tymoszenko. Twarda Julia z luksusowego maybacha trafiła do XVII-wiecznego więzienia, gdzie siedzi w kamiennej celi. Znajomi nie mogą jej odwiedzać. Widuje się z nią tylko córka, która jest jej prawnikiem, więc ma zgodę. – Janukowycz chce ją złamać, ale to mu się nie udaje. Ona jest twarda, a jej popularność rośnie – ocenia jeden z miejscowych analityków. Podobno ma większe poparcie niż Janukowycz, ale jest to poparcie nieznaczne. Oboje mają po kilkanaście procent. Na Ukrainie nie ma dziś polityka, który wzbudzałby powszechne zaufanie.

Ale sprawa Tymoszenko to tylko wierzchołek góry lodowej. Pisarewski opowiada o szantażach, zastraszaniu, niszczeniu niezależnych działaczy. Bardzo prosi, by o tym napisać, by prawda dotarła do ludzi w Europie. – Jestem prześladowany, od kiedy odmówiłem przystąpienia do Partii Regionów – opowiada. Jak mówi, wiele organizacji, z którymi współpracuje, a które walczą z korupcją, znajduje się dziś pod olbrzymią polityczną presją.

– Od kiedy rządzi Janukowycz, byłem wiele razy oskarżany, zabrano mi samochód. Przygotowywano przeciw mnie fałszywe dowody.

Opowiada o tym, jak został kilka razy pobity, jak przeciwko jego żonie, matce, córce toczą się rozmaite śledztwa. Siedziba organizacji społecznych była wielokrotnie nachodzona przez milicję. Zapewnia, że ma na wszystko dowody, dokumenty. – Niestety takich przypadków na Ukrainie jest wiele – potwierdza ekspert z Kijowa.

Niemal wszystkie gazety oraz stacje telewizyjne są zależne od oligarchów mniej lub bardziej związanych z ekipą Janukowycza i służą ich rozmaitym interesom politycznym i gospodarczym. Z raportu Fundacji Adenauera przygotowywanej przez ukraińskich specjalistów wynika, że teksty kryptoreklamowe, promujące czy to polityków, czy konkretne przedsięwzięcia biznesowe, są na porządku dziennym. Dziennikarze mówią wprost o coraz ostrzejszej cenzurze.

Jedyna niezależna stacja telewizyjna ma ograniczony zasięg, w sieciach kablowych jest na dalekich miejscach. Jakiś czas temu uchwalono – zgodnie z zasadami obowiązującymi w Unii Europejskiej – prawo dostępu do informacji publicznej. – Dodano tylko jeden zapis: władze lokalne mogą zaznaczyć, które sprawy mogą być utajnione. Widziałem listę w jednym z regionów, gdzie było wymienionych 89 spraw, które nie są jawne – opowiada mi działacz jednej z organizacji.

Złapany bloger

Wykładowca uniwersytetu w Krzywym Rogu opowiada historię jednego z blogerów mieszkających w okolicy Dniepropietrowska. W swoim blogu pisał m.in. o polityce, krytykował prezydenta Janukowycza. Pewnego dnia zapukali do drzwi policjanci, skuli go kajdankami. Na posterunku wytłumaczyli, że blog może prowadzić, ale krytykować w nim prezydenta – nie. Wypuścili go, bloger przestał pisać o prezydencie. – Może powinien pisać anonimowo, schowany za nickiem – radzę. – On pisał anonimowo. Zidentyfikowali go – mówią studenci.

O pomarańczowej rewolucji nikt już nie pamięta. Minister edukacji polecił wykreślić hasło „pomarańczowa rewolucja" z podręczników szkolnych. Krieszczatik, słynny plac, na którym zbierały się setki tysięcy ludzi, dziś jest miejscem oficjalnie zakazanym dla demonstracji. – Co ja mogę sama robić? Nic – sama odpowiada na swoje pytanie młoda wykładowczyni. – Dostaję tylko polecenia, co mam zrobić. Jeśli odmówię, stracę pracę. Tu nie ma wolności.

Represje spotykają już nie tylko Ukraińców. Także cudzoziemców, którzy krytykują obecne władze. Nico Lange jest Niemcem mieszkającym w Kijowie, szefem tutejszego biura Fundacji Adenauera. Opracował raport „Pierwsze 100 dni rządów Wiktora Janukowycza. Wzrost tendencji autorytarnych i zwrot ku Rosji". Po opublikowaniu tekstu wracał z Niemiec do domu. Na lotnisku został zatrzymany. Spędził dziesięć godzin w areszcie, zaalarmował niemieckich polityków. Po interwencji z biura niemieckiej kanclerz mógł wrócić do domu.

Wszyscy chcą wyjechać?

Dochód narodowy na głowę na Ukrainie jest mniej więcej cztery razy mniejszy niż w Polsce. A jednocześnie w tym kraju działa 12 dilerów Hummera, jest też kilka salonów Maybacha. Są kluby nocne, w których ceny przyprawiają o zawrót głowy także cudzoziemców.

– Kto z was chciałby wyjechać, studiować w innym kraju? – pada pytanie na spotkaniu ze studentami w Krzywym Rogu. 120 osób, wszyscy obecni na spotkaniu na Uniwersytecie Pedagogicznym, podnosi ręce do góry. – Kto czuje, że ma wpływ na politykę, na to, co dzieje się w waszym mieście czy na Ukrainie? Trzy osoby. Ale zaraz ktoś mówi: – No, ale co tu będzie, jak wszyscy wyjedziemy? – to pytanie powraca na wielu spotkaniach.

Młodzi ludzie, z którymi rozmawiam, są bardzo poirytowani tym, co się dzieje. Na spotkaniach, w prywatnych rozmowach powtarzają pytanie: Kiedy to się zmieni? Jest korupcja, cenzura, nie ma możliwości działania. Organizacje pozarządowe mają coraz trudniejsze warunki.

Podczas debaty na uniwersytecie w Krzywym Rogu, w pierwszym rzędzie siedzi kobieta. Pilnie notuje, nagrywa, odbiera telefony. W przerwie wypytuje przedstawicieli niemieckich fundacji, czym się tak naprawdę zajmują. Nikt nie ma wątpliwości, że nie jest to reporterka ani studentka zbierająca informacje. – Niemal na każdym spotkaniu pojawia się ktoś ze służb – mówi jeden z organizatorów. – W hotelu na pewno masz podsłuch – mówią mi. Nie chce mi się wierzyć, ale historie o zwiększonej aktywności służb specjalnych słyszę wiele razy.

Młodzi ludzie przychodzą tłumnie na dyskusje z Polakami i Niemcami poświęcone temu, jak żyje i funkcjonuje Europa. – Co możemy zrobić, by iść wasza drogą? – pytają Polaków z nadzieją. Szukają światełka w tunelu. A może okazji do spotkania kogoś, kto pomoże im wyjechać.

Na spotkaniu z organizacjami pozarządowymi w Dniepropietrowsku tłum. Inteligentne twarze, uśmiechy. Potem jeden z uczestników pisze w e-mailu: „To był dla nas oddech świeżego powietrza. Szkoda, że nie było tam żadnego z przedstawicieli sześciu lokalnych telewizji. Ale były za to służby specjalne, które obserwowały całe spotkanie". I dodaje: „W Kijowie jest jeszcze jakaś, choć mała, szansa, żeby być usłyszanym, ale tu w Dniepropietrowsku – żadnej".

Często wracają pytania: Właściwie czego Unia Europejska chce od Ukrainy? Dlaczego nie reaguje na to, co się u nas dzieje? Wiele osób, które spotykamy, jest przekonanych, że Europa to kompletnie inny świat, świat, o którym marzą, ale który jest bardzo, bardzo daleko.

W Zaporożu, innym przemysłowym mieście, spotykamy się z działaczami Partii Regionów. To zupełnie inna atmosfera. I inne twarze. Po komentarzach Polaków i Niemców na temat aresztowania Julii Tymoszenko natychmiast wstał działacz rządzącej partii i wygłosił płomienne przemówienie w obronie władz. Przekonywał, że na Ukrainie rządzi prawo. Na spotkania w Zaporożu przychodzą przedstawiciele władz wszystkich stopni. Wstają po kolei i przekonują, że Julia Tymoszenko okradała naród i powinna być w więzieniu. Kolejne osoby zabierają głos. – Unia nie może nas szantażować – mówią działacze. Kiedy wychodzimy z sali, na której było kilkadziesiąt osób, jeden z uczestników podchodzi do mnie na boku i mówi cicho: – To nie jest tak, jak oni mówili. My bardzo chcemy do Europy, większość ludzi bardzo chce.

Hotel przy ulicy Czekistów

Na ulicy tego pragnienia nie widać. Nasz hotel w Zaporożu stoi przy ulicy Czekistów. Niedaleko wielki pomnik Feliksa Dzierżyńskiego. Przy ulicach czerwone gwiazdy, których nikt nie zdjął. Wielkie, rozpadające się bloki mieszkalne, niedokończone budowy. Beton, brud i szarość. Drogi pełne dziur, przy których polskie ulice są gładkie jak stół. Na stacji benzynowej smród.

W Krzywym Rogu w piątkowy wieczór szukamy miejsca, gdzie można wypić piwo. Kierują nas jedną z ulic. „Tam znajdziecie wszystko". Przez godzinę nie znajdujemy nic. Na ulicach pustki. W końcu jest. Bar przypomina obskurny dworzec kolejowy. Ale w Zaporożu trafiamy do klubu z muzyką na żywo, kręglami, barem, którego nie powstydziłyby się najlepsze warszawskie knajpy. Publiczność zupełnie inna. Ceny dwa razy wyższe niż w Warszawie. Luksusowe samochody przed wejściem. Inny świat. Ktoś opowiada, że Wiktor Janukowycz i Renat Achmetow rywalizują ze sobą tym, kto ściągnie bardziej oryginalne zwierzęta do swoich posiadłości. Po rezydencji Achmetowa biegają strusie, Janukowycz ściągnął więc kangury.

Ukraińcy to wiedzą. I są coraz bardziej przybici. Jednak nikt z moich rozmówców nie narzeka wprost na biedę. Szukają raczej możliwości kontaktu, działania, wyjazdu. – Prosimy o pomoc. Nie chodzi nam o pieniądze. Nagłośnijcie nasze sprawy w Europie. Piszcie o nas, potrzebujemy pomocy organizacji ochrony praw człowieka – mówi Pisarewski.

Ukraińcy mają coraz bardziej dość. Miejscowych władz i polityki na górze. Janukowycza, Tymoszenko i pomarańczowych. – Nie mamy żadnego wpływu na to, co się dzieje. Nie ufamy nikomu – mówią młodzi ludzie, których spotykam.

Czy coś może się zmienić? Czy są w stanie jeszcze raz ruszyć na Kreszczatik? – Nie wiem, co się stanie, ale może nastąpić poważny wybuch gniewu – to opinia jednego z analityków. – Za rok są wybory. Dzisiaj nie widać siły politycznej, która doprowadziłaby do zmian. Ale ludzie mogą wyjść na ulice i będzie dużo ostrzej niż podczas pomarańczowej rewolucji. Tym razem mogą zapłonąć hummery i maybachy, których na biednej Ukrainie oczywiście nie brakuje.

Autor uczestniczył w projekcie „Europa w walizce" organizowanym przez polską Fundację Schumana, niemieckie fundacje Adenauera,

Boscha i Europejską Akademię w Berlinie. Powyższy tekst jest wyrazem opinii i obserwacji autora, a nie organizatorów projektu

W Krzywym Rogu, przemysłowym mieście na wschodniej Ukrainie, było do niedawna 38 firm pogrzebowych. Żeby działać w tym biznesie, trzeba mieć specjalne pozwolenia. Co roku trzeba zabiegać o nowe. Jednego dnia prawie wszystkie firmy je straciły. Zamknięto im dostęp do cmentarza. Wszystkie, poza jedną, która dzięki decyzji urzędnika przejęła cały rynek w 700-tysięcznym mieście.

Przez rok przedsiębiorcy protestowali. Bez skutku. Zapowiedzieli więc, że jadą do Kijowa z 450 trumnami, dla 450 posłów, które postawią przed parlamentem. Miejscowe władze się przestraszyły, zapowiedziały, że przywrócą licencję. Ale do dziś tego nie zrobiły. Tę historię opowiedziała szefowa związku lokalnych biznesmenów w mieście. Narzeka, że administracja utrudnia działania drobnych przedsiębiorców.

– Niemal w każdej branży możesz znaleźć takie przypadki – mówi ekspert jednej z zachodnich fundacji mieszkający w Kijowie. – Urzędnicy podejmują decyzję, która utrudnia życie wielu firmom, ale promuje jedną. Lokalna administracja często wspiera jedna firmę, która jej się opłaca, albo z którą ma jakiś deal. Niemal każde prawo, jakie uchwala parlament, jest w czyimś interesie. Ktoś konkretny na tym zarabia.

Krzywy Róg to jedno z wielu przemysłowych, brzydkich miast, w których znajdujemy zawsze podobne miejsca. McDonald's, plac Lenina, zrujnowane domy, szerokie, dziurawe ulice. Ponad 50 tys. ludzi pracuje w ogromnej hucie stali, jednej z największych w Europie. Powietrze śmierdzi. Z ogromnych kominów unosi się dym, nad miastem wiszą rude chmury. Zimą śnieg ma kolor rudy. – Na jednego mieszkańca spada ponad tona zanieczyszczeń rocznie – mówi mi Olena Klementiewa, działaczka nowej partii Młoda Ukraina, która wyłamała się z ugrupowania Julii Tymoszenko. – Ludzie chorują, mają kłopoty z układem oddechowym, wielu zapada na raka.

Hutę kupił słynny hinduski przemysłowiec Lakszmi Mittal. Dziś jest to więc prywatna firma. Ale pył unoszący się w powietrzu od tego się nie zmienił.

Wszyscy są w systemie

Podczas podróży po wschodniej Ukrainie wszędzie słyszę o korupcji. Tamara z Dniepropietrowska opowiada, że zapadła decyzja, żeby wymienić w jej mieście tramwaje. Kupiono używane, niemieckie. Okazało się, że trzeba jednocześnie wymienić wszystkie tory, bo są za wąskie. Ale okazało się też, że te używane tramwaje były droższe od nowych, które pasowały do istniejących torów. „Był skandal, ale bez żadnych konsekwencji".

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy