Aktualizacja: 10.12.2011 00:00 Publikacja: 10.12.2011 00:01
Wojciech Jaruzelski w kremlowskim Pałacu Zjazdów podczas obchodów 60 rocznicy powstania ZSRR. 1982 r. (fot. Yuryi Abramochkin)
Foto: ria novosti/afp
Pójdzie pan, panie Grzegorzu, przyniesie, zaniesie, przywiezie, odwiezie, poda, odda, przekaże. Zrobi herbatę, posprząta, zamiecie, zadzwoni, zapisze, przepisze, umówi, odmówi, przywoła, odwoła, odprawi. Pan poprosi w moim imieniu, w moim imieniu przeprosi. Nie wie pan, generale, nigdy panu tego nie mówiłem, ale żona używa mojego drugiego imienia. Sam ją o to prosiłem. Rozumie pan dlaczego. Pan nawet nie wiedział, że moje drugie imię stało się pierwszym, a pierwsze tak naprawdę było tylko dla pana. Ja panu powiem, panie generale. Pan mnie nigdy nie traktował jak oficera. Proszę mi wybaczyć, ale przez te wszystkie lata byłem pana sługą. Czy można bardziej okazać posłuszeństwo i przywiązanie, niż oddając swoje imię? Byłem sługą, nie będąc nim przecież. Nie byłem też sekretarzem ani adiutantem, żadnym z nich. Już bardziej lustrem, w którym mógł się pan przeglądać, gdy nachodziły pana wątpliwości. Tak się czułem. Jak chłopiec, potem dorosły człowiek, a teraz już dziad, na posyłki. Czy w ogóle kiedyś zwrócił się pan do mnie: panie poruczniku, kapitanie, majorze? No widzi pan. Tyle lat. Czy choć raz spytał pan, jak się czuje moja żona, co u moich dzieci? Wiedza o mojej rodzinie nie była panu potrzebna. A nawet jeśli rzeczywiście chciał pan się czegoś dowiedzieć, to i tak zadowalały pana zdawkowe odpowiedzi: ,,dziękuję, dobrze" ,,wszystko w porządku, panie generale". Nie jestem nawet pewien, czy pan pamięta imię mojej żony. No właśnie.
A ja? Co ze mną? Ile razy zapytał mnie pan, co myślę? Co czuję? Bo ja przecież myślę. Ja mam uczucia. Znam wszystkie pana sekrety. Pana niepewność. Pana wstydliwość, gdy ktoś próbuje przejść niewidzialną granicę, którą sam pan wyznacza. Przyznaję, nigdy nie zabierałem głosu. Czekałem na rozkazy, nawet gdy przyjmowały formę delikatnej, choć stanowczej prośby. Może powinienem. Może mógłbym panu pomóc. Chcę, żeby pan wiedział. Były chwile, w których się z panem nie zgadzałem. Irytowały mnie różne sytuacje. A najbardziej to, że traktował mnie pan jak swojego Sancho Pansę. I ja jechałem za panem na swoim osiołku. Ani się odezwać, ani powiedzieć, co myślę. Równo z panem jechałem, ale tak trochę z boku, w odległości pewnej, mimo to gotowy, zawsze gotowy. Co mogłem zrobić? Nikt mnie nie pytał o zdanie, bo niby dlaczego miał pytać. Prawdę mówiąc, to czasem mnie pan pytał, ale nie jestem pewien, czy moje zdanie było dla pana ważne. Nie zauważyłem, żeby było. Inni przy panu rośli, dorastali, dostępowali. Proszę spojrzeć na mnie. Czy ja czegoś dostąpiłem, czy ja rosłem razem z panem? Ja razem z panem malałem. To znaczy pan rósł, ja malałem przy panu. A co inni myśleli o panu, tego się pan nigdy nie dowie. Co ja myślę? Przecież pan wie. Unikałem pochlebstw. Wolałem nic nie mówić. Wiedziałem, że pan nie lubi tych, co dużo mówią.
Przecież całe życie milczałem. Mogę się w ogóle nie odzywać, jeśli pan chce. Bardzo proszę. Nauczył mnie pan milczeć i wykonywać rozkazy. Znaliśmy swoje miejsce, pan i ja. Pan to wielki Pan, a ja to mały ja. Obaj udawaliśmy, że ten feudalny porządek ma jakiś sens.
Polityka nad Sekwaną to dziś pole eksperymentów, w tym wciągania do władzy partii dotąd izolowanych. Efekt – woj...
W dzisiejszym odcinku podcastu „Posłuchaj Plus Minus” Daria Chibner rozmawia z Konstantym Pilawą z Klubu Jagiell...
Urzeka mnie głębia głosu Dave’a Gahana z zespołu Depeche Mode oraz ładunek emocjonalny ukryty między jego słowam...
„28 lat później” to zwieńczenie trylogii grozy, a zarazem początek nowej serii o wirusie agresji. A przy okazji...
„Sama w Tokio” Marie Machytkovej to książka, która jest podróżą. Wciągającym odkrywaniem świata bohaterki, ale i...
Lubił się wygłupiać, miał dar naśladowania, był spontaniczny. Tymczasem utrwalono w Polakach wizerunek Fryderyka...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas