Plus Minus poleca swój najnowszy numer
Mam pięcioro dzieci, ale nie martw się. One będą finansowały Twoją emeryturę – zdjęcie T-shirta z takim napisem Katarzyna Głowacka dostała kiedyś od swoich amerykańskich znajomych. Głowaccy mieszkają w podwarszawskim Józefowie w pięknym, zadbanym domu malowniczo położonym pośród sosen. W środku funkcjonalnie urządzona kuchnia oraz salon z kominkiem nawiązujący wystrojem do angielskich wnętrz. Dobrze wykształceni, żyją na przyzwoitym poziomie, a ich piątka dzieci w wieku od osiemnastu lat do pięciu miesięcy jest jakby żywcem wyjęta z amerykańskiego familijnego filmu. Choć Głowaccy są rodziną wielodzietną, martwić się o nich nie ma powodu.
Dzięki nim, a także rodzinom do nich podobnym zmienia się w Polsce postrzeganie wielodzietności. Pojęcia, które do niedawna było synonimem ubóstwa, dysfunkcji i patologii. Sklasyfikowaną kategorią ludzkiego nieszczęścia.
W opracowaniach socjologicznych i biurokratycznych dokumentach wielodzietność wymieniana jest – jak plaga – wraz z biedą i bezrobociem. Nawet twórcy obecnej konstytucji z 1997 r. pochylili się nad wielodzietnymi w szczególny sposób. „Rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, zwłaszcza wielodzietne i niepełne, mają prawo do szczególnej pomocy ze strony władz publicznych" – deklaruje ustawa zasadnicza. Autorzy tych słów nie zauważyli zapewne, że w chwili, kiedy je pisali, część „standardowych" rodzin właśnie przekształcała się w „większy model".
Coraz więcej młodych ludzi realizuje własny pomysł na życie: posiadanie dużej rodziny, której podporządkowane są wszystkie działania i plany, również kariera zawodowa. Wielu spośród tych, którzy postawili na rodzinę, kieruje się w wyborze takiej drogi motywacją religijną – to członkowie ruchów katolickich.
Świadomość i uświadamianie
Katarzyna i Michał Głowaccy pobrali się po studiach. On – absolwent Politechniki Warszawskiej, po stypendium na Uniwersytecie w Essex wrócił do Anglii na studia doktoranckie. Zabrał ze sobą żonę. Tam urodziła się ich pierwsza córka Natalia. Po powrocie do Polski, już z tytułem doktora, zaczął szukać pracy. Myślał przez chwilę, by – idąc w ślady ojca – zostać na uczelni. Nostryfikował dyplom w Polskiej Akademii Nauk. Kiedy jednak usłyszał, ile może zarabiać na stanowisku asystenta, wybrał inne możliwości. Jako informatyk pracował w trzech dużych bankach, prowadził polski oddział niemieckiej spółki. Dziś ma własną firmę. Dzięki pieniądzom, które zarabia, żona nie musi pracować. Skupia się na wychowaniu dzieci.
Anna i Janusz Wardakowie studiowali na jednym wydziale lingwistykę stosowaną, ale poznali się w Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży Akademickiej. – Odkąd pamiętam, chciałam mieć dużo dzieci – wspomina Anna. Jedynaczka, matka siedmiorga dzieci, z ósmym w ciąży. Model rodziny wielodzietnej podobał się także jej mężowi. Od początku jasny był więc podział ról. – To na męża spada odpowiedzialność za zapewnienie finansów, na mnie za zabezpieczenie domu.