Nowe narzędzia analityczne

Publikacja: 28.04.2012 01:01

Krzysztof Rybiński

Krzysztof Rybiński

Foto: Fotorzepa

Czego uczą się studenci wydziału finansów? Mnóstwa przedmiotów: analizy finansowej przedsiębiorstwa, mechanizmów funkcjonowania rynków finansowych, analizy fundamentalnej, technicznej, portfelowej, zarządzania ryzykiem kursowym, makroekonomicznym, stopy procentowej...

Niestety, za sprawą coraz głębszych interwencji publicznych instytucji finansowych w gospodarkę przedmioty te stają się bezużyteczne. Kiedyś, kiedy jeszcze sam pełniłem funkcję głównego ekonomisty, żeby przewidzieć kursy giełdowe i walutowe, trzeba było analizować bardzo wiele czynników, prognozować koniunkturę i inflację... Ten, kto lepiej prognozował, zarabiał dla swojej instytucji i jej klientów więcej pieniędzy. Teraz to wszystko nie ma żadnego znaczenia: nie trzeba umiejętności analizowania ani prognozowania, żeby dobrze doradzać swoim klientom. Liczy się zupełnie co innego: wygrywa ten, kto zgadnie, co w ciągu miesiąca zrobi jeden z dwóch banków: Europejski Bank Centralny i Bank Rezerw Federalnych w USA. Zwycięzca zarobi olbrzymie pieniądze, jego klienci też.

Początki tej degeneracji świata finansów miały miejsce za czasów Alana Greenspana, prezesa Banku Rezerw Federalnych. Wówczas wyrafinowanie prognostyczne sięgnęło szczytu – o decyzjach w sprawie stóp procentowych usiłowano wnioskować z miny prezesa bądź z grubości teczki, z jaką wchodził na posiedzenie Rady Gubernatorów. Lata mijają i patologie się pogłębiają – teraz nie trzeba już nawet prognozować stóp procentowych, banki centralne obniżyły je do zera. Bank Rezerw Federalnych zakomunikował nawet, że stopy zostaną utrzymane na poziomie zero do roku 2014. Co w tej sytuacji może mieć jeszcze znaczenie dla ekonomistów? Co może zatrząść rynkami finansowymi w czasach, gdy rynek został zastąpiony przez banki centralne? W analizie sprzed kilku dni jeden z największych banków komercyjnych świata (przez litość pomijam nazwę) skierował do swoich klientów taką oto frazę: „Jeżeli w komunikacie po posiedzeniu Rady Gubernatorów Banku Rezerw Federalnych stwierdzenie »niskie stopy procentowe zostaną utrzymane przynajmniej do 2014 roku« zostanie zastąpione frazą »niskie stopy procentowe zostaną utrzymane do 2014 roku«, wówczas można oczekiwać silnych zaburzeń na rynkach obligacji, akcji i walut"?

Wytęż wzrok i dostrzeż różnicę... Trzęsienie ziemi na rynkach finansowych ma zostać spowodowane przez opuszczenie w komunikacie słowa „przynajmniej". Kiedyś ważne były nowe produkty, nowe usługi, innowacje, przedsiębiorczość. Teraz o przyszłości świata ma zdecydować jedna fraza.

Niestety, na tym nie koniec. W tej samej analizie bank pisze, że jeżeli Europejski Bank Centralny wystosuje beztroski sygnał w sprawie sytuacji rynkowej, który można będzie zinterpretować jako brak konsensusu w Radzie EBC, wówczas kurs euro może gwałtownie spaść, a kryzys może się nasilić. O przyszłości świata finansów ma decydować stopień beztroski...

Cytowane opinie bynajmniej nie są odosobnione: tak wygląda dzisiejsze wnioskowanie w świecie finansów. Czy można sobie wyobrazić większą degradację myśli analitycznej? Czy wycena aktywów finansowych, akcji i obligacji o wartości bilionów dolarów i euro powinna zależeć od tego, którą nogą wstał bankier, czy smakował mu obiad i dzięki temu ma lepszy humor, czy koledzy z banków inwestycyjnych przekonali go do wysłania mniej niż dotąd beztroskiego sygnału?

Zajmowałem się analizą rynków finansowych przez kilkanaście lat, przez kilka lat sam jako wiceprezes NBP byłem zaangażowany w prowadzenie polityki pieniężnej. W ciągu minionych 20 lat nigdy nie widziałem takiej skali patologii w bankowości centralnej ani takiej degradacji intelektualnej banków komercyjnych i centralnych w krajach Zachodu. Decyzje Rady Polityki Pieniężnej nie mają żadnego znaczenia dla rynków finansowych: Rada mogłaby jutro podnieść stopy o procent albo o tyleż obniżyć, a sytuacja na warszawskiej giełdzie oraz kurs złotego i tak byłyby zdeterminowane przez obecność lub brak słowa „przynajmniej" w komunikacie Banku Rezerw Federalnych albo przez stopień beztroski w komentarzach członków Rady EBC.

Czas chyba najwyższy zmienić program studiów na SGH i innych renomowanych uczelniach. Zamiast analizy finansowej musimy zacząć uczyć fizjognomiki oraz analizy literackiej tekstów. Absolwent z takimi kompetencjami będzie mógł dostać pracę analityka w wielkim banku za milion dolarów rocznie. Przynajmniej dobrze zarobi i będzie mógł żyć beztrosko.

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula w Warszawie

Czego uczą się studenci wydziału finansów? Mnóstwa przedmiotów: analizy finansowej przedsiębiorstwa, mechanizmów funkcjonowania rynków finansowych, analizy fundamentalnej, technicznej, portfelowej, zarządzania ryzykiem kursowym, makroekonomicznym, stopy procentowej...

Niestety, za sprawą coraz głębszych interwencji publicznych instytucji finansowych w gospodarkę przedmioty te stają się bezużyteczne. Kiedyś, kiedy jeszcze sam pełniłem funkcję głównego ekonomisty, żeby przewidzieć kursy giełdowe i walutowe, trzeba było analizować bardzo wiele czynników, prognozować koniunkturę i inflację... Ten, kto lepiej prognozował, zarabiał dla swojej instytucji i jej klientów więcej pieniędzy. Teraz to wszystko nie ma żadnego znaczenia: nie trzeba umiejętności analizowania ani prognozowania, żeby dobrze doradzać swoim klientom. Liczy się zupełnie co innego: wygrywa ten, kto zgadnie, co w ciągu miesiąca zrobi jeden z dwóch banków: Europejski Bank Centralny i Bank Rezerw Federalnych w USA. Zwycięzca zarobi olbrzymie pieniądze, jego klienci też.

Początki tej degeneracji świata finansów miały miejsce za czasów Alana Greenspana, prezesa Banku Rezerw Federalnych. Wówczas wyrafinowanie prognostyczne sięgnęło szczytu – o decyzjach w sprawie stóp procentowych usiłowano wnioskować z miny prezesa bądź z grubości teczki, z jaką wchodził na posiedzenie Rady Gubernatorów. Lata mijają i patologie się pogłębiają – teraz nie trzeba już nawet prognozować stóp procentowych, banki centralne obniżyły je do zera. Bank Rezerw Federalnych zakomunikował nawet, że stopy zostaną utrzymane na poziomie zero do roku 2014. Co w tej sytuacji może mieć jeszcze znaczenie dla ekonomistów? Co może zatrząść rynkami finansowymi w czasach, gdy rynek został zastąpiony przez banki centralne? W analizie sprzed kilku dni jeden z największych banków komercyjnych świata (przez litość pomijam nazwę) skierował do swoich klientów taką oto frazę: „Jeżeli w komunikacie po posiedzeniu Rady Gubernatorów Banku Rezerw Federalnych stwierdzenie »niskie stopy procentowe zostaną utrzymane przynajmniej do 2014 roku« zostanie zastąpione frazą »niskie stopy procentowe zostaną utrzymane do 2014 roku«, wówczas można oczekiwać silnych zaburzeń na rynkach obligacji, akcji i walut"?

Wytęż wzrok i dostrzeż różnicę... Trzęsienie ziemi na rynkach finansowych ma zostać spowodowane przez opuszczenie w komunikacie słowa „przynajmniej". Kiedyś ważne były nowe produkty, nowe usługi, innowacje, przedsiębiorczość. Teraz o przyszłości świata ma zdecydować jedna fraza.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą