Powiat człuchowski jest unikalny. Wie o tym każdy kierowca, ponieważ przy wjeździe do każdej tamtejszej miejscowości figuruje niebieski znak, informujący o obfitości radarów. Rekordzistą jest słynny Biały Bór, w którym radary są pochowane w śmietnikach, a według relacji człuchowian miasto zatrudnia siedemdziesięciu urzędników straży. To tutaj we wszystkich wsiach, które przecina szosa prowadząca nad morze, obowiązują ograniczenia do 40 km na godzinę w miejsce 50 lub 60 km/h, które obowiązują w innych częściach Polski.

Jazda przez powiat człuchowski jest bardzo zajmująca. Samochody wloką się niemiłosiernie, a kierowcy i pasażerowie są zajęci rozglądaniem się po krzakach i śmietnikach, żeby wypatrzyć schowany radar, co zwiększa ryzyko wypadku. Kiedy już wyjedzie się ze wsi, każdy daje ostro po garach, żeby nadrobić stracony czas, i wtedy ryzyko wypadku też rośnie. Ostatnio ogłoszono zakupy kolejnych setek radarów, więc jest bardzo prawdopodobne, że cała Polska zamieni się w powiat człuchowski. Skoro minister finansów założył, że z mandatów zbierze ponad miliard złotych, to znaczy że żarty się skończyły.

Być może samorządowcom w Białym Borze i innych miejscowościach w powiecie człuchowskim wydaje się, że osiągnęli mistrzostwo w generowaniu dochodów z mandatów. Bynajmniej! Zapewniam, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Trzeba wdrożyć praktyki zarządzania relacjami z klientami. Poniżej – kilka propozycji, które mogą prowadzić do dalszego wzrostu przychodów z mandatów.

Od chwili, gdy samochód wjeżdża na teren powiatu, należy go traktować jako potencjalnego klienta, który nie powinien opuścić naszych stron bez zostawienia tam pieniędzy. Trzeba wprowadzić system motywacyjny dla urzędników, w którym premia roczna zależy od odsetka kierowców, którzy zapłacili mandat. Przy wjeździe do miejscowości powinna stać kamera, która rozpozna numer rejestracyjny, taka jak na wjeździe na parkingi strzeżone. System komputerowy powinien dopasować doń numer telefonu komórkowego kierowcy i automatycznie wykonać telefon, gdy samochód znajdzie się w strefie rażenia radaru. Jeśli kierowca nie ma bluetootha i odbierze – będzie mandat za rozmowę przez telefon. Jeżeli trik się nie uda, trzeba uruchomić kolejne działania. Można ustawić znaki ograniczenia prędkości, które zmieniają wyświetlaną liczbę. Radar zrobi fotkę i mandat wlepiony, produkt sprzedany. Znajdą się kierowcy-cwaniacy, którzy mogą gwałtownie zahamować, żeby uniknąć mandatu? Może w nich walnąć samochód jadący z tyłu, i obaj kierowcy dostaną mandat za niebezpieczną jazdę z prędkością 39 km/h i doprowadzenie do wypadku. A jeśli nadal nie będzie stłuczki, z ukrytego garażu trzeba wypuścić Mietka-wariata, który samochodem bez numerów będzie jechał na czołowe zderzenie z kierowcą-cwaniakiem i zmusi go do zjechania na pobocze w specjalnie przygotowanym miejscu, gdzie winowajca będzie musiał uderzyć w atrapę kiosku i ponieść koszty naprawy oraz zapłacić mandat. Można też wystrzelić chmurę gazu usypiającego, oblać przednią szybę samochodu farbą lub ogłuszyć kierowcę potężnym hukiem.

Takie zarządzanie relacjami z wszystkimi klientami, czyli samochodami, które przejeżdżają przez powiat człuchowski, zapewni znaczne zwiększenie wpływów. Co więcej, można będzie zapoczątkować zawody: komu uda się wjechać najgłębiej w powiat bez zapłacenia mandatu, wycieczki w poszukiwaniu ukrytych radarów...

Oczywiście jest pewne ryzyko, że wystraszeni kierowcy zaczną omijać powiat człuchowski, ale wtedy trzeba uruchomić lobbing za wdrożeniem tych metod w całej Polsce. I tak narodzi się Piąta Rzeczpospolita Radarowa.

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula w Warszawie.