Temat okładkowy jednego z lutowych wydań „Newsweeka" – znana reżyser nie zagłosuje już na Platformę Obywatelską, bo partia ta nie przeforsowała w parlamencie ustawy o związkach partnerskich. W środku zdjęcie, jak się dowiadujemy z podpisu, „rodzinne", czyli matka Agnieszka Holland z córką Katarzyną Adamik i jej partnerką Olgą Hajdas. Niecały rok wcześniej Adamik dokonała coming outu. Teraz do akcji wkracza Holland. Obok zdjęcia rozmowa, o której będzie jeszcze w Polsce głośno.
Warunkiem powodzenia każdej rewolucji jest mocne świadectwo. Nikt nie zgodzi się poprzeć radykalnej zmiany, jeśli nie będzie wiedział, co ona oznacza. Żeby zdecydować się na skok w nieznane, muszą być ku temu jakieś przesłanki. Wśród nich najważniejszą jest po prostu wiarygodna obietnica lepszego jutra. Tak było z chrześcijaństwem. Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał – a wyznawcy Galilejczyka zapewniają, że naprawdę zmartwychwstał – nie byłoby dziś Kościoła powszechnego. Być może skończyłoby się na jakiejś żydowskiej sekcie, która prędzej czy później zniknęłaby z horyzontu dziejów.
Obecnie w Polsce toczy się batalia o zmiany w dziedzinie ustawodawstwa i obyczajów, równoznaczne z głęboką rewolucją kulturową. Rewolucja ta zdążyła już przeorać w ciągu minionego półwiecza kraje zachodnie. A ponieważ od kilku stuleci część polskiej elity skutecznie odwołuje się do występującego wśród Polaków kompleksu niższości wobec płynącego mlekiem i miodem Zachodu, to takie kraje jak Francja czy Wielka Brytania są stawiane bezkrytycznie społeczeństwu za wzór sukcesu.
I tak mamy przypadek Jacka Żakowskiego, który mentorskim tonem poucza czytelników „Polityki", że jednym z filarów dobrobytu w Polsce będzie prawo do aborcji: wystarczy, że można zabić „niechciane" dziecko w łonie matki, i zbliżamy się milowym krokiem do stopy życiowej, jaka występuje w najbogatszych krajach Europy. Ach, jakie to wszystko proste, nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać. Zwolennicy takich zmian również potrzebują świadków – ludzi, którzy przekonają konserwatywne w większości społeczeństwo, że na przykład prawo do zawierania małżeństw przez pary jednopłciowe – inny obsesyjnie wałkowany przez Żakowskiego temat – jest ważną zdobyczą demokracji.
Holland nie miała żadnych skrupułów przed namaszczeniem bluźnierczych happeningów na Krakowskim Przedmieściu
Oczywiście świadkiem niosącym światło z Zachodu nie może być w tym przypadku osoba homoseksualna, bo z góry uruchamia uprzedzenia przeciętnego Kowalskiego. Ale znakomicie do tej roli nadaje się heteroseksualny celebryta, który ma kogoś o odmiennej orientacji wśród swoich krewnych i się tego nie wstydzi. Szczególnie sugestywne może się okazać świadectwo rodzica z dumą wyrażającego się o homoseksualizmie swojego dziecka. Bo to istotne przekroczenie tabu, którego nie narusza nawet liberalizm.
W liberalnym modelu społeczeństwa obowiązuje bowiem tylko tolerancja. Wystarczy zachowanie chłodnego dystansu wobec człowieka, którego styl życia się nie podoba, i problem wydaje się rozwiązany. Chodzi przecież tylko o to, żeby nikogo nie krzywdzić. Ale takie podejście działa tylko w stosunku do ludzi obcych. W relacji z własnym dzieckiem zasada tolerancji jednak się nie sprawdza, bo żadna obojętność nie wchodzi w grę.