Oczywiście wystarczy nieco prześledzić wypowiedzi kontrowersyjnego kapłana, by się przekonać, iż tak nie jest.
Weźmy chociażby niedawną rozmowę, jaką z księdzem Lemańskim przeprowadziła na łamach "Wysokich Obcasów" Agnieszka Ziółkowska, znana głównie jako pierwsza osoba w naszym kraju, która przyszła na świat w wyniku zapłodnienia in vitro. Pod koniec rozmowy pyta się ona: "Czy sam fakt, że komórka jajowa łączy się z plemnikiem na szkiełku, a nie w organizmie matki, wystarczy, żeby potępiać in vitro, mówiąc, że to »niegodziwe poczęcie«?". Duchowny odpowiada: "Chce pani mnie zepchnąć na tę pozycję, na którą próbują mnie zepchnąć nasi hierarchowie. Na pozycję człowieka, który się jasno opowie, że jest zwolennikiem in vitro, czyli zaprzeczy nauce Kościoła w tej sprawie". Kiedy jednak Ziółkowska dociska swojego rozmówcę słowami: "To naprawdę taka ogromna różnica, gdzie się plemnik z komórką jajową łączy?", ksiądz Lemański bez ogródek przyznaje: "Dla mnie? Nie".
Tym samym kapłan publicznie zadeklarował, że osobiście nie po drodze mu z Kościołem w zakresie teologii małżeństwa. Dlaczego? Według Kościoła to, gdzie się plemnik z komórką jajową łączy, ma znaczenie: prokreacja ściśle wiąże się z uświęconym przez Boga aktem małżeńskim i to ostatecznie Stwórca decyduje o tym, czy nowe ludzkie życie poczyna się czy nie. Ale w zsekularyzowanej cywilizacji jedną z najważniejszych wartości stanowi dążenie do indywidualnego szczęścia, a pełnienie woli Bożej uchodzi za przejaw obskuranckiego podejścia do rzeczywistości. W takich okolicznościach nowe ludzkie życie nie jest już traktowane jako Boży dar, ale jako efekt samej chęci posiadania dziecka. Tym samym człowiek poczęty traktowany jest przez swoich rodziców - wbrew ich najlepszym intencjom - jako przedmiot.
Trzeba zauważyć, że w kwestii in vitro Kościół używa głównie argumentów świeckich, podnosząc problem ginących zarodków. Dzięki temu może prowadzić spór z lewicowo-liberalną częścią opinii publicznej, dla której istnieją wyłącznie "rzeczy widzialne". Tymczasem w nauczaniu Kościoła znacznie istotniejsze są argumenty dotyczące "rzeczy niewidzialnych". Bo jeśli nawet w przypadku in vitro zarodki by nie ginęły, to przecież nadal działoby się coś, co dla zsekularyzowanego umysłu jest fikcją - prokreacja byłaby oddzielana od uświęconego przez Boga aktu małżeńskiego.
Ksiądz Lemański, tak jak wszyscy wierni, ma prawo mieć własne zdanie na każdy temat. Ale gdy wypowiada się w mediach, robi to jako kapłan. Z tego powodu nie jest upoważniony do tego, żeby zajmować publicznie stanowisko sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Tymczasem lewicowo-liberalne media lubią przeciwstawiać takich "fajnych" duchownych jak on bezdusznym instytucjom. Niegdyś próbowano w tym celu wykorzystywać "kremówkowe" oblicze Jana Pawła II. Teraz historia się powtarza - i to w znacznie większym natężeniu - w przypadku Franciszka. Możemy o tym przeczytać w najnowszym wydaniu periodyku "Christianitas" (51/2013).