Rok 2002. Polska jest dwa lata po rozpoczęciu debaty nad zbrodnią w Jedwabnem. Przez media przetacza się dyskusja, przedmiotem której jest problem postaw Polaków wobec Żydów w trakcie niemieckiej okupacji. Rozliczenie jest bolesne. Nie brakuje ostrych sporów o skalę antysemityzmu w okresie wojny. Ich ceną bywa formułowanie oszczerczych, polonofobicznych opinii (argumentów dostarczają „Sąsiedzi" Jana Tomasza Grossa – książka, która wywołała całą tę burzę). A jednak trzeba przyznać, że choć Polacy byli ofiarą III Rzeszy, to również muszą się zmierzyć z faktem, że nie są narodem aniołów.
Tymczasem w Rosji w miesięczniku „Nasz Sowriemiennik" ukazuje się tekst „Szlachta i my" Stanisława Kuniajewa, poety i publicysty, redaktora naczelnego tego czasopisma. Autor przedstawia Polaków jako naród, który w czasie drugiej wojny światowej był kolaborantem Niemców. Kreśli przy tym szeroką panoramę historyczną, stwierdzając: „w szeregach Wehrmachtu walczyło przeciwko ZSRR ponad 100 tysięcy Polaków. To poważna liczba. Można ją porównać z liczbą polskich kawalerzystów marszałka Poniatowskiego, który szedł w składzie armii Napoleona na Moskwę w 1812 r. To była już jakby czwarta (po roku 1612, 1812 i 1920) wyprawa Polaków na nasze ziemie".
Znamienne są słowa Kuniajewa dotyczące Powstania Warszawskiego: „Zepsuta śmietanka szlachty, która zdezerterowała z Polski jesienią 1939 r. do dalekiej Anglii, zapragnęła w 1944 r. wrócić do władzy w Warszawie po trupach radzieckich żołnierzy". Kwestionowana jest też odpowiedzialność Związku Sowieckiego za zbrodnię katyńską – naczelny „Naszego Sowriemiennika" uważa, że obowiązująca wersja wydarzeń w Katyniu ustalona została w 1992 r., kiedy nowe władze Rosji postawiły przed historykami zadanie skompromitowania sowieckiej przeszłości.
Wreszcie pod adresem Polaków pada oskarżenie o brak skruchy za mord w Jedwabnem: „Im mocniej będą truć Polacy swoje dusze wspomnieniami o Katyniu, tym częściej z ciemnego i bezdennego niebytu historii będą wypływać na powierzchnię życia widma kolejnego Jedwabnego". Autor podkreśla, że Rosjanie tym się różnią od Polaków, że nie mają na sumieniu takich rzeczy jak jedwabieński mord.
Sekrety polskiej dyplomacji
Ktoś mógłby całą sprawę skomentować, że nie ma co sobie zawracać głowy ekscentrycznym publicystą, jakich w Rosji nie brakuje. To nie żaden wyższy rangą urzędnik państwowy. Jeśli więc nawet ktoś taki jedzie po bandzie, nie on prawdopodobnie decyduje o linii, jaka obowiązuje w rosyjskich podręcznikach historii.
A jednak obarczanie Polaków winą za zbrodnie drugiej wojny światowej nie jest w Rosji domeną jakichś niszowych środowisk. Oto mamy rok 2009. Zbliża się 70. rocznica wybuchu drugiej wojny światowej. Ówczesny premier Rosji Władimir Putin wybiera się na uroczystości do Polski. W drugiej połowie sierpnia w rosyjskich mediach krąży rewelacja o współpracy władz międzywojennej Polski z władzami hitlerowskich Niemiec. Historyk Aleksander Diukow stwierdza, że do polsko-niemieckiego paktu o nieagresji z 1934 r. dołączony był tajny protokół wymierzony w Związek Sowiecki.
Wreszcie 1 września rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) publikuje tom dokumentów „Sekrety polskiej dyplomacji w latach 1935–1945". Mają one stanowić dowód na to, że II RP zawarła z III Rzeszą tajny sojusz antysowiecki (skądinąd za źródła posłużyły tu dezinformacje „Dwójki", czyli polskiego wywiadu międzywojennego). Na stronie internetowej SWR pojawia się obwieszczenie, że Józef Beck był agentem niemieckiego wywiadu.