Pensjonat w Ostrowi

Jaki sens miała śmierć Jadwigi Długoborskiej? W imię jakich wartości zginęła? I czego można dowiedzieć się o niej, dociekając prawdy po 70 latach?

Publikacja: 06.12.2013 18:53

Grupa ostrowskich Żydów na chwilę przed wymordowaniem całej społeczności

Grupa ostrowskich Żydów na chwilę przed wymordowaniem całej społeczności

Foto: Archiwum IPN

Red

Siódmego kwietnia 1931 r. na dziedzińcu neogotyckiego kościoła w Ostrowi Mazowieckiej, otulonej sosnowymi lasami Puszczy Białej, Maria z Ostrowskich i jej świeżo poślubiony mąż Witold Pilecki odbierali kwiaty i życzenia od licznie zgromadzonych gości. Mieszkańcy Ostrowi przyzwyczaili się do wojskowych małżeństw i widoku munduru wojskowego. W pobliskim Komorowie działała Szkoła Podchorążych Piechoty i stacjonował 18. Pułk Artylerii Lekkiej (PAL) – symbole niepodległego państwa. Po ulicach miasta chodził major Henryk Sucharski i Zygmunt Szendzielarz, w latach wojny dowódca partyzantki wileńskiej, ps. Łupaszka. Bezpośrednio po wojnie jeden z żołnierzy „Łupaszki", Leon Beynar, szerzej znany jako Paweł Jasienica, autor takich bestsellerów, jak „Polska Piastów" czy „Polska Jagiellonów", ukrywał się w pobliskiej miejscowości Jasienica, od której nazwy przyjął swój pisarski pseudonim.

Osiem lat po ślubie Pileckich, na początku września 1939 r., wojsko niemieckie zajęło Ostrów Mazowiecką. Przez pewien czas ważyły się losy miasta. W końcu granicę wytyczono ostatecznie. Ostrów znalazła się po stronie niemieckiej, siedem kilometrów dalej rozciągała się strefa rosyjska. W dniu największego święta narodowego Polski, 11 listopada 1939 r., Niemcy przeprowadzili pierwszą na terenie Generalnej Guberni masową eksterminację około 500 ostrowskich Żydów; mężczyzn, kobiet i dzieci. Tego dnia Jadwiga Długoborska, właścicielka niewielkiego pensjonatu, udzieliła po raz pierwszy schronienia dziesięciu żydowskim mieszkańcom miasta. Na skutek donosu w nocy z 23 na 24 czerwca 1944 r. została aresztowana, poddana ciężkiemu śledztwu i zamordowana strzałem w tył głowy w pobliskich lasach Guty Bujno. Do końca okupacji niemieckiej zabrakło jej dwóch miesięcy. Na jej nagrobku rodzina wyryła krótki napis: „Jadwiga Długoborska. 29 VI 1944. Zmarła śmiercią męczeńską". Jaki sens miała śmierć Jadwigi Długoborskiej? W imię jakich wartości zginęła?

Od chasydów do socjalistów

W latach międzywojennych Ostrów liczyła około 17 tysięcy mieszkańców, z czego mniej więcej połowę stanowili Żydzi. Ludność żydowska napływała falami w XIX w. z terenów Rosji. Osadników z Rosji było tak wielu, że wykształcili lokalną odmianę jidysz, typową dla regionu Ostrowi. Zajmowali się głównie handlem i drobnym rzemiosłem.

W 1927 r. w centrum miasta wyrósł piękny ratusz, a nieduży drewniany kościółek zastąpiła neogotycka świątynia z czerwonej cegły. Miasto było żywe politycznie. Henryk Józewski, szef Komendy Naczelnej III Polskiej Organizacji Wojskowej, a później wojewoda wołyński, mawiał, że Polska sprzed 1918 r. była cała endecka. Nie inaczej było w Ostrowi. Większość stowarzyszeń społecznych na przełomie XIX i XX w. animowana była przez Narodową Demokrację. Endecję reprezentował pierwszy poseł do rosyjskiej Dumy, lekarz Jan Harusewicz, z endecją związany był burmistrz Ludwik Mieczkowski, który zasłynął z tego, że za swoje urzędowanie pobierał symboliczną złotówkę. Dopiero w latach międzywojennych wśród miejscowej inteligencji, zasilonej przybyszami z Warszawy i Wilna, umocnili się piłsudczycy. Społeczność żydowska była bardzo zróżnicowana; od chasydów do młodzieży zrzeszonej w syjonistycznym Bejtarze  i socjalistycznym Bundzie. Działały hedery, szkoła dla dziewcząt Bais Yaakov, klub sportowy Makabi, żydowska biblioteka i dwie synagogi.

Jadwiga Długoborska urodziła się w 1899 r. jako trzecia córka Aleksandra Wagnera i Karoliny z Leszczyńskich. Ojciec pochodził z rodziny osadników niemieckich, całkowicie spolonizowanych, wrośniętych w patriotyczną tradycję polską, matka ze zubożałego kresowego ziemiaństwa. Małżeństwo Wagnerów było zgodne i szczęśliwe, dzieci sypały się im jedno po drugim, oszczędziła je szalejąca tuż po I wojnie światowej grypa hiszpanka. W drewnianym kościółku w Ostrowi ochrzczono kolejno: Olimpię, Cecylię, Jadwigę, Stachnę, Janeczkę, Basię, Ludomira i najmłodszą rudowłosą Wandę.

Do lat 30. rodzina Wagnerów przyjęła do swego grona dwóch poruczników wojsk lądowych, jednego pilota, jednego filologa klasycznego z legionową przeszłością i jednego prawnika – wszystkich zadeklarowanych piłsudczyków. Basia po kursie łączności w Zegrzu została pracowniczką Sztabu Głównego w Warszawie, Janeczka podjęła pracę w warszawskim Korpusie Ochrony Pogranicza, Stachna ukończyła polonistykę i uczyła w gimnazjum w Wieluniu.

Losy Jadwigi potoczyły się jeszcze inaczej. Wyjechała do Siedlec, gdzie ukończyła prywatną pensję dla dziewcząt Konstancji Zembrzuskiej. W 1919 r. w wieku 20 lat poślubiła starszego o 21 lat Bolesława Długoborskiego. Ojciec Bolesława – Konstanty Długoborski – był znanym w okolicy społecznikiem oraz senatorem z ramienia endecji. 22 grudnia 1922 r. w drodze na pogrzeb Gabriela Narutowicza został zamordowany. Śledztwo wykluczyło motyw rabunkowy, nigdy nie znaleziono mordercy, domyślano się, że Konstanty padł ofiarą politycznej zemsty. Jadwiga w tym czasie przebywała w Oblęgorku, gdzie jej mąż z bratem Aurelim Długoborskim zarządzali dobrami noblisty. W 1921 r. przyszedł na świat ich jedyny syn Henryk, którego do chrztu podawali Henryk Józef Sienkiewicz i Jadwiga Sienkiewicz, syn i córka pisarza.

Kiedy matka Karolina Wagner wydawała za mąż swoje kolejne córki, kreśliła im znak krzyża na czole i mówiła: „Pamiętaj, jeśli będzie źle, to do nas wrócisz". I Jadwiga w połowie lat 20. wróciła, z walizką ubrań i małym dzieckiem pod pachą. Pomagała ojcu w administrowaniu nieruchomościami, po jego śmierci w 1933 r. przejęła całkowicie jego obowiązki. Jako jedyna z rodzeństwa została w Ostrowi. Na początku lat 30. założyła mały pensjonat przy ulicy 3 Maja 16.

Jej korespondencja z Janeczką spłonęła w Powstaniu Warszawskim. Janka, uciekając z małym dzieckiem na ręku, chwyciła kilogram ligniny i trochę ubrań. O listach nie pamiętała. Zachowała się tylko kartka pocztowa z 1929 r. z grafiką Ostrowa Tumskiego i mostem Chrobrego w Poznaniu, skreślona ostrym charakterem pisma Jadwigi. Co jeszcze? Kilka zdjęć, krzyżyk wysadzany kremowymi perełkami, wykuty ręcznie medalik z krzywą zawieszką, który lubiła. Ma go na szyi na jednym ze zdjęć. W chwili wybuchu wojny Jadwiga miała lat 40. Jej gęste, piękne włosy przyprószyła niewielka siwizna.

Zagłada sztetła

Po wkroczeniu Niemców 8 września 1939 r. rozpoczęły się prześladowania żydowskich mieszkańców miasta: obcinanie bród, palenie świętych ksiąg, zmuszanie do czyszczenia ustępów tałesami, rabunek mienia żydowskiego: sklepów i prywatnych mieszkań. Eskalacja nastąpiła 10 listopada, kiedy Niemcy podpalili synagogę i opustoszałe żydowskie domy wokół rynku, a potem oskarżyli Żydów o wzniecenie pożaru w mieście. Świadkowie zeznawali po wojnie, że Niemcy zakazali gaszenia pożaru i czekali, aż ogień wygaśnie sam.

Po wybuchu pożaru całe miasto oplakatowane zostało dwujęzycznym obwieszczeniem informującym, że winnymi podpalenia miasta są Żydzi i poniosą za to karę. 11 listopada Einsatzgruppen przeczesywały dom po domu, gromadziły wszystkich pozostałych w mieście Żydów. Starców zapakowano na wozy, kobiety i dzieci do autobusów. Mężczyzn na miejsce straceń wysłano piechotą.

Pochód mężczyzn idących czwórkami otwierał żydowski chłopak Ersiek. Przed wojną mawiano, że był czarodziejem, bo przewidywał różne rzeczy. Jeśli się komuś urwało koło u wozu, to wyrastał przed nim z nowym kołem na zmianę. Jeśli rodzina czekała na krewnego, to on pierwszy biegł z wiadomością, że gościa nie będzie, bo chory. Skąd to wiedział? Nie wiadomo. 11 listopada widziano go, jak szedł na śmierć z łopatą przerzuconą przez ramię. Zamordowano go razem z Mońką Bendet, Jankielem Frejmanem, Abrahamem Goldmanem, znaną akuszerką Dorą Grossman, jej małoletnią córką Mirą, Anszelem Knorpelem, Rywką Lichtenstein, Adelą Lipskier i Rywką Rechelson. Niemcy uwiecznili swoją zbrodnię na zdjęciach.

Jedno ze zdjęć kupiła niedawno na niemieckiej aukcji za kilka euro dziennikarka ostrowskiej prasy. Na zdjęciu tłum młodych siedzi ciasno obok siebie na ziemi. Jeśli przyjrzeć się uważnie zdjęciu, to wśród siedzących widać też ciemne ubrania i brody ortodoksyjnych Żydów. Na sprzedaż zdjęcie wystawiono z podpisem: „Na chwilę przed masową eksterminacją 11.11.1939 r. Ostrów Mazowiecka".

Ale to nie jest listopad. Na drzewach okalających rynek widać liście, zielone i bujne. Mężczyźni ubrani są w lekkie marynarki i jasne, letnie cyklistówki. A listopad 1939 r. był bardzo zimny. W dzień Wszystkich Świętych Polacy poszli zapalić lampki na grobach bliskich w ciepłych paltach i czapkach na głowach. Zdjęcie przedstawia inne wydarzenie. Na początku września, tuż po zajęciu miasta, Niemcy wygarnęli około 300 mężczyzn – Polaków i Żydów – na rynek w charakterze zakładników. Przesiedzieli na tym rynku dobę. Po selekcji  Polaków puścili i nakazali im rozgłosić, że każdy akt niesubordynacji wobec władzy niemieckiej karany będzie egzekucją. Żydów wywieźli w nieznane miejsce. Zagłada ostrowskich Żydów została poprzedzona sterroryzowaniem całego miasta. Mieli pozostać ze swoim losem sami.

Czajnik w siedzibie gestapo

Siedziby gestapo znajdowały się w dwóch miejscach: w budynku Browaru, który przed wybuchem wojny należał do braci Teitl, oraz w tzw. Czerwoniaku, kamienicy z czerwoną elewacją, w której z kolei mieścił się skład żelazny zamożnego kupca Lichtensteina. Pod koniec sierpnia 1944 r. wycofujący się Niemcy wysadzili Browar. Z dokumentacji nie zachował się nawet papierek. Panowie miasta jednym skinieniem głowy skazujący na obóz koncentracyjny lub egzekucje tuż po wojnie rozpłynęli się w powietrzu.

W latach 50. na miejscu Browaru wybudowano szkołę podstawową. Czerwoniak przy ulicy Pocztowej dopiero kilka lat temu przeszedł gruntowną przebudowę. Na dziedziniec wchodzi się przez bramę, po prawej stronie, poniżej poziomu ziemi, małe schodki prowadzą do piwnicy, gdzie przetrzymywano więźniów. Przez główne drzwi wchodzi się na piętro, na którym jest kilka niedużych pokoi: niegdyś siedziby gestapowców, dzisiaj mieszczą się tam urzędy i prywatne firmy. Słychać brzęczenie telefonu, klikanie w klawiaturę komputera, szumiącą wodę na herbatę. Przychodzą interesanci. Normalne życie. W tym budynku ludzie czekali na swoją śmierć.

Czerwoniak od pensjonatu Długoborskiej, w którym ukrywali się Żydzi, dzieliło może 150 metrów. Pokonanie takiej odległości zajmuje zaledwie kilka minut. Gdy nie ma wielkiego mrozu, taką odległość można pokonać w kapciach. Nogi nie zdążą przemarznąć, jeśli idzie się szybko.

Anton Birkenfeld, „Cyk": Niski, krępy, nosił okrągłe okulary w metalowej oprawie. Nie wiadomo, jakie miał włosy, wszyscy pamiętają go w czapce. Mówił płynnie po polsku, był szefem sekcji śledczej miejscowego gestapo. „Cykiem" nazywany był przez Niemców i Polaków. Jest kilka wersji, skąd wzięło się jego przezwisko. Jedna jest taka, że jak zadawał więźniowi pytanie, to odliczał upływający czas: „cyk, cyk, cyk". Inna mówi, że jak bił, to dodawał „cyk" . Może obie są prawdziwe.

Kobiecie pracującej w starostwie mignął kiedyś przed nosem swoim dowodem: „Wiesz, kim ja jestem? Wiesz?" „No, jesteś przecież Cyk" „Nie, ja jestem Anton Birkenfeld Psyk!". Kiedy puknął palcem w nazwisko, kobieta chwyciła kątem oka informację, że urodził się w Wielkopolsce. W dokumentach archiwalnych w IPN zapisane jest inaczej. Miał urodzić się w 1910 r. i pochodzić z Dolnego Śląska. Tyle że sami śledczy nie byli pewni swoich informacji. Pewne jest, że we wrześniu 1939 r. polski obywatel Antoni Psyk wyjął z szafy mundur gestapo i rozpoczął nowy etap życia jako Anton Birkenfeld Psyk, lojalny funkcjonariusz policji politycznej III Rzeszy.

Psyk dużo pił. Kiedy na przesłuchaniach pojawiał się z oczami przekrwionymi od wódki, to był zły znak. Szybciej wpadał w szał i bił mocniej. Aresztowanych obrzucał wyzwiskami, z których „ty polska świnio" było stosunkowo łagodną obelgą. Mógł pobić lub zabić. Za potajemny ubój krowy, za konspirację, za pomoc Żydom, za brak ukłonu na ulicy. 25 maja w 1943 r. grupa dywersyjna AK „Opocznik" dokonała zamachu na starostę niemieckiego dr. Reinholda Ekerta. Zamach odbił się echem po całej okupowanej Polsce. Dawał nadzieję, wszystkim, Żydom i Polakom. Odnotował go w swojej „Kronice lat wojny i okupacji"  Zbigniew Landau.

Po zamachu wściekły „Cyk" wypadł na ulicę i zabił przypadkowych pięć osób. Potem i tak Niemcy zarządzili łapankę. W samej Ostrowi aresztowali 140 mężczyzn. Zwozili ich kolejno do Czerwoniaka, spisywali nazwiska, potem ładowali do ciężarówek. Jednym kazali klęknąć, innym położyć się twarzą do podłogi. Wszystko ciągnęło się przez kilka godzin. Więźniowie wiedzieli, dlaczego żandarmi siedzący w tyle mają karabiny maszynowe i po co ubezpiecza ich samochód z gestapowcami. W jednej ciężarówce umówili się, że nie dadzą się pokornie zawlec na śmierć. Kiedy ciężarówka skręciła w las, zrzucili plandekę na żandarmów. Ci, co wyskoczyli pierwsi, wpadli prosto na gestapowców, pozostali uciekali, ile siły w nogach w las. Niemcy skosili ich seriami z karabinów maszynowych. Ocalało pięciu.

W Browarze i Czerwoniaku był też Blaschke, tłumacz w czarnym mundurze. Nie miał za dużo roboty, bo połowa ostrowskiego gestapo i żandarmerii mówiła płynnie po polsku. Tłumaczył w wyjątkowych okolicznościach. Żandarmi, jak Edmund Rollof z posterunku w Ostrowi, Herbert Erich Zachei z posterunku w Małkini oraz Wilhelm Gauger (Gałkowski) z pobliskich Bogut, który palił ludzi żywcem, wszyscy mówili po polsku. Poszukiwany po wojnie żandarm Bakalarski, ścigany jako zbrodniarz wojenny, odpowiedzialny głównie za mordowanie Żydów, też znał polski. W aktach starostwa powiatowego za okres wojny są jego dokumenty ze zdjęciem. Otwórzmy je: Gustav Bakalarski, rok urodzenia: 1913 r. , miejsce urodzenia: wieś Chinów w województwie radomskim, wyznanie: ewangelickie, matka Julianna, podpisała volkslistę, ojciec nieznany. Blaschke przez pierwsze miesiące pracy w Ostrowi Mazowieckiej mieszkał razem z żoną w pensjonacie Długoborskiej. Informacja, że pochodził z Gdańska, była właśnie od niej. Jeśli pracę podjął od jesieni 1939 r., to w pensjonacie połączonym z kwaterami pod wynajem 11 listopada 1939 r. mogli znajdować się pod jednym dachem: małżeństwo Blaschke i ostrowscy Żydzi.

W relacjach wielu mieszkańców Ostrowi Blaschke pomagał Polakom; przede wszystkim ostrzegał przed aresztowaniem. Stanął kiedyś w obronie napastowanej przez „Cyka" młodej dziewczyny, Polki. Ale jeśli trzeba było przesłuchiwać z „Cykiem", to również bił. Świadczą o tym powojenne zeznania ofiar. Tych, co przeżyli, co wrócili z Auschwitz, Ravensbrück i Gross-Rosen. Pomaganie Polakom miało swoje wyraźnie zakreślone granice.

Część hotelową od mieszkania prywatnego dzieliły dwa małe przedpokoje. Mieszkanie prywatne składało się z kuchni, pokoiku za kuchnią i pokoju stołowego. Z pokoiku prowadziły do dwóch pomieszczeń małe, zamaskowane drzwi, zawieszane paltami. „W tych pokojach – relacjonowała Wanda Wujcik – Jadwiga ukrywała Żydów". Świadkiem maskowania drzwi i tapetowania ściany była lokatorka, zaprzyjaźniona z siostrzenicą Długoborskiej: Danuta Kempisty z domu Godlewska, dzisiaj emerytowana nauczycielka języka polskiego. O ukrywanych tam ludziach nie miała pojęcia, była jeszcze dzieckiem. Pierwszymi „nielegalnymi" lokatorami Jadwigi było dziesięciu ostrowskich Żydów, których ocaliła przed eksterminacją z 11 listopada 1939 r. Rodziny: Rekant, Ryszke, Lewartowicz, Szumowicz u Długoborskiej spędzili krytyczny dzień, nazajutrz podjęli próbę przedarcia się na stronę okupowaną przez ZSRR. Z Białegostoku dali znać Długoborskiej, że dotarli bezpiecznie na miejsce. Sygnał życia wysłany w środku szalejącego terroru to dowód solidarności, jaka wywiązywała się między ukrywającymi i ukrywanymi.

Kolejni lokatorzy „na gapę" są związani z historią, która niemal nie zakończyłaby się tragedią. W jesieni 1940 r. Długoborską odwiedziła mieszkająca w Warszawie Janeczka. Jej córka Beata urodziła się 12 stycznia 1941 r., więc mógł być to listopad, może Wszystkich Świętych, bo pod sukienką rysował się już duży ciążowy brzuch. Jadwiga, rozmawiając z siostrą, kąpała w balii dwójkę żydowskich dzieci, za ścianą znajdowała się ich matka, może jeszcze kilka innych osób.

Kiedy namydlała dzieciom głowy, do kuchni wszedł niemiecki żandarm. Pełno ich było na ulicach. Pensjonat dodatkowo znajdował się pod stałą kontrolą gestapo. Codziennie wcześnie rano ktoś z pensjonatu musiał biec do siedziby gestapo w Browarze z książką meldunkową gości. Wzbudzało to podejrzenia i komentarze sąsiadów, ale z pensjonatu – oprócz samej właścicielki – nikogo w czasie wojny nie zabrano. Jadwiga witała gości uśmiechem, wypytywała o cel przybycia, po czym uprzedzała, że informacje te będzie musiała złożyć na gestapo. Goście rezygnowali sami. Dla przybyszy „niemeldowanych" były piwnica i drewutnia w ogrodzie za domem. Do okazywania książki meldunkowej gości zdążono już w pensjonacie przywyknąć. W 1944 r. robiła to siostrzenica Długoborskiej, szczuplutka nastolatka z grubymi warkoczami, Hania Pachecka. Jednak żandarmi i gestapowcy zaglądający do pensjonatu nie wchodzili do części prywatnej.

Wtedy na jesieni 1940 r. stało się inaczej, więc kiedy żandarm zadał pytanie: „Czyje to dzieci?", to Janeczka, choć przed wojną pracowała w Korpusie Ochrony Pogranicza i nerwy miała mocne, zaniemówiła. Pomyślała, że wszyscy zginą, a ona się nie dowie, czy w brzuchu kopie ją syn czy córka. I wtedy usłyszała śmiech Wisi: „Jak to, czyje dzieci? Nie widzisz, że siostra z Warszawy przyjechała! Z trzecim dzieckiem w ciąży chodzi, a ty się głupio pytasz, czyje dzieci. No chyba że nie moje, tylko jej". I tym babskim gadaniem go uśpiła, żandarm odszedł. Jadwiga polegała na swoim refleksie, niełatwo ją było zbić z tropu.

Długoborska nie oddzielała pomocy Żydom od działania w podziemiu. Sama była w konspiracji, najprawdopodobniej w AK. Spotykali się u niej żołnierze miejscowego oddziału „Opocznika": major Henryk Pracki, „Rola", major Eugeniusz Mieszkowski, „Ostry", Władysław Reda, „Jeliński", porucznik Edward Nowicki, „Tyczka", porucznik Henryk Dubois, „Ryszard", komendant ośrodka „Brok".

Cała jej rodzina odmówiła podpisania volkslisty. Wszyscy czuli się Polakami. Jadwiga gardziła niemieckim nacjonalizmem. Rozmawiając z nią mały, krępy „Cyk" – bądź co bądź przedstawiciel narodu panów – musiał zadzierać wysoko głowę, aż mu się czapka krzywiła. Taka była wysoka.

Cyczyna

Ale z tym „Cykiem", co siedział w Czerwoniaku sto pięćdziesiąt metrów dalej, trzeba było jakoś żyć. Żeby nie zabił. Kiedy w marcu 1943 lub 1944 r. przyszedł zameldować swoją żonę w pensjonacie, nie mrugnęła nawet okiem.

„Cyczyna", bo tak na nią mówili, była niewysoka, ruchliwa. Lubiła sobie pogadać. Tylko jak mówiła po polsku, to robiła błędy. Gdy zrobiła kiedyś dla pani Długoborskiej zakupy, oznajmiła cienkim głosem, że „cebulów w sklepie nie ma". Ludzie dziwili się, że taki potwór jak „Cyk" ma całkiem przyjemną żonę. Normalną, zwykłą. Nie miała swastyki na czole. Była banalna. Jej mąż dla Rzeszy niemieckiej robił nieprzyjemną robotę. Na tortury chodził do browaru jak urzędnik do pracy. Fryzjer, który go strzygł, zeznawał po wojnie, że pewnego razu przyszedł na gestapo i czekał na „Cyka" w pokoju. Zza ściany dochodziły głuche odgłosy uderzeń. Ofiara nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Po chwili „Cyk" pojawił się w zlanej potem koszuli. Sytuacji gięcia karku przed mordercami doświadczali przede wszystkim cywile. Fryzjer wprawną ręką wodził nożyczkami po głowie oprawcy.

Jadwiga przyjmowała do pensjonatu jego żonę. Dawała jej świeżą pościel i klucze od pokoju. Kilka miesięcy później „Cyk" powita Jadwigę w Browarze. Na ścianie za jego plecami Jadwiga zobaczy pejcze, bykowce w różnych rozmiarach. „Cyk" rozpocznie pogadankę o niemieckim rodowym nazwisku i Żydach. Za oknami było piękne lato.

Autorka jest historykiem, pracuje w PAN

Historia pensjonatu Jadwigi Długoborskiej, ostrowskiego gestapo i powojennego UB w najbliższym, grudniowym numerze „Teologii Politycznej"

Siódmego kwietnia 1931 r. na dziedzińcu neogotyckiego kościoła w Ostrowi Mazowieckiej, otulonej sosnowymi lasami Puszczy Białej, Maria z Ostrowskich i jej świeżo poślubiony mąż Witold Pilecki odbierali kwiaty i życzenia od licznie zgromadzonych gości. Mieszkańcy Ostrowi przyzwyczaili się do wojskowych małżeństw i widoku munduru wojskowego. W pobliskim Komorowie działała Szkoła Podchorążych Piechoty i stacjonował 18. Pułk Artylerii Lekkiej (PAL) – symbole niepodległego państwa. Po ulicach miasta chodził major Henryk Sucharski i Zygmunt Szendzielarz, w latach wojny dowódca partyzantki wileńskiej, ps. Łupaszka. Bezpośrednio po wojnie jeden z żołnierzy „Łupaszki", Leon Beynar, szerzej znany jako Paweł Jasienica, autor takich bestsellerów, jak „Polska Piastów" czy „Polska Jagiellonów", ukrywał się w pobliskiej miejscowości Jasienica, od której nazwy przyjął swój pisarski pseudonim.

Osiem lat po ślubie Pileckich, na początku września 1939 r., wojsko niemieckie zajęło Ostrów Mazowiecką. Przez pewien czas ważyły się losy miasta. W końcu granicę wytyczono ostatecznie. Ostrów znalazła się po stronie niemieckiej, siedem kilometrów dalej rozciągała się strefa rosyjska. W dniu największego święta narodowego Polski, 11 listopada 1939 r., Niemcy przeprowadzili pierwszą na terenie Generalnej Guberni masową eksterminację około 500 ostrowskich Żydów; mężczyzn, kobiet i dzieci. Tego dnia Jadwiga Długoborska, właścicielka niewielkiego pensjonatu, udzieliła po raz pierwszy schronienia dziesięciu żydowskim mieszkańcom miasta. Na skutek donosu w nocy z 23 na 24 czerwca 1944 r. została aresztowana, poddana ciężkiemu śledztwu i zamordowana strzałem w tył głowy w pobliskich lasach Guty Bujno. Do końca okupacji niemieckiej zabrakło jej dwóch miesięcy. Na jej nagrobku rodzina wyryła krótki napis: „Jadwiga Długoborska. 29 VI 1944. Zmarła śmiercią męczeńską". Jaki sens miała śmierć Jadwigi Długoborskiej? W imię jakich wartości zginęła?

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał